reklama
Kolej na moją porodową relację.
W poniedziałek 23.01. zostałam przyjęta do szpitala. Lekarz zdecydował żebym została z uwagi na zapisy KTG z piątku i poniedziałku , gdzie wykres aktywności płodu był zawężony. Mogło to wskazywać na to iż dzidzia okręcona jest pepowinką i przy poruszaniu nie jest dobrze dotleniona.
Potem miałam kilka razy dziennie KTG i zaczęło się oczekiwanie kiedy w końcu coś się wydarzy. Przy przyjęciu szyjkę macicy miałam rozwartą na 1 palec , ale nie była jeszcze całkowicie skrócona. W piątek pani ordynator z oddziału na którym lezałam zdecydowała, że zrobia mi test OCT ( dożylne podanie oxytocyny i sprawdzenie wydalności macicy). Lojalnie uprzedziła mnie ,że ten test może się skończyć cesarką jeśli dzidziuś nie bedzie reagował prawidłowo. Miałam stracha ,bo jakoś tak perspektywa cesarki średnio mi się uśmiechała.
W piątek podczas testu nic szczególnego się nie wydarzyło. Zapisały się skurcze , ale słabe, a z dzidzią wszystko było oki. Pani doktor powiedziała, że za kilka dni test powtórzą i zobaczymy co będzie dalej. Było to tak około południa.
Około godz. 14 odszedł mi czop śluzowy i pojawiły się lekkie skurcze . Stawały się coraz częstsze i gdy około 17 były już co 7-8 minut podłączyli mnie pod KTG. Następnie przyszła mnie zbadać pani doktor. O godz. 18 z minutami odeszły mi wody i pojechałam na porodówkę.
A potem skurcze były coraz silniejsze , ale dzięki pomocy męża i oddychaniu do zniesienia. Najgorzej było gdy podłączali mnie pod KTG i nie mogłam chodzić. Gdy zaczęły się bóle krzyżowe , wtedy już nie byłam w stanie kontrolować oddechu , było ciężko.
Po 5 godz i 40 minutach doszło do pełnego rozwarcia i kazali mi przeć . Wtedy to juz poszło gładko , sama nie wiem kiedy i ZUZANKA była już na świecie o godz 22;50. Zgodnie z zapisem w książeczce zdrowia druga faza porodu trwała tylko 10 minut.
Przewidywania lekarza się sprawdziły moje słonko urodziło się z szyjka okreconą pępowinką. Na szczęście wszystko z nią było w porządku. Potem mała wylądowała na moim brzuchu , a ja dostałam strasznych dreszczy , nie mogłam nad tym zapanować , ale tak podobno bywa.
Zuzia po zważeniu itp wróciła do mamusi i przyssała się do cyca , wtedy już nic więcej nie było mi potrzebne do szczęścia.
Miałam komfortowe warunki na porodówce , tylko ja rodziłam w tym czasie i cała obsada była do mojej dyspozycji (2 lekarzy i 3 położne) . Czułam się przez to bezpiecznie.
PORÓD BYŁ NAJBARDZIEJ BOLESNYM I ZARAZEM NAJPIEKNIEJSZYM DOŚWIADCZENIEM W MOIM ŻYCIU.
Zuzanka jest najdroższym skarbem mamusi. ;D
W poniedziałek 23.01. zostałam przyjęta do szpitala. Lekarz zdecydował żebym została z uwagi na zapisy KTG z piątku i poniedziałku , gdzie wykres aktywności płodu był zawężony. Mogło to wskazywać na to iż dzidzia okręcona jest pepowinką i przy poruszaniu nie jest dobrze dotleniona.
Potem miałam kilka razy dziennie KTG i zaczęło się oczekiwanie kiedy w końcu coś się wydarzy. Przy przyjęciu szyjkę macicy miałam rozwartą na 1 palec , ale nie była jeszcze całkowicie skrócona. W piątek pani ordynator z oddziału na którym lezałam zdecydowała, że zrobia mi test OCT ( dożylne podanie oxytocyny i sprawdzenie wydalności macicy). Lojalnie uprzedziła mnie ,że ten test może się skończyć cesarką jeśli dzidziuś nie bedzie reagował prawidłowo. Miałam stracha ,bo jakoś tak perspektywa cesarki średnio mi się uśmiechała.
