reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Styczen 2011

reklama
Kochana , posłuchaj rad koleżanek :-)

Ja kiedyś wpadłam na genialny pomysł, aby ogolić sobie ręce samą żyletką. I co zrobiłam? Niechcący wzdłuż ręki szramę - przecięłam się tą żyletką aż weszła mi cała w skórę do mięsa.....

A że byłam wtedy młoda, to owinęłam tylko rękę chustą i tak chodziłam, aż przestało krwawić. Normalnie rana nadawała się do szycia bo była głęboka....
Do tej pory mam okropną bliznę. Żałuję, że wtedy nie powiedziałam rodzicom i nie zawieźli mnie na pogotowie, bo strasznie krwawiłam....

Jaki morał? Lepiej dmuchać na zimne!!!!
 
Cześć Dziewczynki:)
Ja dziś sie szlajałam najpierw poszłam do sąsiadki później do mojej przyjaciółki, spacer z psem i pojechaliśmy zamówić z mężem szafę do przedpokoju. I tak zleciał dzionek:)
Teraz siadłam i powiem Wam że nie jestem zmęczona, mam powera:) mam nadzieję, że energii mi starczy i jutro w końcu posprzątam szafę w pokoju....życzę miłego wieczoru:)
 
Hej girls:)

Ja od wczoraj poszalałam...pochodziłam trochę po sklepach i nakupowałam rzeczy...kupiłam dla siebie sukienkę na wesele kuzynki, ale chyba sie trochę pospieszyłam..ale tak mi się spodobała, że ją wzięłam, a głownie cena mnie urzekła (29 zł). Wesele dopiero za miesiąc, a teraz sukienka była w sam raz. Ale myślę, że i za rok na lato sie przyda.

Poza tym kupiłam spodnie ciążowe, bo były dużo tańsze niż w Krakowie i w sumie jak ubrałam je , to od razu poczułam ulgę. Miałam kupić ten pas ciążowy, ale tak mnie te moje spodnie zaczęły uciskać, ze po przymierzeniu tych ciążowych, poczułam się jak w niebie.

No i najważniejsze, wybrałam się z mama do ciucholandu i tam się zaczął szał zakupowy... nakupiłyśmy chyba z 15 ubranek, za jedyne 25 zł!!!! Jak mi wyschną, to się pochwale:)

Póki co chcialam przywitać nowe dziewczyny:)

Giovanessa - gratuluje syna:)

Claudia - ja po domu chodze w starych spodniach, po kolezance, które w dodatku zapinam agrafka, bo sa jeszcze za luźne;) Ale jest mi w nich najwygodniej :) Oczywiście jak wychodzę, to ubieram sie jak człowiek :) Ja kupiłam sobie kilka bluzek w ciucharni, całkiem fajnych za parę groszy:)


Co do zimowej kurtki tez planuje coś upolować w ciucholandzie, żal mi pieniędzy na nowa ciążową...Chyba, że sie zmieszczę w swoja narciarską:)


No to mam nadzieje,że nadrobiłam tych pare stron:) Dobrej nocki:)
 
Ja dzisiaj zakupiłam te spodnie, tak żeby mieć jak do lekarza lub na miasto pójdę
spodnie dżinsowe 38 (1216990670) - Aukcje internetowe Allegro
Oby tylko nie były ciasne :angry: tego się troszkę boję

A tak to trzeba mi iść na ciuchy bluzek kilka szerszych kupić, lub jakiś sweterek bo się chłodno robi.
Po domu też chodzę w dresie w który się jeszcze wciskam. Co do zimowej kurtki mam płaszcz z zeszłego roku, ale chyba do zimy będzie ciasny już i wtedy będziemy myśleć od kogo tu coś pożyczyć :-)
 
Dziękuje Wam za troskę:-) poleżałam z ręka do góry bo był straszny puls i tylko nad głową jak trzymałam to jakoś dało się ból wytrzymać :-/ nie będę na pogotowia jeździć bo tak mi głupio z jednym palcem poparzonym zawracać głowę lekarzowi, wiem że pewnie ktoregoś stopnia to poparzenie jest bo zbyt duzo warstw zeszło, ale jakoś przeżyję, wacik położyłam i zakleiłam jutro otworzę i zobaczę jak to wygląda pierwszy moment zawsze jest najgorszy :-/ ta gaza pewnie się przykleiła i będzie kapa z oderwaniem, jeszcze raz bardzo Wam dziękuję za rady:-)
 
Hej girls
miałam dziś fatalny dzień. Ciągle wychodzą jakieś nowe newsy co do tego cyrku w pracy, które przechodziłam niedawno. Dziś też dowiedziałam się paru szczególików na ten temat od życzliwych osób. Powiem szczerze, że mam już szczerze dosyć tego wszystkiego, jedyne co czuję do tych ludzi to obrzydzenie.

