reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Straty Naszych Aniołków

Katy nie martw sie.. po mnie tez nie było widac 13 tc... napierwszy rzut oka.. wyglodalam tylko jak bym przytyla o jakies 5 kg.. i kazdy myslal ze to przez zime..
jesli lekarz nic nie mowil to nie masz sie czego bac.. lekarze mowia jak cos sie dzieje..

pozdrawiam
 
reklama
Kochana ja po lyzeczkowaniu zaszlam w ciaze po 3 miesiacach a dzisiaj mam corke ktora ma ponad 10 miesiecy.
 
Kasia1986 pisze:
Asienku wspolczuje Ci .. jestem z Toba.. ja urodzilam synka 20tyg ciazy.. :( choc wielkanoc minie dwa miesiace od tego koszmaru to nie moge sie  z Tym pogodzic.. :(
pozdrawiam Kasia
Kasiu ja miałam zabieg z powodu obumarcia ciazy w 8 tygodniu. Niby łatwiej niż Ty, ale tez do siebie dochodzilam rok. Mimo, że mam wdomu dwa bąble już odchowane, to przez rok ryczalam po tym ostatnim. Tez sie nie mogę z tym faktem pogodzić, choc teraz po roku już go zaakceptowałam - tak musiało być i juz.
Dwa miesiące to bardzo krotko.... Mi bardzo pomógł wyjazd na wakacje z moimi dzieciakami. Zmiana otoczenia inny rytm zycia i jakoś poszło.
A czy się spieszyć z kolejnym? To sama musisz sie zastanowić czy jesteś gotowa, czy kolejne nie ma być pocieszeniem po straconym. To przechodzi, choć sie o tym nie zapomina. a do tego wkółko pytaja ile ciązy czy donoszone - do końca życia będziemy miały w sercahc nasze kruszynki :)
Życzę ci baaardzo dużo wyrozumiałości dla samej siebie i zrozumienia ze strony otoczenia (mi tego troche zabrakło od najbliższych :()
 
Witam dziewczyny, nigdy nie przyszło mi nawet do głowy szukać forum o podobnej tematyce, ale teraz chyba potrzebuję Waszego wsparcia. Moja ciąża obumarła w 7tc, ale nosiłam ją dzielnie do 12 tc, do normalnej wizyty kontrolnej. Mam już siedmioletnią córcię, pierwszą ciążę donosiłam bez żadnych komplikacji, więc nawet nie przyszło mi do głowy... i dostałam pstryczka w nos od losu. Szczęście w nieszczęściu, że mam super lekarza. Zajął się mną tak, jak powinien to zrobić lekarz. Przyjął mnie na swój dyżur w szpitalu i opiekował się mną przez cały pobyt. No i to by było na tyle ze wsparcia w tej trudnej sytuacji. mogę liczyć tylko na mojego męża, ale w tej sytuacji obydwoje potrzebowaliśmy pocieszenia. Moje koleżanki uznały, że jestem twarda i silna i nie ma co rozpaczać nad rozlanym mlekiem, a najbliżsi?? Nie mam już rodziców, Teściowa odstawiła pokazówkę w szpitalu, że ona nawet nie wie, czy to był chłopczyk, czy dziewczynka, moja babcia powiedziała do mojej córeczki, że jej mamusia już napewno nigdy nie będzie miała dzieci. Długo musiałam małej, zrozpaczonej dziewczynce tłumaczyć, że to nieprawda. Ja już nie pytam dlaczego tak się stało, bo mój lekarz wytłumaczył mi wszystko, zrobił mi badania. Pytam się dlaczego jesteśmy tacy zimni, tacy nieczuli i tak mało obchodzą nas cierpienia innych. Niedawno mój brat miał wypadek. Trafił do szpitala, jak tylko się dowiedziałam, pobiegłam do niego, bo musiałam sama zobaczyć czy faktycznie nic nie zagraża jego życiu. Mija już miesiąc od mojego nieszczęścia, a On nie miał nawet czasu żeby do mnie zajrzeć. Wiem, że mnie kocha, bo mamy tylko siebie, ale czy mi ta wiedza wystarczy??
Czy w Waszym żalu był taki moment, kiedy nagle okazywało się, że nikt was nie rozumie, nie kocha, nie pociesza? Czy jest to tylko moja próba odwrócenia swojej uwagi od nieszczęścia, które nas dotknęło? A może szukam winnych? Źle sie z tym czuję, czasem chciałabym zasnąć i obudzić się za dwa miesiące, bo wtedy będziemy próbować znowu... dłużej nie wytrzymam. Wydaje nam się z mężem, że mamy wsparcie tylko w naszej córeczce, ale strasznie się boję, czy cała ta sytuacja nie jest dla niej zbyt dużym obciążeniem. Może któraś z was ma podobne doświadczenia??
 
