Hej hej, ja też postanowiłam sie tu powyżalać...
Na poczatku, jak byłam w ciąży... to teściowa do rany przyłóż, normalnie cudo. Ale już mnie zroziła jak byłam w zpitalu a ona przyjechała zobaczyc małą i powiedziała tekst tpu "dziękujemy ci za nią" troche mnie to zdziwiło... oni mają dwóch synów i może zawsze chciała mieć córkę... no sama nie wiem. W każdym raize... Ominę początki bo sama tez miała depresję poporodową więc wszystko inaczej odbierałam... Ale teraz to jest tak, że cos się dzieje złego to jest to moja wina!!! Jak mała sie zrzygała już to dawno było chyba z miesiąc temu - i ona się dowiedział że mała nie chce jeść od dwóch dni... mój mąż jej powiedział jak zadzwoniła aby zapytac o i jak u małej... To zadzwoniła do mnie potem i powiedział że to moja wina bo jej za szybko mięso podałam i wogóle źle że nie karmię juz piersią... (zanikło mi mleko to przecież ze nie wyczaruje do cholery!!!) A tak wogóle jak jeszcze karmiłam to teść mówi do mnie - no daj popatrzeć... Ja mówię SŁUCHAM???!!!??? No przepraszam ale to dla mnie dość osobiste (ja pier...ę nie znam człowieka obcy dziad...) a on że karmiącą matkę swojej wnuczki musi widzieć to ja wyszłam z małą do dużego pokoju o sie obrazili...
Głupie no nie?
No w każdym razie jak byłam u nich... jakiś miesiąc temu to karmiłam małą własnie jakąś zupka ze słoiczka i mała jak to u obcych w domu marudziła trochę i wywijała głóką aby tylko ni jeść... więc już usłyszałam tekst typu: no tak, biedactwo, teraz oni cię za karę karmią... Jeden raz mąż pojechał do nich w weekend sam bo miał sprawe do ojca to matka sie popłakała że ja jestem złośliwa i takie tam (no może i jestem...
![język :-p :-p](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/p.gif)
) i powyzywała mnie to mój mąż od nich wyszedł trzaskając drzwiami i od tamtej pory się do nich nie odzywa i oni do niego też nie... a ja postaowiłam jednak być dobra (co mnie podkusiło???) i pojechałam tam sama z dzidzią i udawałam że po porstu mój Arek o niczym mi nie powiedział... i oni powiedzieli mi że on był bezczlny i wyszedł wogóle chamski imatka znowu ryczała... dorosła kobieta... owszem ja mam swoje zasady i stwierdzam że miała sznsę wychować swoje dzieci niech mie sie nie wpierd... i bardzo mnie wkurzało jak mi małą przekręcała w łóżeczku bo dziecko trzeba przekładać bo będzie miała kolkę - więc mała mi sie obudziła - więc jej powiedziałam że ma ją zostawić jak śpi to ryczy znowu... innym razem powiedziałam (u nich) że nie życze sobie aby pies podchodził do małej - ja jestem uczulona a zresztą oni nie dbaja o niego burdny i śmierdzący chodzi po dworzu wącha kupy i potem nos mi do dziecka pcha - PO MOIM TRUPIE!!!!! więc ona znowu ryczy bo ja to ie pozwalam się do dziecka zblizyć... jak tylko ona się pojawiała w pobliżu to zaczynała macać małaą po nogach, raczkach - ja tak nie robię ani mój mąż i mała była dość nerwowa bo nie lubi takiego trzymania za kończyny a tesciowa potrafiła wręcz się przemieszczac ze mną jak trzymałam małą na rękach aby tylko cały czas trzymac jej nogę... więc powiedziałm że ona tak nie lubi... znowu ryczy.... ja juz nie wiem
Wogóle mieszkamy niedaleko od siebi - 15min samochodem, 25 autobusem... oni byli tu z półtora miesiąca temu... a przedtem jakieś 3 miesiące ale ja mam zapierd... z małym dzieckiem do nich bo musza małą zobaczyć... kumacie???? Fakt, my mamy samochód seicento a oni bez ale to chyba nie znaczy że tylko ja mam jeździć.... taki wyjazd psuj mi dzień mała mi zasypia w samochodzie, nie śpi regularnie jak zawsze... nie zawsze mi to zreszta pasuje... ech narzekam i narzekam...
Ogólnie rzecz biorąc, ja jestem zła, zaborcza, nikomu nie daję dziecka, wogóle nastawiam małą negatywnie do dziadków (przykład: bylismy w zoo i trzymałam ją na rękach - bo była juz znudzona - miała jakies 2 miesiące - i teść podszedł i ja mówię zobacz dziadek zje ci nóżkę - dziadek je nóżkę - a mamusia zje ci rączkę am am am am - tesciowa idzie z przodu oglada się i mówi - pod nosem ale tak abym na pewno słyszała - no tak, teraz to dziadkami dziecko straszycie...) AAAAAAAAAAAAAAa
Koszmar - już nie byłam u nich 3 tygodnie oni nie dzwonią i nic...
Problem u nas jest tego typu że mieszkamy w ich mieszkaniu - w innej dzielniccy Gdańska - udało im się kupić na starość 2 pokoje i pozwolili nam je zająć na czas znalezienia własnych 4 kątów... - i czuję się tak jakbym była coś im winna... przecież remont i tak musieliby zrobić... wczesniej czy później - jedynymi dodatkowymi wydatkami była kuchenka i szafki do predpokoju - razem 2tys złotych. Moja mama nakupowała całą resztę ubranka dla małej, zabawki - w pip ich - do łóżeczka takie akwaium, wisząca karuzela co rzuca na ścianę i sufit jakieś obrazki... łóżeczko, telewizor nam dali... na lodówkę na pralkę...
pierdoły takie które kosztuja duuużo więcej niż to co oni a nosdzą się z tym... wiecie pewnie o co mi chodzi... I po protu czasem mam małe wyrzuty sumienia że powinnam tam częściej jeździć - do własnej mamy jeżdżę nie częściej jak dwa-trzy razy w miesiącu a u nich mam być częściej - a z jakiej raacji...
Ech, szkoda gadac no nie?
Itak to wszystko moja wina....
Kończę bo mąż się dobija do komputera...
Pozdrawiam Was i życze wytrwałości...