reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Styczniowe mamy 2020

Ja pierdzielę, ale mam dziś doła, aż ryczę. Mój nie mąż mnie nie rozumie, dlaczego mam zły humor. Jak z nim rozmawiam, wydaje mi się, że w nim bardziej buzują hormony ciążowe jak we mnie. Nic chłop nie kapuje, że czułości potrzebuję, mówię mu prosto w oczy, to on mi, że on też potrzebuje. I gadaj tu z takim.
Nawet nie wiecie dziewczyny, jak ja się cieszę, że Was tu mam :sorry2:
Ciężarnej nikt nie zrozumie. Mój dziś chory, a chory facet jest gorszy niż plagi. Oesu normalnie marudzenia, zupa za gorąca, obudzili go za rano, a jeszcze na koniec poczuł ból mięśni w brzuchu ^^ więc musiałam się przywalić, że jak coś mam nospe na okres.
Ojciec wrócił z za granicy i chyba zapomniał, że mam 30 a nie 14 lat bo ma klucze do mnie to se na mieszkanie wlazi jak do siebie. Rano latalam naga w samym szlafroku, wlazł do mnie i coś tam ględził. Po 22 zamknęłam swój przybytek na klucz, rozebrałam się do kąpieli i przeglądam gacie które założe po ceremoniale. No szlak mnie trafił bo słysze jak drzwi frontowe się otwierają i się człapie bo karkówke bym przyprawiła na jutrzejszego grilla o 22 :D no uciekał szybciej z mojego mieszkania niż wlazł takie zje... dostał, aż pająki w mieszkaniu pochowały się w swoje kąty.
 
reklama
Coś dla uśmiechu na twarzy :p
 

Załączniki

  • ddcd86d7d61ca7c36bc90086422b05717155.jpg
    ddcd86d7d61ca7c36bc90086422b05717155.jpg
    37 KB · Wyświetleń: 76
  • c8d5b9f8a592701f28f9bdfe1abb05e41035.jpg
    c8d5b9f8a592701f28f9bdfe1abb05e41035.jpg
    37,1 KB · Wyświetleń: 72
Siedzę właśnie w przychodni na krzywej cukrowej :-/ Cieszyłam się że już mam to badanie z głowy a tu lekarz kazał powtórzyć bo mu wynik coś tam się nie podoba mimo że mieści się w widełkach...
 
Siedzę właśnie w przychodni na krzywej cukrowej :-/ Cieszyłam się że już mam to badanie z głowy a tu lekarz kazał powtórzyć bo mu wynik coś tam się nie podoba mimo że mieści się w widełkach...
Może najadłaś się za dużo słodyczy w ostatnim czasie?

Mój nie mąż poleciał dziś po bukiet róż, bo dotarło to chyba do niego, że to ja byłam w złym humorze, a nie on :)
 
U mnie odwrotnie, ja jestem krucha, a mój nie mąż ideał człowieka(jeśli chodzi o zdrowie). Mam nadzieję, że Józio odziedziczy to po nim.

Nie głupie. Mi to wygląda na obniżenie się macicy. Urodziłam córkę, a w miesiąc po porodzie latałam po wszystkich ginekologach, że mam kulkę w pipie wychodzącą. W odpowiedzi usłyszałam, obniżenie macicy i prawdopodobnie podczas porodu pozrywane wiązadła. Byłam przerażona, bo coraz bardziej mi dokuczało. Kilka lat po porodzie raz jeden ginekolog mnie (dureń) wyśmiał, że mam pipę jak pusty sklep i mięśnie Kegla zupełnie zrypane, do tego ta cholerna kulka między nogami. Po 8 latach nauczyłam się z tym żyć. Troszkę podreperowałam mięśnie Kegla, zmieniłam dietę, na lżej strawną (kluski itp. na obiad potęgowały dolegliwości), już wszysyko wyćwiczyłam na sobie. Inny ginekolog "pocieszył" mnie tuż przed ciążą, że będę sikać, bo mam wszystko tam zrypane. Bałam się tej ciąży, że będzie tylko gorzej, a jest nawet spoko, tylko te trzymanie moczu, faktycznie kilkanaście razy /dzień muszę siku, bo popuszczam. Nie wiem jak to będzie po porodzie, mam nadzieję, że nie gorzej jak miałam przed tą ciążą.
Ćwicz mięśnie Kegla, skup się teraz na nich. Kilka razy dziennie. Poczytaj. Ja chciałam kupić kulki gejszy, ale nie zdążyłam
Mięśnie kalega mam zrypane po pierwszym porodzie. Nie mogę skakać, kichać i kaszle bo popuszczam.
Ale nie miałam tej kulki po porodzie dopiero teraz mi wyszła w drugiej ciąży. Masakra przestraszyłam się. Na razie obserwuje póki co nie wylazi poza. Jest w środku leciutko wystaje
 