Witam, aż mnie trzęsie jak słyszę takie historie. Pocieszę Cię, że może tylko tak źle trafiłaś. Moja ciąża też obumarła w 7tc, ale dowiedzeiliśmy sie o tym w 12 tc. Trafiłam do szpitala na zabieg. mój lekarz prowadzący zajmował się mną przez cały pobyt, a i lekarz, który potwierdzał diagnozę był bardzo delikatny. Trafiłam na szpital z prawdziwego zdarzenia, na personel z odruchami serca. To moje szczęście w nieszczęściu. A jak wychodziłam z patologii do domu i powiedziałam do siostry Do widzenia, to usłyszałam. Jakie Do widzenia?? Już Cię tu nie zobaczę kochana, może spotkam Cię za rok po drugiej stronie szpitala, ale tu już nie wrócisz. To moja druga iskra nadziei, pierwszą dał mi mój lekarz.
 
Kasiu od tego co zmieniło dramatycznie Wasze zycie miną dopiero miesiąc! Dopiero zaczynasz powodli układać jakoś to wszystko czego doświadczylaś. Niestety nie da sie tego zrobić szybciej.... niż można, szybciej... niż Ty jesteś sama w stanie. U każdego wygląda to inaczej. Ja do tej pory mam gdzieś myśl, że moje dziecko dlatego się nie urodziło, że ja pierwszego dnia jak sie zorientowałam że jestem w ciązy, bylam niezadowolona. Tak logicznie mysląć to przeciez bez sensu,a jednak we mnie to siedzi do dziś. Co do wsparcia otoczenia to ja miałam moją ukochaną koleżankę psychologa - pracuje głównie z ciężarnymi z patologii ciązy i po poronieniach -, dwie kolezanki po poronieniach praktycznie prwie donoszonych dzieci i mojego syna. Moje przycjaciółki nie bardzo umiały mi konkretnie pomóc i same sobie chyba nie radziły z tym jak się odnaleźć w relacjach ze mną, ale były bardzo czułe i cierpliwe. Mój mąż niby był opiekunczy, ale nie umial znaleźć wsyatrczająco duzo cierpliwości dla mojego stanu, ani czasu, żeby posłuchać co przeżywam, więc trudno go obwiniać o brak zroumienia, bo nie miał czego rozumieć. Reszta to lepiej by zrobila sie nieodzywając, albo udając że sie nic nie stało niż na siłę wciągać mnie w rozmowę na ten temat i potem ranić komentarzami. Ale tak to jest - ludze jak nie wiedza jak sie zachować popełniają najczęściej duże nietakty chcąc na sile zrobić dobrze.
U mnie mój pięciolatek wiedział co sie dzieje, bo od razu powiedzielismy mu, że bedzie nas więcej. Jedzne co to pilnowalam, zeby dowiedzial sie ode mnie co sie stalo. Plakal bardzo i duzo mowil o dzidzi, ale przyjal to dorosle jak na swoj wiek - wczesniej rozmawialismy o umieraniu,byl na pogrzebie dziecka znajomych, wiedzial, ze zmarla prababcia. Mysle, ze musisz sma z corka o tym poromawiac i to bardzo szczerze w sposob w jaki ona bedzie w stanie zrozumiec i zaakceptowac. Moze trzeba bedzie skontaktowac sie z psychologiem?
Mowienie o tzm co Cie spotkalo to forma terapii - wzrzucasz z siebie to co boli, porzadkujesz uczucia.
Brat - no coz to facet.... sam stara sie nie myslec pewnie o tym, bo ... to zwyczajnie trudne. Widzisz ja teraz nie dawno jak moj maz nagle znalazl sie w szpitalu zostawial wszyzstko i pojechalam do niego, bo wydawalo mi sie, ze bede tam na najwlasciwszym miejscu i tak bylo; on jednak nie umial wczesniej poswiecic mi w pelni choc troche czasu jak ja nagle sie tam znalazlam.
Co do probowania to trzeba miec swiadomosc, ze to moze byc troche nakrecanie. To czego doswiadczasz tera powoli bedzei slabnac. Staraj sie szczegolnie zadbac o siebie, porozpieszczac sie, robic sobie przyjemnosci. Moze jest gdzies w Twoim miescie grupa wsparcia dla kobiet z odobnymi przejsciami.
Kasiu jedno jest pewne, ze to mija - ja dlugo mialam przekonanie, ze to nigdy nie minie i wciaz bedzie tak bardzo bolalo. Ja dwa miesiace po pojechalam na wakacje na miesiac z moimi dziecmi i bardzo mi pomoglo zmienienie otoczenia. Trudno znow mi bylo kolo terminu planowanego porodu i po roku od poronienia. To bzlz takie dwa trudne momenty, o ktorzch wiem tez od innch kobiet z podonymi doswiadczeniami. Mi tez bardzo pomogla wiara, bo moja dzidzai jest terra uswojego Ojca Niebieskiego i wstawia sie u Niego za nami.
Kasiu WYTRZYMASZ!!!! Musisz dla sowjej coreczki i meza!!! Jak wylejesz wszystkie lzy ktore musisz wylac poczujesz sie lepiej!!! Nie odmawiaj sobie tego.
Jestem z Toba!
 
