Dziewczyny wszystkie chętne zapraszam na pierogi jutro i ploteczki;-);-) Echhh....pomarzyć można, ale fajnie by było się tak z Wami spotkać i pogadać, a przy okazji podjeść czegoś pysznego. Coś czuję, że gadałybyśmy jedna przez drugą, a i tak byśmy się nie nagadały
Natal z tym karmieniem to jest tak samo różnie, jak ze wszystkim. Kiedy Nelcia się urodziła, a wszyscy mi dookoła gadali, że dieta matki karmiącej musi być taka i taka, to w rezultacie bałam się jeść cokolwiek. Zaczęłam więc lekko strawnie, bez nabiału, no bo skaza białkowa, bez owoców oprócz jabłek, bo przecież uczulają, nie daj Boże kapusty, czy fasoli, bo wzdymające, napoje gazowane absolutnie, bo to trucizna dla dziecka,mięso tylko chude i gotowane, bo każde inne zabije dziecko, kawy nie, bo dziecku zaszkodzi, herbaty lepiej też nie itd itd i choć ja z Nelcią przytyłam bardzo dużo, to myślisz, że chudłam nawet przy tak drastycznej diecie? Niestety, ale mój organizm kumulował wszystko i robił zapasy na gorsze czasy, więc waga wcale nie spadała. Energii nie miałam wcale, bo raz, że jakiś dół mnie dopadł po porodzie i dwa tygodnie przeryczałam, to jeszcze Nela mimo takiej dietki darła się non stop, a w 5 tygodniu życia zaczęła kupki krwią podrabiać i trafiłyśmy do szpitala. W szpitalu lekarka stwierdziła, że czas na zmiany i mam jeść wszystko, oczywiście w granicach rozsądku. Ty wiesz, jak mi wtedy bułka z żółtym serem smakowała? Jeny, niebo w gębie. Albo schabowy i surówka z kapusty? Okazało się, że Nelci wszystko minęło od kiedy zaczęłam jeść normalnie. Dziś mając takie doświadczenia na pewno zaczęłabym karmić dziecko jedząc zupełnie normalnie. Bo ani schabowy, ani kawa, czy szklanka gazowanego napoju dziecku nie szkodzą. Poza tym, jak coś ma być nie tak, to raczej dziecko dostaje wysypki i ma brzydkie kupki. Kolki i płacz nie zawsze są wynikiem złej diety, bo moja dieta była obrzydliwie lekkostrawna a Nela i tak kolki miała. Kochana, najważniejsze, to nie popadać w paranoję. Macierzyństwo ma być przyjemnością, a nie pasmem wyrzeczeń i męczarni. A szczęśliwa mama = szczęśliwy maluszek:-)
Ada jeny, jaka Ty jesteś wysoka
Ciekawa jestem ile ma Twój mąż
Wzrostu oczywiście
Super, że mąż ma tę pracę! I faktycznie, chyba lepiej na rano niż na popołudnie. Ja nienawidzę popołudniowych zmian. Zresztą, po południu, to człowiek raczej już o odpoczynku myśli, a nie o pracy;-) Zakupki widzę udane. Ajjjj, jak ja Wam zazdroszczę tego chodzenia po sklepach. Mi już oczy wysiadają od przeglądania stron w necie
Indziorka pochwal się, co robiłaś z włoskami? Super, że mimo natłoku zajęć udało się znaleźć chwilkę dla siebie. No i miło Cię widzieć