Hej hej! Przepraszam, ze dopiero, ale dzień pełen emocji!
Moje badania prenatalne trwały chyba z 1,5 h....Masakra! Dzieciaczek ewidentnie nie chciał się ułożyć, żeby można było zmierzyć przyzierność karku, więc Pani doktor próbowała i usg brzuszne, potem dopochowo, potem znowu brzuszne, trzęsła mi tym podbrzuszem, żeby dzieciaczek się poruszył i zmienił pozycje, ale nic...W końcu zrezygnowała i mówi do mnie „musi Pani iść na pół godziny na spacer i najlepiej zjeść coś słodkiego”
. No wiec poszłam, i jak ta głupia chodziłam dookoła tej kliniki, zjadłam kit keta i po pół godziny wróciłam do gabinetu. No i w końcu się udało!
Warto było, bo z usg wszystko wyszło dobrze, krew pobrana, ale wyniki dopiero za jakiś tydzień.
Siedzę wiec i wypoczywam w domu ze zmaltretowanym podbrzuszem...
Ps. Na 80% dziewczynka, ale przeczuwałam to. Na razie partnerowi nie mówię, bo biedaczek już planuje, że będzie syna trenował w piłkę
Pozdrawiam Was cieplutko!