k@sia-przykro mi ze stracilas tez swojego aniolka -piszesz dostalas iskierke nadzieji-no ja tez -od tego poronienia minelo 4 miesiace i miesiac temu znowu poronilam -w 4 t.c samoistnie -mowia ze nadzieja matka glupich chociaz ja nadal mam nadzieje ze bede miala malenstwo...
 
Przykro mi bardzo....
Dziewczyny napewno będziecie tulić już niedługo swoje pociechy!!!! Wierzę w to!
Niech Nasze ANiołki nami się opiekują!!!
 
Żaneta witaj, ja dopiero teraz rozumiem choć trochę ból po takiej stracie, bardzo mi przykro z Twojego powodu, ale co próbujemy jeszcze raz??
 
reklama
Magdalenka dzięki za ciepłe słowa. Z córką już porozmawiałam, dzieci mają jakiś siódmy zmysł i rozumieją chyba więcej niż my byśmy chcieli żeby rozumieli. Myślę nawet, że jeśli w przyszłości uda mi się urodzić drugiego dzidziusia, to powiem im, że mają Aniołka, ale teraz jeszcze sama o tym nawet tak nie myślę. Co do męża, to wczoraj wciągnęłam Go w rozmowę, że jest na przykład takie forum, że takich rodzin jak my jest tysiące. Powiedział mi, że najgorsze jest to, że stało się to tak niespodziewanie, mówi, że miał takie myśli jak byłam w ciąży z Dominiką, ale nie teraz. No i oczywiście trafne jest w moim przypadku powiedzenie: "jak trwoga to do Boga". Pierwsze pytania to były, Panie Boże dlaczego, co chcesz mi powiedzieć, co robię nie tak. Jeśli karzesz mnie, nie karz przy okazji moich bliskich i takie tam różne. czasem boję się, że Pan Bóg coś mi chce powiedzieć, na coś pokazuje, a ja nie trafiam za jego wzrokiem. Kiedyś w rozmowie powiedziałam, że nie wiem, czy miałabym tyle siły i odwagi, żeby zajmować się dzieckiem chorym lub kalekim i tak nieśmiało pytam, czy Pan Bóg mnie ustrzegł?? Pytałam Go też czy nie zgubił się, czy nadal nadąża za tym światem pełnym zła i nicości. Wierzę w jego dobro, wierzę, że da mi siłę, wiem tylko, że nie wszystko na świecie ma swój sens. Patrzyłam dziś na dziewczynę, która ma już trójkę dzieci, każde z innym mężem. Bida aż piszczy. Zapytałam w myślach dlaczego ona może, a mnie się nie udało. Prawda jest taka, że nigdzie nie jest powiedziane, że ona kocha swoje dzieci mniej niż ja bym kochała swoje. od naszego nieszczęścia minął dopiero miesiąć, ale miesiąc w życiu takiego maluszka to sporo.
 
Do góry