Błękitny ptaszek i jego kraina tęczy


Dawno, dawno temu, a może nie tak dawno, za siedmioma górami, za siedmioma lasami, za siedmioma rzekami znajdowała się zaczarowana kraina- kraina tęczy.
W arkadii zawsze świeciło słońce, było przyjemnie i ciepło. Nawet jeśli zmieniały się pory roku, mieszkańcy tego nie odczuwali. Na wiosnę zamiast deszczu padał złoty pył, który sprawiał, że wszyscy byli cały czas uśmiechnięci i szczęśliwi, na lato zamiast burz starsi mieszkańcy grali na garnkach, co przypominało grzmoty. Jesienią najmłodsi wycinali z papieru różnokolorowe kształty, które przypominały liście spadające z drzew. Gdy przychodziła zima, najstarsza mieszkanka zbierała wszystkie pierzyny i strzepywała pierze. Wtedy było wiadomo, że w krainie spadnie śnieg.
W trakcie tych czterech pór roku była jedna jedyna rzecz, która się nie zmieniała. Była to tęcza. Zawsze się mieniła tymi samymi pięknymi barwami. Wszyscy wiedzieli, że jest ona również bramą, przez którą przechodzili nowi mieszkańcy, a także miejscem przez, które przechodzili Ci co mieli zamieszkać na ziemi. Należał do nich nasz bohater.
Jednym z mieszkańców raju był błękitny ptaszek. Przyszedł on na świat z pierwszym dniem wiosny. Jako jedyny pisklak swoich rodziców, objęty był staranną opieką całej społeczności. Zaczynając od tych najmniejszych a kończąc na tych najpotężniejszych. Jego rodzina od pokoleń była bardzo szanowana i wyjątkowa. Była symbolem nowo rodzącego się życia. Mały błekitny ptaszek nie wyraźnym jeszcze wzrokiem, dreptając na swoich dwóch małych nóżkach, obserwował jak świat się zmienia, jak mieszkańcy robią porządki po minionej zimie. Gdy tylko podrósł i potrafił samodzielnie latać, mama zabrała go na pierwszy podniebny lot. Pokazała mu jak wygląda ich świat. Widział drzewa pokryte pąkami, łąki mieniące się kwitnącymi kwiatami. Pokazała mu również tęczę. Wyjaśniła mu, że jak przyjdzie odpowiedni czas przekroczy ją i stanie się inną istotą. Ptaszek posmutniał. Nie chciał opuszczać rodziców i tego raju.. Jednak mama wyjaśniła mu, że każdy z jego rodziny taką drogę musiał przejść.. W pewnym momencie lotu jego wzrok przykuł samotny pasterz, który pasł owieczki na górskiej hali. Wtedy usłyszał piękną muzykę wydobywającą się z jego fletni. Pasterz opowiadał historie błękitnego ptaka, który rodzi się, aby później stać się przy końcu swojego życia kimś innym. Wtedy jeszcze nie za bardzo rozumiał, co jego mama miała na myśli.
Nastało lato. Błękitny ptaszek nie był już pisklęciem. Jednak na samotne podróże był jeszcze za młody. Z pomocą rodziców obserwował jak zmienia się krajobraz. Zboża, które zostały posiane w czasie wiosny, były gotowe do zbioru. Uwielbiał zapach rozpoczętych żniw. Podczas lotu zobaczył znajomego pasterza, który tym razem robił snopki z siana wraz ze swoją rodziną. Zauważył, że małżonka pasterza jest przy nadziei. Ptaszek bardzo się uradował. Usiadł na gałęzi jabłoni i zaśpiewał im piękną pieśń. Gdy nastał wieczór poleciał ochłodzić swoje piórka i napić się źródlanej wody. Była taka chłodna. Szum strumienia tak go poruszył, że nawet nie spostrzegł kiedy nadszedł zmrok. Spodobało mu się życie, jakie prowadzili pasterz i jego rodzina. Z dala od tego całego zgiełku. Pośród górskich hal i lasów czuł się jakby znalazł swoje wymarzone miejsce w raju. Gdy tylko wrócił, jego rodzice nie za bardzo byli zachwyceni późnym powrotem dziecka do domu. Tak to jest z nastolatkami.
Przyszła piękna złota jesień. Jabłonie i grusze wydawały mieszkańcom krainy swoje owoce, a były one soczyste i słodkie. Warzywa z ogrodu również były gotowe do zbioru. Był to dobry rok. Ziemia hojnie obrodziła mieszkańców swoimi darami. Nasz mały bohater z początku historii jest już dorosły. Sam przemierza różne rejony jego zaczarowanego świata. Nie potrzebuje już rodziców. Z początkiem jesieni opuścił rodzinne gniazdko. Teraz sam obserwuje jak świat się zmienia. Jak drzewa zmieniają barwy, łąki pozbawione są kwiatów. Z początku się dziwi jak to możliwe, że w przeciągu roku tak może zmienić się miejsce, w którym się urodził. Poleciał zobaczyć na hale. Jego przyjaciel- pasterz przygotowuje się do zimy, trwają ostatnie zbiory z ogrodu i pól. Mężczyzna uśmiechnął się na widok swojego małego przyjaciela, wyciągnął fletnie i zaczął grać a ptak rozpoczął swój piękny trel. Opowiadali sobie wzajemnie o pięknie jakie niesie ze sobą jesień.
W zaczarowanej krainie zagościła zima. Błękitny ptak został sam. Wszyscy prócz jego rodziców, którzy na początku zimy odeszli, udali się na blogi sen zimowy. Nawet najstarsza mieszkanka strzepała pierze z ostatnich pierzyn i udała się na spoczynek. Ptaszek poczuł się strasznie samotny. Poleciał zobaczyć na hale, jednak tam nikogo nie było. Pierwszy raz odkąd przyszedł na świat, z jego malutkich oczu popłynęły łzy. Nie chciał dłużej być sam. Poleciał w miejsce, gdzie znajdowała się tęcza. Zamknął oczy i leciutko przeleciał na jej drugą stronę. Gdy otworzył swe małe oczka, płakał jak małe dziecko. Płakał ze szczęścia.
Zrozumiał, że każdy błękitny ptak, który przelatuje na drugą stronę tęczy staje się człowiekiem, który się rodzi. Nasz mały bohater okazał się być najmłodszym synem pasterza, którego uważał za swojego najlepszego przyjaciela. To jego nosiła pod swoim sercem żona mężczyzny, gdy widział ich podczas żniw.
Każdy z nas jest takim błękitnym ptakiem. Jesteśmy małymi istotami w raju.. Obserwujemy świat i sami sobie wybieramy naszych przyszłych rodziców. Oni jeszcze o nas nie wiedzą. Przygotowują się pomału do rodzicielstwa, tak jak świat przygotowuje się do każdej pory roku. Na wiosnę się rodzimy, latem dorastamy, jesienią życia jest nasza dorosłość, zimą odchodzimy.
To wszystko jest zapisane tam w górze. Po drugiej stronie tęczy….