W piątek podczas testu nic szczególnego się nie wydarzyło. Zapisały się skurcze , ale słabe, a z dzidzią wszystko było oki. Pani doktor powiedziała, że za kilka dni test powtórzą i zobaczymy co będzie dalej. Było to tak około południa.
Około godz. 14 odszedł mi czop śluzowy i pojawiły się lekkie skurcze . Stawały się coraz częstsze i gdy około 17 były już co 7-8 minut podłączyli mnie pod KTG. Następnie przyszła mnie zbadać pani doktor. O godz. 18 z minutami odeszły mi wody i pojechałam na porodówkę.
A potem skurcze były coraz silniejsze , ale dzięki pomocy męża i oddychaniu do zniesienia. Najgorzej było gdy podłączali mnie pod KTG i nie mogłam chodzić. Gdy zaczęły się bóle krzyżowe , wtedy już nie byłam w stanie kontrolować oddechu , było ciężko.
Po 5 godz i 40 minutach doszło do pełnego rozwarcia i kazali mi przeć . Wtedy to juz poszło gładko , sama nie wiem kiedy i ZUZANKA była już na świecie o godz 22;50. Zgodnie z zapisem w książeczce zdrowia druga faza porodu trwała tylko 10 minut.
Przewidywania lekarza się sprawdziły moje słonko urodziło się z szyjka okreconą pępowinką. Na szczęście wszystko z nią było w porządku. Potem mała wylądowała na moim brzuchu , a ja dostałam strasznych dreszczy , nie mogłam nad tym zapanować , ale tak podobno bywa.
Zuzia po zważeniu itp wróciła do mamusi i przyssała się do cyca , wtedy już nic więcej nie było mi potrzebne do szczęścia.
Miałam komfortowe warunki na porodówce , tylko ja rodziłam w tym czasie i cała obsada była do mojej dyspozycji (2 lekarzy i 3 położne) . Czułam się przez to bezpiecznie.
PORÓD BYŁ NAJBARDZIEJ BOLESNYM I ZARAZEM NAJPIEKNIEJSZYM DOŚWIADCZENIEM W MOIM ŻYCIU.
Zuzanka jest najdroższym skarbem mamusi. ;D
Ja już nawet nie pamiętam bólu, choć, kiedy TO się działo, wydawało sie nie do zniesienia. Szkrabik na brzuchu działa cuda. :laugh:padiqq pisze:PORÓD BYŁ NAJBARDZIEJ BOLESNYM I ZARAZEM NAJPIEKNIEJSZYM DOŚWIADCZENIEM W MOIM ŻYCIU.
Zuzanka jest najdroższym skarbem mamusi.
anusiakanusia
Styczniowe mamy'06
- Dołączył(a)
- 12 Maj 2005
- Postów
- 1 705
Swiete slowa....
anusiakanusia
Styczniowe mamy'06
- Dołączył(a)
- 12 Maj 2005
- Postów
- 1 705
Nigdy nie zapomne tego momentu jak mi polozono malutka na brzuszku, ten obraz nigdy nie zniknie... Zal ze nikt nie zrobil wtedy zdjecia ale po ciezkiej drugiej fazie porodu nikomu nie w glowie bylo choc aparat byl pod reka. A moze ma to i swoj urok. Tylko w glowie zawsze bedzie ten obraz, uczucie. A pamiatka? Tak sie pozalilam mamie, ze zadnej pamiatki z tej chwili nie mam. A mama na to- a czyz ona nie jest najwieksza pamiatka??? :laugh:
anusiakanusia pisze:Nigdy nie zapomne tego momentu jak mi polozono malutka na brzuszku, ten obraz nigdy nie zniknie... Zal ze nikt nie zrobil wtedy zdjecia ale po ciezkiej drugiej fazie porodu nikomu nie w glowie bylo choc aparat byl pod reka. A moze ma to i swoj urok. Tylko w glowie zawsze bedzie ten obraz, uczucie. A pamiatka? Tak sie pozalilam mamie, ze zadnej pamiatki z tej chwili nie mam. A mama na to- a czyz ona nie jest najwieksza pamiatka??? :laugh:
Vitall - Doda
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 22 Kwiecień 2005
- Postów
- 513
Huh... to teraz czas na mnie