Poza tym mój M. wyjeżdża jutro do Hiszpanii na całe 2 tygodnie. Nie będzie go na ślubie mojej siostry w sobotę, ani na moich trzydziestych urodzinach w przyszłym tygodniu.
Jest mi smutno, źle i chce mi się ryczeć. :frown::frown::frown:
kochana zrob sobie ciepla kapiel albo prysznic zjedz cos dobrego zrob cos dla siebie na poprawe chumoru a jutro jak wstaniesz bedzie lepiej :-)
fogia - glowa do gory!
ja zjadlm sniadanko, obejrzalam majkę;) i dalej jestem nijaka..
pieknie swieci sloneczko moze pojde na spacer kolezanka- 10 dni temu urodzila synusia o ktorym pisalam, ze siusia na nia i sie obsikuje- wyprobowali wszystkie juz pieluchy r1.(bo 2 lecialy z pupy) i najlepsze okazaly sie pampers 1 premium care o takie:Zobacz załącznik 282084
dzieki za rade a jak one wygladaja cenowo??i ile szt w paczce jest jesli mozna zapytac...
dzięki dziewczynki za wszystkie ciepłe słowa. :-)

A ja niedawno wróciłam z zakupów. Za przeproszeniem nogi wlazły mi w d.... :sorry2:

Strasznie się cieszę bo kupiłam przepiękną tunikę i mam straszną ochotę pójść w niej na wesele tylko nie wiem co założyć na dół, czy spodnie, czy rajstopy, a może leginsy????

Trochę się załamałam w obuwniczym. Znalazłam przepiękne balerinki ale nie było na mnie rozmiaru. :zawstydzona/y::zawstydzona/y: Zawsze nosiłam 39/40 a dziś mierzyłam 41 i ledwo noga mi się zmieściła, tak miałam spuchnięte. :szok:

Girlsy czytałyście "pamiętnik z brzucha"? Super sprawa! Jak chcecie to Wam wkleję tutaj na ogólnym albo dodam osobny wątek. Co wolicie?
niechce cie martwic ale wyczytalam w jakiejs ciazowej gazewcie ze kobiecie w ciazy rozmiar buta zwieksza sie o 1 rozmiar i tak juz zostaje :-( ja juz mam 41 a ledwo w 41 wchodze nieraz to co to bedzie dalej :-( a kiedys mialam 39
Stalo mi się ziaziu ;-/ Dziewczyny odkamieniałam czajnik podczas gotowania obiadu i nie mam do czajnika zatyczki do szyjki, chciałam odstawić garnek, a stał obok czajnika i jak odstawiałam go to ta para z czajnika tak buchnęła mi w rękę,że skóra zeszła odrazu pewnie duzo warstw to aż biała cała wisiała, boli do tej pory, zakleiłam ta ranę bo strasznie piecze i każdy ruch powietrza mi podrażniał ranę więc postanowiłam zakryć ją;-/ wiele razy się oparzyłam, ale tak mnie nigdy nie bolało;-/
z oparzeniami niema zartow nawet malymi trzeba isc do lekarza musi dac masc i obejrzec i wogole bo moze sie dostac nawet zakazenie do tego a to bedzie nieezpieczne dla dziecka pamietaj ze teraz dbasz nie tylko o siebuie a kazda zmiana w twoim ciele wplywa na dziecko wieclepiej idz do lekarza nawet jesli to male oparzenie
 
padam, wróciliśmy z Filipkiem po 18 ale młody przeszczęśliwy bo udało się nam kupić balonik z Zygzakiem. :biggrin2:
ależ to moje małe się rozkopało z wieczora. :-D:-D

Fogia pstryknij zdjecie tuniki, bo mnie czeka wesele 2 października i jeszcze nic sobie nie kupiłam.
zielona ok, ale dopiero w przyszłym tyg. Mąż zabrał aparat do hiszpanii więc jak rodzinka popyka mi zdjęcia na weselu to wstawię.

