Sog powodzenia!!! Czekam na wieści!
Magdalena mój ssie przez prawie godzine i co dwie godziny sie budzi...Karmie leżąc bo mam szyte krocze i nie ma szans na siedzenie... poza tym ja mam taki problem ze mój mnie nie woła...
on robi ciche "e...e...e" i szuka cyca... próbowałam go przetrzymać zeby zapłakał i nie ma szans... złości się, robi się czerwony jak burak ale nie krzyczy... dlatego wole mieć go blisko... bo i tak jest malutki więc lepiej zeby wagi mi nie tracił...
A bąbel śliczny!!
Pyscek nie widać po mnie że ja w ogóle w ciąży byłam
Brzuch płaski i waga idealna!
Cieszę się jak głupia z tego
mi tylko dzieci rodzić (ale nie nosić...)
Netka współczuje ci tych diet.. ja też sie załamałam jak zobaczyłam co kobieta karmiąca może jeść....
Miq ja ci jeszcze nie gratulowałam! GRATULUJĘ!!!! I nie stresuj się, na pewno będzie wszystko dobrze!
Zafasolkuję pewnie że wypocznij! Kobiecie ciężarnej się to należy!
Pok Ael durnia klei
No więc co do samego porodu...
Przez cały dzień źle się czułam... niby skurcze były nieregularne, ale postanowiłam, ze nie ma na co czekać i trzeba zgłaszać się do szpitala - dzień wcześniej chcieli mnie położyć. Mój mąż kończył pracę koło 21 więc powoli sie szykowałam... Poszłam do łazienki na siusiu wstałam, a tu leci mi po nogach jakiś różowy płyn. :O założyłam szybko wkładkę i biegiem do teściów mieszkających obok (jak na złość nie miałąm nic na koncie...) w trakcie dostałam surczów... ale nie takich tam skurczów... myślałam że oszaleje, bolało tak jakby mi brzych w środku się rozrywał (tamte wszystkie skurcze przy tych to był pikuś) Szybko do samochodu (teść tak szybko jechał że ignorował czerwone światła) dałam zać dla męża i szybko na Izbe przyjęć. Zbadali mnie - rozwarcie 1cm (czyli nic nie ruszało) wydy leciały jak głupie (boże nie wiedziałam że tego tyle jest)
Pojechałam na porodówkę podłączyli mnie pod ktg i zaraz dołączył do nas mój mąż. Leżałam i się śmiełam, bolało że aż się sręcałam z bólu i śmiałam jednocześie
Położna co raz przychodziła i śmiała się ze mnie że przekazuje sprzeczne sygnały, bo jecze z bólu i się śmieje więc sama nie wie czy mnie boli czy nie XD
Półtora godziny późiej rozwarcie doszło do 2.5cm i lekarz podał mi znieczulenie w kręgosłup. Boże jak fantastycznie uczucie nie czuć bólu... leżłam tak do godziny 12.30 (czyli ok.2 h na znieczuleniu) i położna zbadała rozwarcie...a tam? 9 CM!!! Znieczulenia już mi więcej nie podali bo to podobno za późno... Skurcze powróciły, jęczałam z bólu ale miałam świadomość ze już zaraz zobacze małego i to dawało mi sił! około 1 poczułam potrzeba parcia. łożko na którym lezałam lekarze kilkoma ruchami przerobi na fotel porodowy (zawalista ta wyremontowana porodówka! sama sobie przyciskami mogłam ustawić łóżko tak by było mi wygodnie!) Ustawili mnie w "tradycyjnej pozycji porodowej na wznak" i się zaczeło... mąż pochylił się nade mną i szeptał cały czas do ucha "jesteś dzielna, dasz radę...jestem z ciebie dumny" i relacjonował co tam się dzieję przy podwoziu. Na początku nie umiałam przeć, bardziej się napinałam niż parłam skurcze były dość rzadkie więc podpieli mi oksytocynę. Czułam główkę w środku, to jak sie przesuwa i nagle coś utkneło... około 3 skurcze parte później usłyszałam szczek nożyczek i przy kolejnych 3 skurczach partych o godz 1.50 mały WYSTRZELIŁ jak z armaty (przy okazji wszystkie płyny i ochlapałam położne XD ) po czym wszytko się uspokoiło... Nie czułam wtedy już nic...
Nachyliłam się do przodu i zobaczyłam moje małe szczęście! Wycierali go specjanym nagrzanym wcześniej kocykiem i pobudzali do płaczu a on? Otworzył te swoje wielkie oczy i się rozglądał spokojny niczym anioł... Kilka razy pobudzany szturchańcami położnych troszkę zakwękał. TO BYŁ NAJPIĘKNIEJSZY DZWIĘK JAKI MOŻNA BY SOBIE WYOBRAZIĆ!! Gula mi w gardle ugrzęzła, ale nie rozpłakałam się. Spojrzałam na męża, widać było ze jest zdenerowany, ale byłam tak zaaferowana małym, ze jakoś nie miałam głowy się tym faktem zainteresować. Zacisneli pępowinkę i dali mojemu M ją przeciąć (w miedzy czasie położna sie śmiała zeby uważać na jajeczka bo znalazły się niebezpiecznie blisko nożyczek XD ) Małego podali mi na brzuch, a on? Cichy i spokojny niczym mały aniołek przyglądał mi się tym swoim zabójczym wzrokiem! Chwilie później mi go zabrali i oddali w beciku dla męża jednym bezbolesnym parciem urodziłam łożysko i zaczeli mnie szyć. Wcześniej podali znieczulenie więc kompletnie nic nie czułam.
Byłam zdumiona że ten poród był tak lekki!! Leżąc na zszywaniu rozmawiałam z lekarzem czy to chormony czy ja faktycznie tak lekko ten poród przeszłam! MOGE RODZIĆ I 10 DZIECI!! - tylko niech ktoś za mnie ponosi je te 9 miesięcy...
Małego niestety przywieźli mi dopiro rano, ponieważ przez pół nocy umierałam z bólu kości ogonowej... miałam ją kiedy połamaną i źle się zrosła a podczas porodu została naruszona na nowo... plus ból szwów i szło zejść z tego świata... Połóg jest okropny... leki przeciwbólowe odstawiłam bo chce karmić małego i się z nim męczę... Położna powiedziała ze gdyby Konrad był odrobinę większy nie urodziłabym sama...
Samo macierzyństwo przez te pare dni mnie zadziwia! Mały jest grzeczny, w ogóle nie płaczę... o wszytko prosi tym swoim "E....e....e..." albo "a...a...a..." XD Nie jest śpiochem, raczej woli sobie leżeć i się rozglądać, ale jest przy tym cichy jak myszka, Normalnie to jakaś abstrakcja ze można kogoś tak mocno kochać!!!
A no i już myślę o drugim maluchu!! Niech mi tylko "tyłek" się zagoi...