To jeszcze raz ja. Wczoraj a w sumie z 1 na 2 stycznia zaczęły mi się skurcze - porodowe. Od razu co 2-5 minut, po dwóch godzinach, kąpieli i prysznicu pojechałam do szpitala.
Szyjka wciąż na 1cm, rozwarcie ledwie na palec, do godziny 4-5 brak postępów pomimo tego że skurcze robiły się coraz dłuższe i mocniejsze. Więc dostałam przeciwbólowe i na oddział, na oddziale skurcze przeszły, ktg niby coś tam wykazywało ale nie wiele. (skurcze na 20-30)
Wybrałam się na spacer - skurcze wróciły, częste, porodowe ale krótkie, wróćiłam do szpitala i znowu nic. Kolejne ktg i jakieś dwa skurcze co 15 minut wyszły (na 70) ale ja ich prawie nie czułam więc puścili mnie do domu.
Przespałam całą noc bez jednego skurczu, teraz od rana normanie funkcjonuje, wreszcie czop ruszył znowu, czyści mnie i jakoś apetyt na dwa razy. Skurcze czuje, od czasu do czasu, jedne słabsze inne mocniejsze ale do porodowych znowu im daleko.
Więc jakby co to taka możliwość też istnieje. Poród też się może zatrzymać.