Ale super, ze wreszcie powstał watek o Klinice na Kopernika, bo mam sporo do napisania.
Ja gdybym nie musiała, to na pewno drugi raz bym się nie zdecydowała na poród w Klinice. Jedno trzeba przyznać - poród bardzo oszczędny, bo nawet podkłady porodowe i herbatkę laktacyjną dawali. nie wspomnę o pieluszkach, chusteczkach, kremach - nic nie trzeba mieć ze sobą. A rodziłam prawie dokładnie rok temu. No i lekarski personel medyczny kompetentny.
Warunki jak wiadomo - komuna, ale to się zmieni po remoncie. Wysokie łózka, z których trudno zejść, na szczęście na I i II pietrze są podstawki z Ikei. Ja leżałam na sali 6 osobowej po CC chyba na II pietrze, więc w pierwszą noc nawet nie mogłam przespać bólu, bo co trochę jakieś dziecko płakało, a bylo ich 4 na sali.
Lekarze bardzo dobrzy, mili i sympatyczni dr Gołabek rewelacyjnie mi się wkuł ze znieczuleniem, nawet nie poczułam, dziecko po umyciu dali mi do główki, mogłam je pogłaskać, pocałować, ale to pewnie zalezy od pani pediatry, moja pani Basia Wilk to złota kobieta. Dziecko dostałam jak mnie przenieśli z sali pooperacyjnej na oddział (po ok 12 godz.). Co do CC to na pooperacyjnej rewelacja, lekarka bardzo dobrze dozuje środki przeciwbólowe, niestety po przeniesieniu na oddział zaczął się koszmar. Pielegniarka dodała mi srodek przeciwbólowy do kroplówki, którą ustawiła tak, żeby mieć święty spokój w nocy, jak ją wolałam w nocy bo wytrzymac z bólu nie mogłam, to ta do mnie z paszczą, że ciekawe jak ja sobie wyobrażam wstanie rano na nogi, jak teraz ból mi przeszkadza. Całe szczęście rano była zmiana i przyszła nowa, która przed wstaniem jeszcze mnie wzmocniła srodkami przeciwbólowymi. No ale po odłączeniu kroplówki jak poszłam potem po tabletke przeciwbólową, to druga chciała mi dać paracetamol..... Załamka.... Wybłagałam ketonal mówiąc, że paracetamol to na mnie nie działa. Koleżanka w tym czasie rodziła w Narutowiczu i spoko wspomina CC, ale jej nie żałowali srodków przeciwbólowych w tych pierwszych dwóch dniach.
Pielegniarka od noworodków taki ważniak i hrabina, jak dziewczyna zadzwonila po chusteczki, bo akurat sie skończyły a ona była w trakcie przewijania maleństwa, to z łaską przywlokła się na drugi koniec korytarza z pretensja, że my przecież jesteśmy na nogach, to mogłysmy podejść, tylko że akurat każda z nas karmiła... No i ciagle jakieś wykłady pretensjonalnym tonem dawała w sprawie obchodzenia się z dzieckiem.
Duży nacisk na karmienie naturalne, to mi się akurat podoba. Dzieki temu, że nie dokarmiały, nie miałam problemu z pokarmem, jak przy synku. Pani z poradni laktacyjnej swietna, nauczyła moja sąsiadkę karmić jednocześnie bliźniaki z wykorzystaniem rogala (był na wyposażeniu pokoju). A najlepsze było to, ze dziewczyna, która załozyła z góry, ze nie będzie karmić, bo nie ma pokarmu i ma złe brodawki, chciała oddać dziecko na noc do sali noworodków, żeby odpocząć po porodzie, a te powiedziały jej, że tylko na 4 godz. Dawały małemu mieszankę, ale tak ją przycisnęły, ze "trysneła" mlekiem.
Jeszcze jedna sprawa, ja akurat trafiłam na zakaz odwiedzin, więc była tragedia, bo strasznie scigali mężów z oddziału, ale jak dziewczyna rozchorowała się na sali, to jej nie przeniesli do mniejszej sali tylko zostawili na sali 6 osobowej, gdzie ciagle przywozili kogos po CC. Ja dokładnie tak trafilam, niestety cos od niej podłapałam i miałam jeszcze takie "atrakcje" jak kaszel z rozcietym brzuchem - najwiekszemu wrogowi nie zyczę!
Poza tym ten zakaz odwiedzin to był jeden wielki absurd jak leżałam tuż przed porodem na parterze - korytarz pełen kobiet czekających na wizytę na patologię ciazy i osóbim towarzyszących, zeby wyjść do WC, trzeba prawie ze przejść przez ten tłum, a oddziałowa potrafi przepędzić męża dziewczyny po CC, który przyszedł pomóc jej sie umyć...
Jeszcze jedna beznadziejna rzecz - sposób przyjmowania na oddział. Lekarz kazał mi przyjść o 7:30 na szczęście go nie posłuchala i pryszłam 2 godz. później bo i tak nadal bym czekała. Czeka się do jednego okienka rejestracji w kolejce z wszystkimi ludźmi, po rejestracji każą ci czekać aż lekarz zawoła. Koleżanka tak czekała 3 godziny ja "tylko" godzinę. Przekazali mnie na oddział (pani karty wystukuje na maszynie do pisania!!!), w szlafroku wyladowałam o godz. 11 na korytarzu na parterze, bo się okazało, że nie mają dla mnie miejsca, zwolni sie za 3 godz. Miałam ochotę stamtąd uciec, tylko nie miałam już ubrań, bo mąż mi zabrał i szybko poszedł do pracy. Poczekalnia już pełna ludzi do pani dr Mamak do poradni patologii, a mnie pielegniarka przynosi stołeczek widząc, że stoję zamiast usiąść w szlafroku między kobietami w kurtkach. Ok 12 przyszła jeszcze jedna "zaszlafrokowana" w takiej samej sytuacji Ok godz. 13 jak podawali obiad, to pani pielegniarka wymysliła, zeby mnie zaprosić do sali. Tam jeszcze czekałam prawie 2 godz. ale już przynajmniej szybciej zlecialo na pogaduchach.
Trafiłam na okres ferii więc studentów było mało, ale przy badaniu są tacy delikatni, ze nie wiem czy coś im to badanie daje :-)
Jeszcze jedno, kolezanka jak rodziła w Narutowiczu to nie dostała pudełek, ja dostałam dwa - niebieskie i rózowe. Nie wiem od czego to zalezy, ale to sympatyczny i wartościowy podarunek.
To tyle, trochę plusów, sporo minusów. Sprzęt to mają dobry ale na oddziale wcześniaków i patologii noworodków - najlepsza opieka w Krakowie. Zdecydowałam się tam urodzić, bo wiedziałam, ze dziecko po urodzeniu musi zostać przebadane, więc i tak by je przewozili na Kopernika, ale jak już okazało się że wszystko jest w porządku, córeczka szybciutko była ze mną.