22.I wieczorem zaczęłam mieć silne skurcze, momentami łzy lały mi się po policzkach... ale oddychałam spokojnie i czekałam aż miną bo zawsze wieczorem dopadały mnie skurcze tyle że nie takie silne jak te... wkońcu postanowiliśmy z mężem że nie będziemy czekać tylko jedziemy do szpitala, nawet jeśli to fałszywy alarm będę bezpieczniejsza tam pod profesjonalną opieką Ok. 1.00 dotarliśmy na miejsce i robiono mi wszelkie badanka, rozwarcie było nie wielkie bo na 1,5cm położono mnie na oddziale położniczym i o dziwo wtedy skurcze minęły !! Dopiero następnej nocy zwijałam się z bólu, kiedy już nie mogłam ustać na nogach nie mówiąc o leżeniu, poszłam do położnej powiedzieć co i jak, a ta na mnie naskoczyła że ja udaję skurcze !!! No sory jak można udawać skurcze ??? Zbadano mnie i odesłano do sali gdzie wciąż dreptałam i zwijałam się z bólu, dziewczyny na sali też były w szoku że tak położna zareagowała bo widziały co się ze mną dzieje... na szczęście nadszedł ranek a wraz z nim plamienie, podczas wizyty ordynator kazał mi zrobić zapis ale zanim mnie wzięli na niego zadzwoniłam po męża żeby jakoś mnie wsparł na duchu i pocieszył bo byłam w rozsypce, nie wiedziałam dlaczego tak silne skurcze, a rozwarcie nie postępuje, martwiłam się o maluszka i już nie mogłam wytrzymać z bólu... Mężuś zjawił się szybciutko i kiedy wzięto mnie na zapis on poszedł porozmawiać z lekarzem i zapytać co jest grane ??? Podano mi zastrzyk który albo wywoła skurcze albo znieczuli mnie na nie i ustąpią Kiedy lekarz zobaczył zapis pokazujący dużą siłę skurczów i zanikające tętno dzidziusia natychmiast zabrał mnie na porodówkę, okazało się że zastrzyk "ruszył" akcję skurczową ale... nie postępowało nadal rozwarcie Już miałam dość bo nie wiedziałam co z dzidziusiem Od 12.20 byłam na porodówce. Podano mi wkońcu czopki rozkurczowe aby rozwarcie postępowało... no i zaczęło postępować ale znów zanikły skurcze !!! Rozpłakałam się jak małe dziecko Byłam taka bezsilna Lekarze chodzili badali i nic nie mówili co jest nie tak że tyle to trwa
Dopiero po męczarniach o 22.00 podano mi oksytocynę i zaczęło się... dostałam drgawek, mąż się wystraszył bo trzęsło mnie okropnie !!! A to dzidziuś naciskał na jakiś wrażliwy nerw Skurcze były coraz silniejsze boleśniejsze i częstsze schło mi w gardle więc mąż ciągle podawał mi wodę do picia, trzymał za ręce, głaskał po głowie i mówił jak mam oddychać i że jestem dzielna... był dla mnie ratunkiem, bez niego nie dałabym rady, miałam coraz mniej sił a przecież najważniejsze przede mną !!! Wkońcu zeszłam z łóżka i zaczęły się skurcze parte przy łóżku, kucałam i opierałam się o męża, dopiero później połózyłam się na łóżko i zaczęłam rodzić Tego bólu i wysiłku nie da się opisać, ale to prawda kiedy połóżono mi córeczkę na piersi zapomniałam o wszystkim co bolesne Ona była moim cudem i radością Położna kazała wyciągnąć aparat i pstrykała fotki Później kiedy umyli małą przystawili mi ją do piersi I tak spędziliśmy razem ok. 1 godziny Druga potowarzyszył mi mężuś a później sruuu na salę
Jesteśmy tacy szczęśliwi że nasza Kruszynka jest z nami Zawsze będzie dla nas najważniejsza i najukochańsza :-*
22.I wieczorem zaczęłam mieć silne skurcze, momentami łzy lały mi się po policzkach... ale oddychałam spokojnie i czekałam aż miną bo zawsze wieczorem dopadały mnie skurcze tyle że nie takie silne jak te... wkońcu postanowiliśmy z mężem że nie będziemy czekać tylko jedziemy do szpitala, nawet jeśli to fałszywy alarm będę bezpieczniejsza tam pod profesjonalną opieką Ok. 1.00 dotarliśmy na miejsce i robiono mi wszelkie badanka, rozwarcie było nie wielkie bo na 1,5cm położono mnie na oddziale położniczym i o dziwo wtedy skurcze minęły !! Dopiero następnej nocy zwijałam się z bólu, kiedy już nie mogłam ustać na nogach nie mówiąc o leżeniu, poszłam do położnej powiedzieć co i jak, a ta na mnie naskoczyła że ja udaję skurcze !!! No sory jak można udawać skurcze ??? Zbadano mnie i odesłano do sali gdzie wciąż dreptałam i zwijałam się z bólu, dziewczyny na sali też były w szoku że tak położna zareagowała bo widziały co się ze mną dzieje... na szczęście nadszedł ranek a wraz z nim plamienie, podczas wizyty ordynator kazał mi zrobić zapis ale zanim mnie wzięli na niego zadzwoniłam po męża żeby jakoś mnie wsparł na duchu i pocieszył bo byłam w rozsypce, nie wiedziałam dlaczego tak silne skurcze, a rozwarcie nie postępuje, martwiłam się o maluszka i już nie mogłam wytrzymać z bólu... Mężuś zjawił się szybciutko i kiedy wzięto mnie na zapis on poszedł porozmawiać z lekarzem i zapytać co jest grane ??? Podano mi zastrzyk który albo wywoła skurcze albo znieczuli mnie na nie i ustąpią Kiedy lekarz zobaczył zapis pokazujący dużą siłę skurczów i zanikające tętno dzidziusia natychmiast zabrał mnie na porodówkę, okazało się że zastrzyk "ruszył" akcję skurczową ale... nie postępowało nadal rozwarcie Już miałam dość bo nie wiedziałam co z dzidziusiem Od 12.20 byłam na porodówce. Podano mi wkońcu czopki rozkurczowe aby rozwarcie postępowało... no i zaczęło postępować ale znów zanikły skurcze !!! Rozpłakałam się jak małe dziecko Byłam taka bezsilna Lekarze chodzili badali i nic nie mówili co jest nie tak że tyle to trwa
Dopiero po męczarniach o 22.00 podano mi oksytocynę i zaczęło się... dostałam drgawek, mąż się wystraszył bo trzęsło mnie okropnie !!! A to dzidziuś naciskał na jakiś wrażliwy nerw Skurcze były coraz silniejsze boleśniejsze i częstsze schło mi w gardle więc mąż ciągle podawał mi wodę do picia, trzymał za ręce, głaskał po głowie i mówił jak mam oddychać i że jestem dzielna... był dla mnie ratunkiem, bez niego nie dałabym rady, miałam coraz mniej sił a przecież najważniejsze przede mną !!! Wkońcu zeszłam z łóżka i zaczęły się skurcze parte przy łóżku, kucałam i opierałam się o męża, dopiero później połózyłam się na łóżko i zaczęłam rodzić Tego bólu i wysiłku nie da się opisać, ale to prawda kiedy połóżono mi córeczkę na piersi zapomniałam o wszystkim co bolesne Ona była moim cudem i radością Położna kazała wyciągnąć aparat i pstrykała fotki Później kiedy umyli małą przystawili mi ją do piersi I tak spędziliśmy razem ok. 1 godziny Druga potowarzyszył mi mężuś a później sruuu na salę
Jesteśmy tacy szczęśliwi że nasza Kruszynka jest z nami Zawsze będzie dla nas najważniejsza i najukochańsza :-*
reklama
ja akurat miałam cesarkę i nie miałam bóli - nie wiem jak to jest....ale..... kiedy poraz pierwszy usłyszałam mojego berbecia i kiedy pokazali mi ją to były to najpiękniejsze chwile w moim życiu. nigdy nie zapomnę jak pocałowałam ją w stópki i przestała płakaĆ. TO BYŁO NIESAMOWITE !!!
Podziel się: