Cześć dziewczyny, pewnie większość z Was mnie nie pamięta
ale kto wie!
Na początku istnienia Waszej grupy dodałam post, ale przyrost bety u mnie nie był prawidłowy i kilka dni później zaczęłam krwawić. Lekarz kazał traktować jako ciążę biochemiczną... Myślałam, że razem z partnerem czeka nas kolejny rok starań... Cóż za zaskoczenie! Pamiętam jak dziś. W połowie czerwca ostatnia miesiączka. Na początku lipca (na chwilę przed planowanym terminem następnego okresu) byłam z moim na zakupach. Spojrzał się na mnie i zapytał, czy dobrze się czuje. Ja mu na to, że tak i zdziwiona zapytałam czemu pyta... Na co usłyszałam odpowiedz "bo usta to masz blade jak kartka papieru"
Od razu poszliśmy do alejki z lekami i kupiłam dwa testy. Pierwsze co zrobiłam po powrocie do domu to poleciałam sikać. Dwie grube kreski z popołudniowego moczu (a to jeszcze było z 3dni do terminu miesiączki)
Oczywiście jak to w moim przypadku nie mogło się obejść bez jakiś "problemów". Specialnie czekałam dłużej z umawianiem wizyty u lekarza, nie chciałam iść za szybko na USG. W pierwszej ciąży przy synku byłam w 5tyg 6dniu, lekarz wiedział zarodek ale nie było jeszcze akcji serca. Tym razem obliczyłam wszystko dokładnie w domu i umówiłam się do lekarza tak, żeby to już był ten 7tydz, żeby jednak "coś tam" zobaczyć
Poszłam na wizytę na NFZ... I to był błąd. Najpierw lekarz stwierdził, że on może mnie zbadać ale na USG to się muszę osobno umawiać, bo nie mam napisane w kartotece, że ma być wizyta z USG (przy czym dzwoniąc do położnej kilkukrotnie zaznaczałam, że chce potwierdzić ciążę), koniec końców zrobił USG ale mnie nie zbadał. Na USG stwierdził, ze jest pusty pęcherzyk... Ponaciskal coś na brzuch i stwierdził, że jednak coś tam widzi, ale to jeszcze nie jest zarodek, że to będzie dopiero 4/5tydz i mam za 10dni sobie skontrolować. Oczywiście jak wsiadłam do samochodu to się rozpłakałam. Zadzwoniłam do mojego lekarza do którego chodziłam prywatnie, ale niestety nie miał terminu na już, zaproponował że mogę przyjść za tydzień bo później jedzie na urlop, ale na zakończenie rozmowy powiedział, że no to już wychodzi 7tydz wg miesiączki i coś tam powinno być widoczne już. Koniec końców nie wytrzymałam i umówiłam wizytę u innego lekarza (dzien później), bo tydzień rozmyśleń to by mnie chyba wykończył... Lekarz jak tylko zaczął robić USG to zapytał, co ten lekarz za głupot mi nagadał, że mamy piękny zarodek i bijące serduszko. Wszystko tak jak ma być. Aktualnie kończę 11tydz. W poniedziałek idę na badania prenatalne
Mam nadzieję, że chociaż część z Was przeczyta moje dzisiejsze wypociny
Pozdrawiam Was serdecznie dziewczyny! Mam nadzieję, że macie nudne ciążę. Mi niestety dokuczają mdłości
A piszę to po to, bo obiecałam, że się odezwę kiedy w końcu się doczekam!