„Grześ i zaczarowana skrzynia”
Przed wiekiem, może przed dwoma, na skraju Zaczarowanego Królestwa, u podnóża Gór Bajecznych, w maleńkiej chatce, pokrytej jeszcze strzechą, wraz z rodzicami i młodszą siostrzyczką Marysią, mieszkał chłopiec o imieniu Grześ.
Pomimo ukończonych 7 wiosen i drobnej postury, świetnie sobie radził we wszystkich pracach domowych i gospodarskich. Pomagał tacie wypasać owce, z mamą prządł wełnę na kołowrotku, a z młodszą siostrzyczką bawił się w różne, wymyślane przez siebie zabawy, przy których Marysia czuła się jak mała dama. Była od braciszka młodsza o 4 lata, ale czuła się przy nim bezpieczna, wiedziała, że będąc z nim lub w jego pobliżu nic jej nie grozi.
Pewnego dnia, gdy słoneczko już wstało i swoimi ciepłymi promieniami obudziło rodzeństwo, dziewczynka przetarła swoje błękitne, niczym potok górski oczęta, drobnymi rączkami przeczesała złote włosy i swoim piskliwym, zrozumiałym tylko dla domowników głosikiem, obudziła brata. Chłopczyk pomógł dziewczynce się ubrać, wykonali poranną toaletę, myjąc się w miednicy. Tata zadbał o to, żeby była to ciepła woda z górskiego potoku. Potem pościelił swoje i siostrzyczki łóżeczko, starannie poprawił na sobie ubranko, które mama wieczorem przygotowała. Jego włosy, czarne jak heban jaśniały w słońcu. „To będzie piękny dzień” pomyślał, wychodząc z izby, w której spali z siostrzyczką. Po całej chatce rozprzestrzeniał się zapach świeżo upieczonego chleba. Nie ma to jak świeżo upieczony przez mamę chleb na chrzanowych liściach, zrobione masełko, maślanka, która została po jego zrobieniu i konfitura z tegorocznych malin. Śniadanie godne króla. Dzieci bardzo lubiły, gdy zbliżała się niedziela. Wtedy właśnie to było na śniadanie. W ciągu tygodnia jadali postny chleb. Nie dlatego, że nie mieli co jeść. Bardzo lubiły jak mama wyciągała świeżo upieczony bochenek z pieca chlebowego. Taki chlebuś był najlepszy. Po odmówionej modlitwie, tata zrobił znak krzyża na bochenku i każdemu ukroił po dwie wielkie pajdy. Po śniadaniu, Grześ umył talerzyki, Marysia powycierała i po udzieleniu zgody przez rodziców, wyszli na halę, aby się pobawić. Mama siedziała przy kołowrotku i przędła wełnę, która tatą przyniósł wczoraj wieczorem. W sam raz na sweterki, które mama co roku robiła swoim dzieciom na zimę. Zima w górach była mroźna a zarazem malownicza. Szron na szybach malował kwiaty i gwiazdy, a palący się ogień w kominku wprawiał w cudowny nastrój, tak samo dorosłych jak i dzieci. Nie ma to ja zaprzęgnięte konie do sań i kulig po zmroku. Drogę wskazywały tylko palące się pochodnie, trzymane przez dorosłych. Po kuligu wszyscy mieszkańcy zbierali się w chatce najstarszego gazdy, gdzie dorośli raczyli się grzanym winem, a dzieci mlekiem z miodem. Zdarzało się nawet, że przygrywała kapela góralska. Tata Grzesia i Marysi jako, że był juhasem, obmyślał z innymi, gdzie wypasać owce po zimie.
Dzwon na wieży kościoła obwieścił, że niedługo rozpocznie się msza święta. Dzieci uwielbiały się bawić kolorowymi liśćmi, które spadały z drzew. Zbierali również kasztany i żołędzie, z których robili ludziki. Jesień w tym roku wyjątkowo była piękna. Hale były pokryte barwami złota, czerwieni i zieleni. Owce, przy akompaniamencie kapeli góralskiej zganiane były do swoich obejść.. Pora wracać do domu i przygotować się do nabożeństwa. Rodzice byli już ubrani w odświętny strój góralski. Tata był wysokim mężczyzną. Jego kruczoczarne włosy chronił kłobuk, ozdobiony muszelkami i piórem orła przedniego. Miał na sobie białą haftowaną koszulę, jasne portki, oraz kierpce. We wsi urodził się najmłodszy syn gazdy, dzisiaj miały się odbyć jego chrzciny, a dla wszystkich był to wielki powód do radości i świętowania. Tata założył białą cuchę, a jej wiązanie stanowiła czerwona wstążka. Zapalił fajkę i czekał na resztę domowników. Grześ przypominał małą kopie swojego ojca. Mama założyła białą lniana koszulę, haftowaną kamizelkę, przedstawiającą róże i mąki, oraz haftowaną spódnicę. Poszła do izby i wyciągnęła ze szkatułki swoje korale. Zaplotła złote włosy w warkocz i już cala rodzina mogła się udać na południową mszę. Droga do kościoła biegła przez polany i mostek pod którym płynęła rzeczka. Grześ bardzo lubił chodzić do kościoła. Mimo, że nie mógł przystąpić jeszcze do komunii, obserwował jak Pan Jezus przychodzi do serc dorosłych. Gdy tylko wrócili do domu, mama podała na obiad pieczone ziemniaki z jagnięciną, surówkę z kiszonej kapusty oraz kompot z suszonych zeszłorocznych owoców..
Szybko nastał zmrok, lampa naftowa rozświetlała izbę. Tata wziął do rąk swoją fletnie, zrobioną z czereśniowych gałązek i zaczął swoją grą opowiadać historię samotnego pasterza, a dzieci bawiły się w teatr cieni. Po zabawie umyli się i poszli spać. Nazajutrz kogut swoim donośnym pianiem obwieścił, że wstał nowy dzień. Niebo osnute było ciemnymi, ciężkimi chmurami. Zbierało się na potężną burze. Tata zdążył rozpalić w kominku i nanosił opału do izby. Halny obudził Grzesia. Zauważył, ze rodzice gdzieś się wybierają. Mama delikatnie pogłaskała go po główce i poleciła, żeby pod ich nieobecność zaopiekował się siostrzyczką. Potem poszła do izby i delikatnie musnęła ustami swoją małą dziewczynkę. Z jej piwnych oczu popłynęły łzy. Pierwszy raz zostawiała dzieci same. Mama obiecała chłopczykowi, ze wrócą tak szybko jak tylko będzie to możliwe. Tata zaprzągł konie do wozu, spakował wiktuały i wełnę, które miały iść na sprzedaż i ruszyli w drogę. Grześ obiecał, że zrobi wszystko, aby Marysia nie płakała za nimi. Po czym zamknął drzwi i głośno zapłakał. Nie wiedział jak sobie poradzi sam z Marysią, ale musiał dotrzymać słowa danego rodzicom. Otarł łzy i wszedł do spiżarni. Wyciągnął pajdy pokrojonego przez mamę chleba, posmarował świeżo ukleconym masłem i nalał ciepłego jeszcze mleka. Mimo wczesnych godzin porannych, było strasznie ciemno i ponuro. W oddali było już słychać grzmoty, zaczęło lać jak z cebra. Pioruny trzaskały coraz bliżej i obudziły dziewczynkę. Marysia z płaczem wybiegła z izby. Rozglądała się szukając rodziców, jednak przy kominku siedział tylko Grześ. Objął ją swoim ramieniem i opowiedział o tym jak rodzice wyruszyli do innej miejscowości sprzedać wyroby, aby mieć za co kupić coś do jedzenia dla swojej rodziny i zwierząt na zbliżającą się zimę. Wytarł jej usmarkany od płaczu nosek i bardzo mocno przytulił. Tak siedząc przy kominku zjedli śniadanko, po czym umyli rączki i buźki wysmarowane od masełka. Tuż nad kominkiem wisiał obraz Świętej Rodziny. Dzieci poprosiły swoich Aniołów Stróżów, aby opiekowały się nimi w czasie nieobecności rodziców, a rodzicom pozwoliły szczęśliwie wrócić do domu. Gdy skończyli, na przykładzie liczenia piorunów, Grześ nauczył Marysię liczyć do 5. Sam jeszcze nie chodził do szkoły, ale bardzo dużo uczył się poprzez zabawę i poznawanie świata. Nagle zobaczył, że z skrzyni, która stała przy łożu małżeńskim rodziców, a mama trzymała tam swoje skarby, wydostają się niczym kolorowe motylki, małe światełka. Marysię również zaciekawiła ta skrzynia. Otworzyli więc ogromne wieko i podmuch ciepłego powietrza wciągnął ich do środka.
Gdy tylko znaleźli się po drugiej stronie, zobaczyli , że są w krainie, w której zwierzęta są przyjaźnie nastawione do ludzi. „Czyżby to był raj?”- zastanowił się Grześ, przecierając oczka ze zdumienia. Znał to miejsce tylko wyłącznie z opowiadań mamy, która opowiadała mu, gdzie teraz jest ich babcia. Bardzo dobrze pamiętał tę historię. Na początku podróży znaleźli wielką studnię, a przy niej stała babuleńka, która nie miała dość siły aby wrzucić ceber do studni. Grześ nie czekając ani chwili, pomógł babuleńce wrzucić wiadro i zaczerpnął wody. Babuleńka podziękowała i powiedziała, że nigdy nie będą spragnieni, pozwalając aby napili się wody. Podczas dalszej drogi na swojej drodze napotkali sad, a w nim starszego pana, który ze względu na swoje problemy z kręgosłupem i rękami, które bardzo go bolały, nie mógł samodzielnie pozbierać jabłek do koszyka, które leżały pod jabłonią. Marysia swoimi drobnymi rączkami wybierała najdorodniejsze owoce i wrzucała je do koszyka. Dziadziuś się uśmiechnął, skinął głową, pozwolił aby dzieci poczęstowały się jabłkami i powiedział, że nigdy nie będą głodne. W pewnym momencie na ich drodze stanął karzeł. Chłopczyk pamiętał z opowiadań taty, że karzeł jest rozbójnikiem, który namawia wszystkich do złych uczynków. Jednak ten karzeł wyglądał na smutnego i przygnębionego. Zrobił maślane oczy i zaczął łkać, jaki on samotny, że został sam i nikt nie kocha. Karzeł wiedział jak sprawić, żeby chłopczyk pozwolił im towarzyszyć. Jednak to były tylko pozory. Marysia poprosiła braciszka, żeby ten towarzyszył im w wędrówce przez raj. Chłopczykowi zrobiło się smutno i przyzwolił na to. Łobuz uśmiechnął się szyderczo. Po drodze mijali zwierzęta, o których słyszeli w bajkach, widzieli ludzi z różnych kontynentów. Najbardziej ich zaciekawiło to, że zwierzęta, które z opowiadań rodziców były dzikie i niebezpieczne, zachowywały się tak, jakby były oswojone przez ludzi. Marysi nawet udało się pogłaskać wielkiego lwa, który przy niej był potulny, jak ich kotek domowy Puszek. Kolorowa papuga usiadła na ramieniu Grzesia, jednak karzeł ją spłoszył i odleciała. W pewnym momencie, gdy mijali 4 wodospady spotkali młodą dziewczynę. Szukała ona swoich pereł, które wpadły jej do wody, w trakcie gdy przeglądała się w jej tafli. Przez łzy opowiadała, że to rodzinna pamiątka, która dostała od swojej mamy. Jak jej nie znajdzie, sprawi tym wielką przykrość swojej rodzicielce. Dzieciom zrobiło się żal dziewczyny. Marysia podeszła do niej, przytuliła ją oddając swoją haftowaną chusteczkę. Grzesiowi przypomniało się, że ich mama trzyma swoje korale w drewnianej szkatułce, którą zrobił jej tata cześć, że powiła mu pierworodnego syna- właśnie Grzesia. Zły karzeł już zaczął zacierać ręce, sądząc, że jak tylko dziewczyna odejdzie, to odnajdzie perły i uda mu się uciec z tej krainy, aby po drugiej stronie tworzyć zamęt wśród ludzi. Namawiał dzieci, żeby dały sobie spokój z poszukiwaniem pereł, a dziewczynie powiedział, że pewnie już są na dnie. Zrezygnowana Marysia już miała ochotę iść dalej, ale widząc co knuje karzeł, Grześ szepnął dziewczynie na ucho, że już ma otrzeć łzy i iść do domu. Pewnie jej perły leżą w szkatułce, a ona ich po prostu nie założyła. Dziewczyna niechętnie, ale posłuchała Grzesia. Minęła mostek przy wodospadach i już była w chatce. Minęła chwila i wróciła bardzo uradowana z ukochanymi perłami na szyi. Ucałowała dzieci i dała im jeden koralik, mówiąc, że będą bardzo bogaci. Grześ odpowiedział, że nic im nie potrzeba, tylko tego, żeby rodzice byli zdrowi, a w domu nadal panowała radość i miłość. Rozczuliło to dziewczynę. Uściskała ich na pożegnanie i nim się spostrzegli, znaleźli się w tym samym miejscu, z którego rozpoczęli swoją podróż. Skrzynia była zamknięta. Karzeł próbował ją otworzyć na różne sposoby, sądząc, że jest w niej ukryty jakiś skarb. Ofiarował dzieciom, że w zamian za skrzynię, da im tyle słodyczy, że nie przejedzą tego do końca życia. Hm.. kusząca propozycja. Które dziecko nie lubi słodyczy? Zażądał również prezentów, które dzieci dostały w trakcie wędrówki. Strasznie był pazerny. Marysia mała łakomczucha, chciałaby dostać taką ilość słodyczy. W domu rodzinnym przynosił je tylko Gwiazdor lub Zając w czasie świąt. Grześ z początku również cieszył się z możliwości zamiany, jednak grymas bólu przeszył jego twarz. Wyobraził sobie, jak bardzo będą bolały ich ząbki po zjedzeniu tak dużej ilości słodkości. Grzecznie odmówił, karzeł zniknął i w tej chwili skrzynia się otworzyła. Ciepły podmuch powietrza i głosy rodziców zabrały ich z powrotem do domu.
Gdy tylko otworzyli oczy, okazało się, że burza już minęła, w kuchni stało mnóstwo pysznego jedzenia, w dzbanach stało mleko, maślanka oraz kwas chlebowy, który był ciężko dostępny, a przy kredensie stały 4 sakwy wypełnione dukatami. Gdy wyszli na podwórze, zamiast strzechy na dachu, była dachówka, dzięki czemu deszcze nie będzie już wkradał się do izb, a z nieba witała ich piękna kolorowa tęcza. Z oddali widzieli rodziców, którzy wracali z podróży. Wszyscy się sobie w ramiona, uściskom nie było końca. Gdy weszli do chatki, rodzice nie mogli uwierzyć w to co zobaczyli. Ten widok wzruszył ich do łez. Nie wiedziały skąd się wzięły te wszystkie dary, przecież nie udało im się nic sprzedać. Dzieci siadły rodzicom na kolanach i opowiadały o tym jak rozpętała się burza i jak zaczarowana skrzynia przeniosła ich do raju. Tam musieli wybierać pomiędzy dobrymi a złymi uczynkami. Tata puścił tylko oczko do mamy i musnął główkę Marysi. Nastał wieczór, dzieci z wrażenia nie zjadły kolacji, tylko szybko się umyły, zmówiły paciorek dziękując za szczęśliwy powrót rodziców do domu i poszły spać.
Czy w trakcie burzy usnęły i to wszystko tylko im się śniło? Czy uciekając w świat marzeń chciały poczekać na rodziców?
Każde dziecko ma bujną wyobraźnie i swój świat marzeń. Gdy jest mu ciężko i źle, gdy nie ma przy sobie rodziców, przenosi się wtedy do takiej krainy. Jest również tam narażony na różnego rodzaju pokusy, ale na swój sposób potrafi sobie z nimi radzić. Ma dobre serce, myśli o swoich najbliższych, chce tylko jednego, aby w domu panowało zdrowie i miłość. Tylko od nas rodziców zależy, czy świat jego marzeń się ziści w realnym życiu, czy będzie szczęśliwy.
A co się stało z naszymi bohaterami? Żyli długo i szczęśliwie…
 
reklama
Siedzę właśnie w przychodni na krzywej cukrowej :-/ Cieszyłam się że już mam to badanie z głowy a tu lekarz kazał powtórzyć bo mu wynik coś tam się nie podoba mimo że mieści się w widełkach...
Współczuję samego badania. Ja mam w czwartek, nie wiem czy przeżyje 2 godziny bez żarcia. I mam nie żreć słodyczy dzień przed ani nie pić słodkiego bo oszukam wynik.
Może najadłaś się za dużo słodyczy w ostatnim czasie?

Mój nie mąż poleciał dziś po bukiet róż, bo dotarło to chyba do niego, że to ja byłam w złym humorze, a nie on :)
Hahaha chłopy, ale dobrze, że się ogarnął. Mój się przyzwyczaił, że jak wypije i mnie wnerwi to następnego dnia siedzę z wyciagnieta reka jak rumunka ,, co masz dla mnie,,.
Mięśnie kalega mam zrypane po pierwszym porodzie. Nie mogę skakać, kichać i kaszle bo popuszczam.
Ale nie miałam tej kulki po porodzie dopiero teraz mi wyszła w drugiej ciąży. Masakra przestraszyłam się. Na razie obserwuje póki co nie wylazi poza. Jest w środku leciutko wystaje
A to faktycznie coś czytałam że po ostrym porodzie może tak być i w okresie menopauzy. Ja nadal mam nadzieję że to nie szyjka macicy tylko inne narządy.
Kurna aż się boję porodu. Ogólnie do mnie nie dociera że z mojej piczki wylezie abonament do opłacania na 18 lat :p
 
Do góry