Nic nie piszecie o tym pamiętniku to wstawiam sama:
Pamiętnik z brzucha cz. 1

Ale jestem padnięty! Gdybym wiedział, że ten wyścig tak mnie wykończy, to pewnie w ogóle bym nie startował. Jednak rozpędziłem się, no i proszę – wygrałem! Podobno w tej konkurencji zwycięzca bierze wszystko. Taka plotka poszła wśród kolegów plemników. Szczerze mówiąc, na razie jestem trochę rozczarowany: nic się nie dzieje! Rozsiadłem się więc wygodnie i czekam.

1. miesiąc
Spotkanie z komórką
Było tak: tata przez całe popołudnie stał przy kuchni i pichcił. Chińszczyzna to jego danie popisowe. Mama zapaliła świece, żeby zrobić nastrój. Wypili trochę wina. Potem puścili sobie fajną muzyczkę. A później to już niestety nie wiem, co było, bo musiałem walczyć o „swój kawałek podłogi”. Zrobiło się strasznie ciasno. Co sekundę dokwaterowywali nam trzy tysiące nowych plemników. Normalnie nie było czym oddychać! Na dodatek każdy się wiercił. To się musiało źle skończyć. W pewnym momencie atmosfera stała się tak gorąca, że nie mogliśmy już tego wytrzymać. Nie pamiętam, kto krzyknął „naprzód!”. Nagle wszyscy wystrzeliliśmy jak z procy z zawrotną prędkością. Pierwsze chwile to była dosłownie walka na śmierć i życie.
Peleton przyśpieszył. Najsłabsi nie wytrzymywali tempa. Na ostatniej prostej z 400 milionów zostało nas już tylko kilka tysięcy, a i tak większość była wyczerpana. I właśnie wtedy ją ujrzałem: gigantyczną kulę o średnicy 0,2 milimetra. Komórka jajowa. Piękna. Nie miałem wątpliwości – przede mną meta. Nie było łatwo się do niej dostać. Resztką sił odpaliłem swoją enzymatyczną piłę łańcuchową, rozciąłem otoczkę i wcisnąłem się do środka. Ha! Wszyscy próbowali, a udało się tylko mnie. Drugiego miejsca nie przyznano. Po drodze zgubiłem gdzieś ogonek, ale co tam. Coś mi mówi, że warto... Musiałem pokonać prawie półmetrowe, zwinięte nasieniowody. Potem jeszcze cewka moczowa, a dalej... Kochani, dalej to był już inny świat. Pochwa, macica i w końcu jajowody. Lecieliśmy wszyscy na złamanie karku. Choć może to złe określenie, bo właściwie trzeba było piąć się w górę.

2. miesiąc
Jak samotna rybka
Narzekałem, że nic się nie dzieje? Przeciwnie, dzieje się aż za dużo. Przede wszystkim nie jestem już przystojnym plemniczkiem. Przypominam galaretkę. Chociaż nie, chyba raczej kijankę. Albo rybkę. Tak. Wyglądam jak mała rybka. Dzisiaj, bo jutro mogę przypominać coś całkiem innego. Wszystko zmienia się z sekundy na sekundę. Rosnę jak na drożdżach. Wyrosły mi ramionka i nóżki z takimi śmiesznymi paluszkami. Po bokach głowy mam dwie ciemne plamki i dwie niewielkie dziurki. Myślę, że to będą po prostu oczy i uszy.
Nie chwaląc się, mam też kilka osiągnięć. Otóż, udało mi się odczepić od ściany macicy i znowu mogę się poruszać. Wprawdzie nie tak szybko jak we wczesnej młodości, ale i tak jest nieźle. Próbuję też otwierać buzię (choć na razie nie mogę powiedzieć, że jestem w tym mistrzem).
Za to wczoraj dokonałem wiekopomnego odkrycia: mam już serduszko! Malutkie jak ziarenko maku, ale pulsuje jak oszalałe. Prawdziwa rewolucja dzieje się w środku mojego ciała. Skórka jest cienka jak pergamin, więc wszystko widać jak na dłoni. Mam już kręgosłup i żebra grubości włosa. Rosną płuca, wątroba, nerki, mózg. Wszystko naraz. Przyznam się wam, że to strasznie męczące. Najgorsze jest to, że odwalam tu taką robotę i nie mogę liczyć na niczyją pomoc. Zresztą, wcale nie jestem pewien, czy ktoś w ogóle wie o moim istnieniu. Halo! Jestem tu!

3. miesiąc
Ujawniam się
Mama już wie. Postarałem się o to. Jakich metod użyłem? Wykorzystałem cały wachlarz możliwości: mdłości, huśtawkę nastrojów, senność, wrażliwość na zapachy, obrzmienie piersi, zachcianki, trądzik... W końcu cel uświęca środki, prawda? OK, może rzeczywiście trochę przesadziłem, ale trzeba było dziewczynę przywołać do porządku. W końcu będzie moją matką. Musi o siebie zadbać.
Moja strategia, choć kontrowersyjna, już przyniosła pierwsze efekty. Mama rzuciła palenie i zaczęła więcej odpoczywać. Przestała też wysiadywać po nocach przed komputerem. Ulżyło mi. Godzinami byłem ściśnięty jak sardynka. Na dodatek te okropne dżinsy. Nie znoszę ich!

Co z tego, że mama rozepnie jeden guzik? Kobieto! Ja mam już prawie sześć centymetrów i potrzebuję przestrzeni. W końcu zaczynam przypominać człowieka. Mam wszystko, co trzeba. Nawet powieki i paznokcie. Tylko głowa ciągle jest jakaś nieproporcjonalnie duża. Za to twarz – poezja. Wyraźna szczęka, podbródek i całkiem fajna górna warga. Nosa jeszcze nie ma, ale są już dziurki. Podsumowując: niezły ze mnie przystojniak. Mama jeszcze o tym nie wie, ale wam już mogę zdradzić tę tajemnicę: jestem chłopcem. Właśnie wyrosły mi jądra i malutki penis (co jak co, ale ten to na pewno jeszcze urośnie). Spodziewałem się tego. Z moją wybujałą ambicją i wielkimi wymaganiami chyba nie nadawałbym się na dziewczynkę.

4. miesiąc
Ćwiczę i robię się mądrzejszy
Powoli oswajam się z sytuacją. Nie mogę narzekać. Mam tu ciepło i cicho. Miejsca sporo, więc spaceruję, ile mogę. Jedyny minus to niewiele atrakcji. Z nudów zacząłem ssać palec. Drobiazg, a cieszy. Od czasu do czasu łyknę sobie też trochę tego płynu, w którym pływam. Słodki. Nie jest to może pitna czekolada, ale i tak smaczny. A więc piję, siusiam... i tak to się kręci.
Cały pokryłem się śmiesznym meszkiem. Mam już brwi i pierwsze cienkie włoski na głowie. A jak za długo kopię, to zaczynam się pocić. Dziwna sprawa, co nie? Przerzucam się wtedy na spokojne ćwiczenia oddechowe. Człowiek nigdy nie wie, co może mu się kiedyś w życiu przydać. A propos ćwiczeń. Nauczyłem się już wydymać policzki i marszczyć czoło. Szkoda, że nie mogę spojrzeć w lustro. Czuję, że w robieniu min jestem absolutnie bezkonkurencyjny – mam taki śmieszny zadarty nosek.
Martwi mnie tylko, że staję się coraz bardziej wrażliwy. Wystarczy najlżejsze muśnięcie pępowiny, a już cały staję na baczność. Takie przygody zakłócają mi drzemkę, a dopiero co odkryłem jej uroki. Domyślam się, skąd ta nadwrażliwość. Co minutę w mózgu tworzy mi się aż 250 tysięcy nowych komórek nerwowych. Coraz wyraźniej dociera do mnie, jak bardzo jestem unikalny. Jedyny na świecie. Mam już nawet linie papilarne. Tylko czy komuś w ogóle potrzebne są moje odciski palców?

