To przyszła kolej na mnie z opowieścią.
Był czwartek 12 lipca jak wyladowałam na IP lekko przestraszona z podejrzeniem sączenia się wód. Po dokładnym badaniu wszystko co złe wykluczono i odesłano mnie do domu. Dodam jeszcze że wyszły mi wtedy konkretne skurcze na ktg i lekarka się dziwiła jak ich nie czuję
Następnego dnia piątek trzynastego obudziłam się o 5 rano z bólem jak na miesiączkę. Pomyślalam, że w ciąży to normale i poszłam spać dalej. Koło godziny 10 znowu panika bo zaczełam krwawić. I tu powstało pytanie, czy to po wczorajszym badaniu, czy tez może coś się dzieje więc znowu jazda na IP. Pani doktor zbadała mnie i stwierdziła, że nic się nie dzieje ale jak już jestem to mam się położyć pod ktg. I tu zaskoczenie bo na wykresie prosta linia a ja mówię, ze mnie boli dokładnie co 7 minut. Pada decyzja o obserwacji na oddziale. Przebieram się i ide na górę, dostajemy z mężęm piekną salę porodową i tak sobie czekamy ja podpieta pod ktg a on obok mnie. Przychodzi położna bada mnie i mówi, że ne widzi aby coś się działo i wysyła męża do domu. My przygotowani na wiele godzin, a nawet kilka dni oczekiwania a tu za pół godziny przychodzi inna położna i mówi rozwarcie pięknie postepuje jeszcze dziś bedziecie rodzicami. My zaskoczeni bo ból dalej jak przy okresie a na ktg ani jednego skurczu nie widać. Po godzinie przychodzi do mnie położna i podaje mi oxytocynę. Broniłam sie jak mogłam, jednak było to konieczne bo rozwarcie się robiło, skurcze miałam coraz częsciej a ktg nic nie wskazywało. Dostałam najmniejszą dawkę a i tak rozpętało sie szaleństwo, akcja zaczeła przybierać na sile błyskawicznie. Skurcze na ktg wysokie az kartki brakowało. Jak już następnym razem przyszła położna pomyslałam, że poproszę gaz rozweselający. A co należy się to czemu by nie skorzystać. W odpowiedzi usłyszałam, że teraz to żaden gaz tylko rodzic będę a ona musi szybko przygotowac wszystko dla dzidziusia :-). Jest godzina 18.30 zbliżam się do finału, mamy obiecane że max 15 minut i bedzie po wszystkim. I wtedy zaczyna sie tragedia przychodzi oddziałowa i stwierdza że jeszcze jest czas i zabiera moja anielską ekipę. Ja już wiem o co chodzi i zerkam miłosiernie na zegarek az minie 19 i przyjdzie kolejna zmiana. W tym czasie dostaje takich bóli partych jakby mi dziecko samo miało wyskoczyć. Mąż biega prosi żeby ktos przyszedł bo to już. Ale co tam na nikim nie robi to wrażenia. Nareszcie jest upragniona 19.05 na sale wchodzi połozna z nowej zmiany. Szybko woła lekarza i mówi ze pieknie na 3 skurczu urodzę. Jest skurcz, 1, 2 zbliża sie 3 finałowy a ją woła koleżanka bo mówi jaki ma super przepis na sałatkę z ogórków. Ja słyszę "Pani sobie tu poprze a ja zaraz wrócę". Z mężem błagam zeby nie wychodziła bo przeciez na tym skurczu miałam urodzić! Zostaliśmy sami ja się strasznie zestresowałam i akcja zaczełą mi się wyciszać. Pięć minut później stoi obok mnie cała ekipa a mi sie skurcze skończyły. Mijają minuty a tu coraz wieksza cisza w moich skurczach. Podkrecaja mi oxytocynę dochodzą do dawki maxymalnej i dalej nic. Lekarz zaczyna wspominać o cesarce. To chyba to tak na mnie podziałało i ostatecznie z pomocą lekarza na półskurczu o 20.40 urodziła się nasza córeczka. Położyli mi ją na piersi ale szczeście nie trwało długo. Zaraz musiałam ją zostawić bo musiałam być przewieziona na salę operacyjną na łyżeczkowanie.
Podsumowanie jest takie, że najważniejsze to trafić na odpowiedni personel. Ta położna, która przyszła po 19 to najgorsze co mi się przytrafiło tamtego dnia. To co tu napisałam na jej temat, a dokładnie zamieściłam tylko jeden jej cytat to poczatek. To co się tam działo wiem tylko z mężęm i poważnie zastanawiamy się nad złożeniem skargi do Rzecznika Praw Pacjenta.
I tak to było w moim przypadku.
Był czwartek 12 lipca jak wyladowałam na IP lekko przestraszona z podejrzeniem sączenia się wód. Po dokładnym badaniu wszystko co złe wykluczono i odesłano mnie do domu. Dodam jeszcze że wyszły mi wtedy konkretne skurcze na ktg i lekarka się dziwiła jak ich nie czuję

Podsumowanie jest takie, że najważniejsze to trafić na odpowiedni personel. Ta położna, która przyszła po 19 to najgorsze co mi się przytrafiło tamtego dnia. To co tu napisałam na jej temat, a dokładnie zamieściłam tylko jeden jej cytat to poczatek. To co się tam działo wiem tylko z mężęm i poważnie zastanawiamy się nad złożeniem skargi do Rzecznika Praw Pacjenta.
I tak to było w moim przypadku.
Ostatnia edycja: