Witam. Mamy już 2011 rok, ja rodziłam w wieluńskim szpitalu w 2009 roku. Tak w skrócie: Byłam już po terminie i zgłosiłam się na KTG- była to moja pierwsza wizyta w szpitalu, ale jakże pamiętliwa, szczególnie wrażenia wzrokowe. Sala porodowa jest zimna, niemiła, taka kojarząca się z rzeźnią!! brzydkie niebieskie płytki obite na rogach ścianek blachą -katastrofa. Po wyjściu stamtąd nie chciałam wracać, no ale cóż za 2 dni rodziłam. "trafiłam" na fajne położne albo miały dobre humory wtedy ( wiem ze rodziła przy nich również moja koleżanka i przeklęła je ponad wszystko). Niestety Panie opiekujące się noworodkami to jakaś masakra. Miałam łóżko daleko od drzwi w ostatniej sali na korytarzu i widocznie jednej jędzowatej Pani ciężko było dzidziusia dowieźć do mojego miejsca bo od drzwi puszczała to łóżeczko aż dojechało do mnie. To było moje pierwsze dziecko, nie wiedziałam jak przystawiać je do piersi. No cóż mogłam zapytać, choć inicjatywa pomocy, pokazania jak to robić byłaby mile widziana. Niejednokrotnie donosiły dziecko do karmienia ale o pomocy w podniesieniu oparcia łóżka nie było mowy, stały nad Tobą i czekały az łaskawie zajmiesz się swoim dzieckiem. A najgorsze było kilka godzin po porodzie. Córkę urodziłam przed 22, na sali byłam koło 24. Ledwo spałam z tych wrażeń, a rano jakaś Pani doniosła mi dziecko i na moją prośbę aby ją zabrała bo nie mam siły podnieść się z łóżka i wziąść ją na ręce, stwierdziła że ona musi mi córkę zostawić. I tak leżałam sobie z maleństwem mimo iż wcale nie czułam jeszcze wtedy radości z tego tylko strach wielki. dopiero jakiś doktor który wpadł spytać się jak się czuję, po mojej prośbie odwiózł małą do noworodków. Dobrze że choć łóżka mają wygodne. POZDRAWIAM