 
reklama
I ciąg dalszy......
Pamiętnik z brzucha cz. 2

5. miesiąc
Potrzebuję czułości
W końcu udało mi się nawiązać kontakt z mamą! Hurra! Już powoli zaczynałem wątpić, że to w ogóle możliwe. Kopałem, kopałem i nic. A któregoś dnia źle wyliczyłem zakręt i z całym impetem moich 30 dekagramów uderzyłem w ścianę macicy. Mama aż podskoczyła. Poklepała delikatnie w to miejsce. Odpuknąłem jej. A wtedy ona się rozpłakała. Kompletnie mnie zamurowało. Ach, te kobiety... Od tego momentu coś się jednak między nami zmieniło. Nareszcie zaczęła do mnie mówić. Nazywa mnie Robaczkiem albo Groszkiem. I często mnie głaszcze. A ja to po prostu uwielbiam!
Coraz lepiej się z mamą poznajemy. Najbardziej lubię, jak idzie na spacer. Tak mnie fajnie kołysze, że natychmiast zapadam w drzemkę. Fakt, nie zgrywamy się jeszcze zbyt dobrze. Kiedy ona czuwa, ja śpię. A kiedy się kładzie, ja się budzę i zaczynam dokazywać. Fikam koziołki i nasłu****ę.
Do tej pory słyszałem tylko same bulgotania z brzucha mamy. Teraz stopniowo zaczyna do mnie docierać coraz więcej dźwięków. Najmilszy jest głos mamy. Taki śpiewny i dźwięczny. Słów wprawdzie jeszcze nie rozumiem, ale potrafię już wyczuć, kiedy mówi do mnie, a kiedy do taty. Nie znoszę, jak się z nim kłóci. Oboje wtedy strasznie krzyczą, a hałas to dla mnie męka. Najchętniej gdzieś bym się schował, ale gdzie? Kulę się tylko w sobie i czekam, aż im przejdzie. Na szczęście zawsze się potem godzą. A jak się przytulają, to robi mi się tak błogo, jak w niebie. Wczoraj byliśmy wszyscy u bardzo miłego pana doktora. Coś mi się zdaje, że próbowali mnie podejrzeć.

6. miesiąc
Mieliśmy wypadek
Nie spodziewałem się takich przeżyć. Jakiś czas temu zacząłem obrastać w tłuszczyk. Ważyłem już prawie kilogram. Nauczyłem się robić nóżkami rowerek i pociągać za pępowinę. Czułem się pewnie i to chyba uśpiło moją czujność...

Mama wymyśliła malowanie pokoju „dla dzidziusia”. To się chyba nazywa syndrom wicia gniazda, czy jakoś tak. Wszystko byłoby dobrze, gdyby pozwoliła się wykazać tacie. Ale ona osobiście musiała sprawdzić, czy wszystkie rogi są dobrze pomalowane. Weszła na drabinę, poślizgnęła się i spadła. A ja z nią. Nieźle mną huknęło. Na moment mnie zamroczyło. Potem zacząłem czuć się dziwnie. Było mi zimno i nie mogłem się poruszać.
Tata natychmiast zawiózł nas do szpitala. Po drodze złamał chyba wszystkie przepisy. Szkoda mi ich było. Mało nie oszaleli z rozpaczy. Na szczęście w porę trafiliśmy w fachowe ręce. Uff... Wszystko dobrze się skończyło. Teraz mama musi się oszczędzać. Chyba się nieźle przestraszyła, bo ciągle leżymy sobie na sofie i gadamy przez telefon. To znaczy ona gada, ja słucham. Tylko dzisiaj zrelacjonowała naszą przygodę dwanaście razy. Ostatecznie wolę jednak to niż sporty ekstremalne. I tak mam dużo roboty. Aha! Z nowości: już dwa razy dostałem czkawki.

7. miesiąc
Widziałem... światło
W końcu udało mi się otworzyć oczy. Wprawdzie widoki wokół mizerne (a na dodatek półmrok), ale mruganie bardzo mi się podoba. Przy okazji okazało się, że mam całkiem fajne rzęsy. Od czasu do czasu razi mnie silne światło.
Pewnie jest już lato, a mama zadowolona paraduje z brzuchem na wierzchu. Biedactwo, musi dźwigać niezłą „piłkę”. Obliczyłem, że ważę około 1300 gramów. Od czubka głowy do stóp mierzę mniej więcej 40 centymetrów. Trudno wyliczyć dokładnie, bo niestety nie mogę się wyprostować. O fikaniu koziołków muszę zapomnieć. Jedyny sport, jaki uprawiam w tej chwili, to przeciąganie się. Też przyjemne. A propos przyjemności. Uwielbiamy sobie z mamą dogadzać. Na szczęście przeszła jej już ochota na zdrową żywność. Te pestycydy z nowalijek były obrzydliwe! Teraz jemy w miarę normalnie, choć ciągle nie możemy się zgodzić w sprawie przypraw. Ja lubię łagodnie, a mama pikantnie. Dobrze przynajmniej, że porzuciła fast foody i alkohol. Po lampce wina kręciło mi się w głowie, czułem się jak na karuzeli.
Lubię ciepłą kąpiel i fajną muzykę. Nie, nie poważną. Mama też próbowała mnie namówić na Bacha i Mozarta. Nie wiedziałem, co jest grane: przecież zawsze słuchała rocka! Na szczęście długo nie wytrzymała. Teraz słuchamy dużo spokojnych, optymistycznych kawałków. Bywa, że nawet sobie tańczymy. Co to musi być za kobieta! Oddałbym kawałek pępowiny za to, żeby choć przez chwilę ją zobaczyć. Czasami mi się śni, że się do niej przytulam. I jest mi wtedy tak dobrze, tak cudownie...

8. miesiąc
Duży i śliczny
Co za ciasnota. Chyba się trochę zablokowałem. Przekręciłem się głową w dół, a teraz nie mogę się ruszyć ani w tę, ani w tę. Muszę wyglądać dość dziwnie. Ręce i nogi skrzyżowane, kolana pod brodą, a broda przyciśnięta do klatki piersiowej. Coraz mniej mi się to podoba.

Na dodatek ktoś cały czas do mnie puka. Proszę państwa! Ja wszystko rozumiem. Każdy chce dotknąć brzucha na szczęście. Ale co byście powiedzieli, gdyby ktoś wam cały czas tak walił w drzwi? Postanowiłem ignorować te zaczepki. Jak ktoś się dobija, udaję, że mnie nie ma. No, chyba że to mama albo tata. Ich puknięcia rozpoznaję od razu. Śmieszy mnie, jak tata łapie mnie za kolano i podekscytowany wykrzykuje: „Łokieć! Łokieć!”. Szczerze wam powiem, że jest już za co złapać. Zrobiłem się pulchny (codziennie dochodzi mi dodatkowe 10 gramów), a tu i tam pojawiły się nawet małe dołeczki. Skóra też coraz ładniejsza. Cud, nie dziecko.
Odzywa się we mnie taka dziwna tęsknota. Mam wrażenie, że coś mnie omija. Z czego mama się śmieje? Czego babcia nie może się doczekać? Dlaczego pan doktor próbował niedawno dotknąć mojej głowy?

9. miesiąc
Zaatakuję z główki!
Wkrótce wydarzy się coś wielkiego. Skąd to wiem? Nie mam pojęcia. Po prostu czuję i już. Wykorzystuję ostatnie centymetry wolnego miejsca. Jestem coraz większy (ważę jakieś trzy kilogramy, mierzę około 50 centymetrów) i myślę, że warunki, w jakich się muszę męczyć, to prawdziwy skandal.
Mama też chyba w nie najlepszej formie. Ostatnio głównie stęka. Też bym sobie postękał, ale nie umiem. Od kilku dni mam wrażenie, że czas stanął w miejscu. Nic nowego mi nie wyrasta. Nic się nie powiększa. Łykam, siusiam, śpię. Chociaż... Zaraz, zaraz. Właśnie coś się ruszyło. Rany boskie! Woda mi ucieka! W czym teraz będę pływał? Mama chyba doceniła powagę sytuacji. Dzwoni po tatę: „Kochanie, rodzimy!”. Nie ma sprawy, ze mną jak z dzieckiem Możemy rodzić.
Wszystko wokół zaczyna falować. Coraz częściej i coraz mocniej. Domek mnie wypycha, a ja nawet nie mam się czego przytrzymać. Ej, tylko bez takich numerów proszę! Napiąłem się: walczyć czy uciekać? Oczywiście, że walczyć! Tylko jak?! Czym?! Zaatakuję z główki. Wezmę rozpęd i... aaaaaa!!!Jejku... Ale numer. Zdaje się, że właśnie przyszedłem na świat!
 
Do góry