Oj dziewuszki widzę że czarne myśli przyleciały na forum...
Co do gadania to i ja się wypowiem. Możecie mi wierzyć albo nie ale z pierwszą ciążą udało się nam za trzecim podejściem - wtedy wydawało mi się że wielki minęły od początku starań, więc z drugim dzieckiem podejrzewałam że będzie podobnie. I tu skucha - 3,5 roku prób. W międzyczasie trzy pozytywne testy i trzy poronienia. Wydawało mi się że to koniec świata. Byłam totalnie załamana. W ciągu tych 3 lat prawie wszystkie moje najbliższe koleżanki i siostry pozachodziły w ciążę a teraz już mają spore szkraby a ja ciągle nic.
W miesiącach które z góry były skazane na porażkę @ dostawałam po 28 dniach z zegarkiem w ręku, a jak liczyłam na dwie kreski na teście okres się rozregulowywał (wg mnie tylko ze względu na psychikę - znajdowałam u siebie objawy ciąży). Na początku grudnia moja przyjaciółka zaciągnęła mnie do swojego ginka (kocham tego lekarza !) i po badaniach okazało się że mam łagodną hiperprolaktynemię. Dostałam prochy na obniżenie prolaktyny i wiedziałam że trzeba trochę poczekać aż wszystko się unormuje. Ostanią @ miałam 15 grudnia, więc gdy 15 stycznia nie było @ liczyłam baardzo na pozytywny wynik testu ciążowego. Standardowo ujrzałam jedną... 20 stycznia mieliśmy wyjechać i na biegu 19 (z tygodniowym opóźnieniem @) poleciałam na wizytę. Myślałam że dostanę coś na wywołanie @ a tu niespodzianka - lekarz mi powiedział że owulacja była tydzień wcześniej - dwa tygodnie opóźnienia !! Wyjechaliśmy a ja kompletnie nie myślałam co się ze mną dzieje. W piątek zrobiłam test i wyszły dwie ładne kreseczki... ale czy to n pewno ciąża dowiem się jutro.
W każdym za każdym razem gdy testy wychodziły mi pozytywnie byłam taka spokojna i wyciszona - bez wmawania sobie objawów.
Psychika na pewno ma znaczenie - nie chcę przez to powiedzieć że kluczowe, ale ...coś w tym jest. Przynajmniej ja tak uważam.