Witam :-) Postanowiłam napisać na forum, bo sama nie daję już sobie rady z moimi emocjami. Jestem mamą wcześniaka, sporo przeszliśmy, zarówno ja ze swoim zdrowiem, jak i moje dziecko, które musiało walczyć o życie. Od początku mojego macierzyństwa mieszkamy z matką mojego męża. Nie powiem, kobieta nie jest jakaś szczególnie zła, jest wdową, jest samotna, jeszcze zanim pojawiło się na świecie nasze dziecko to nieraz uprzykrzała nam życie, miała pretensje do męża, że poświęca jej za mało czasu (jak zaczęliśmy się spotykać), chciała wszędzie jeździć z nami i obrażała się jak chcieliśmy gdzieś wyskoczyć sami. Znalazła inny sposób, praktycznie co tydzień wyciągała mojego męża do swojej rodziny, która mieszka w innym mieście, tak więc weekendy spędzałam z nimi wyjazdowo. Po narodzinach dziecka wszystko zmieniło się o 360 stopni, teściowa zrozumiała już, że stanowimy odrębną rodzinę i nie wchodzi nam już w paradę tak jak dawniej, chociaż bywają wyjątki, bo lubi się wtrącać we wszystko, musi znać każdy szczegół z naszego życia, co mnie b.męczy i nawet mój mąż ma jej momentami dość, mamy swoje tajemnice i staramy się, by pewne informacje nie docierały do niej. Jestem zmęczona mieszkaniem z nią i pragnę byśmy mieli swoje mieszkanie, ale niestety póki co nie jest to możliwe...To tak ogółem, natomiast problem tkwi chyba jednak we mnie, w moich emocjach. Mianowicie jestem zazdrosna o swoje dziecko, nie lubię gdy teściowa się nim zajmuje, gdy je całuje, tuli, czuję wtedy jak wali mi serce, czuję niemal ból i ukłucie gdzieś w środku...nie umiem sobie z tym poradzić, bywało że było lepiej, udawało mi się przetłumaczyć sobie, że przecież jest babcią, że nie mogę zabronić jej kontaktu z wnukiem. Niestety na moje emocje chyba miało trochę wpływ początkowe postępowanie teściowej, zaraz po naszym wyjściu ze szpitala. Miałam wrażenie, że traktowała wnuczkę jak swoje dziecko, zdarzało jej się mówić do niej nie wnusiu, a córciu, co przyprawiało mnie o złość...Wszędzie wsadzała swoje 3 grosze, nie dawała mi się wykazać jako matce, chciała we wszystkim pomóc, we wszystkim mnie wyręczyć, co zaczęło mnie w końcu denerwować, jestem osobą bardzo samodzielną, macierzyństwo to dla mnie wyzwanie i daje mi ogromną satysfakcję i naprawdę nie potrzebuję niczyjej pomocy ani w wychowywaniu córki, ani w innych czynnościach domowych. W końcu zaczęłam teściową odsuwać na bok, po czym dowiedziałam się, że wypłakała się mężowi, że ją odsunęłam i że nie czuje się potrzebna. Dodam, że ona całe życie "ciągnęła" męża za nogi, by jakoś dawał sobie radę w życiu, do tej pory, robi mu kanapki do pracy, mimo, że on umie i może robić sobie to sam, słowem wyręcza go we wszystkim i chyba ubzdurała sobie, że ja także jestem nieporadna i bez niej nie dam sobie rady...ku jej ogromnemu zaskoczeniu i niezadowoleniu. Jako osoba samotna chciała rządzić i żyć naszym życiem, jednak ja jej na to nie pozwalam, uważam, że są pewne granice, mimo, że jesteśmy póki co skazani, aby z nią mieszkać, to nie oznacza, że ma się wpychać w każdą sferę naszego życia. Doszło do tego, że wolę siedzieć z córką w naszym małym pokoiku niż wychodzić do niej i spędzać z nią całe dnie, jestem już zmęczona jej osobą i ogromnie cieszę się jak jedzie do rodziny i gdy mamy choć trochę czasu tylko dla naszej trójki. Pamiętam jeszcze jak planowała, że zabierze ze sobą moją córeczkę do swojej rodziny za granicą, jak mała tylko trochę podrośnie, mówiła całkiem serio...może dla niektórych byłby to powód do radości, że babcia chce zająć się wnuczką, a rodzice trochę odetchną, ale ja mam inne spojrzenie na świat i chcę mieć dziecko przy sobie, oszalałabym z niepokoju i zamartwiała się gdybym miała puścić gdzieś daleko moje dziecko beze mnie. Dodatkowo nie pasowało jej, gdy dowiedziała się że będziemy czasami nocować u moich rodziców, oburzyła się mówiąc, że dziecko musi wiedzieć gdzie ma dom...A moim zdaniem nic jej do tego, dziecko wie, gdzie ma dom, ale tym samym wie, że ma także drugi dom u drugich dziadków, gdzie również może czuć się bezpiecznie, co w tym złego? Może któraś z Was mi coś doradzi, mi zwyczajnie brak już sił i chęci do takiego "wspólnego z teściową" życia... :-(