No ok...to proszę bardzo.
My love story....
Kiedy miałam 16 lat do moich nowych sąsiadów przyjechał jakiś tam kuzyn z kolegą. Mieszkaliśmy w ładnej okolicy, zresztą w górach w końcu i oni tak niby na takie wakacje przyjechali. Miejscowość nieduża, blok jeden jedyny w najbliższej okolicy no i jedyna dziewczyna w tymże właśnie bloku. Często siedziałam w ogródku, między kwiatami a chłopcy kręcili się to tu to tam i uśmiechali się tylko do mnie a ja odwzajemniałam te uśmiechy. Potem było cześć a potem rozmowy … i z jednym i z drugim. Bajere mieli niezła, nie powiem ,ale ten kuzyn sąsiadów lat miał 19 więc i doświadczenie w bajerze większe to nawijał konkretnie. Ten kolega jego,mój rówieśnik też był fajny ale jakoś mniej wygadany a momentami wydawało mi że się lekko peszy choć jak to faceci w tym wieku swoje myśleli i łeb mieli ciut niżej niż powinni.
Spędziłam z nimi prawie trzy tygodnie. A dwa dni przed wyjazdem kuzyn sąsiadów przy wieczornej rozmowie sam na sam objał mnie i pocałował. Podkochiwałam się w nim i po cichutku marzył mi się taki pocałunek ale przeklinałam w duchu, że tak późno się na to zdecydował. To był mój pierwszy pocałunek…
Zgodnie z zapowiedziami wyjechali dwa dni później a ja tęskniłam długo…aż mi przeszło i miałam innego chłopaka, z którym po 1,5 roku rozstałam się w niezbyt miłej atmosferze.
Miałam prawie 19 lat i byłam w klasie maturalnej kiedy pewnego dnia zadzwonił Tel w domu moich rodziców. Jakież było moje zdziwienie, kiedy w słuchawce odezwał się …………..nie kto inny jak kolega kuzyna sąsiadów….Przemek. W pierwszej chwili w ogóle nie zaczaiłam kto to i po cholere do mnie dzwoni a on powiedział tylko, że ciekaw był co u mnie i że będzie w moich stronach i chętnie się umówi na kawę i wspominki o tamtym lecie. Przyjechał, pogadaliśmy i właściwie tyle bo mnie w tamtym momencie nie w głowie byli faceci. Miałam się uczyć i na tym się skupiłam. Ale P. dzwonił do mnie od tegp popołudnia codziennie i za nic miał moje gadanie, że nie jestem gotowa na nowy związek, że nie mam czasu itp. Poza tym już wtedy żarłam się strasznie z rodzicami, a konkretniej z mamą więc korzystając z okazji , że idę na studia wyprowadziłam się z domu na amen. Mimo, iż studiowałam na tyle blisko, że można było codziennie dojeżdżać to wolałam mieszkać sama i żyć na własny rachunek. Kontak z P. oczywiście cały czas miałam. Mało tego, gadaliśmy codziennie przez długie godziny i dokładnie 8 sierpnia 2004 roku przyjechał do mnie do mieszkania i został na pare dni. Wtedy był pierwszy pocałunek, pierwsze trzymanie za rączki, przytulanie no i…..ten pierwszy raz, który był łooo…taki trochę hardcorowy. No bo jak by inaczej mogło być, kiedy dwoje młodych ludzi jest tak blisko siebie, są sami w mieszkaniu ale śpia w osobnych pokojach i tylko o sobie myślą….Po trzech dniach przytulasów, pocałunków i miziania musiało wreszcie dojść do punktu kulminacyjnego.
Potem P. przyjeżdżał do mnie co weekend a miał biedak do pokonania nie mało bo aż 300 km. Pociągnęliśmy tak tylko rok bo ja, któregoś dnia w przypływie nagłej depresji napisałam mu sms-a, że za bardzo tęsknie za nim, że nie wiem czy potrafię tak czekać. A on…odpisał, że też się tak czuje, że czekał na jedno moje słowo i że przyjedzie. Był czwartek.
Ja przez całą noc myślałam nad tym co mu powiem. Miałam przygotowane teksty rodem z melodramatu albo taniego romansidła. Chciałam powiedzieć, że tak się nie da żyć. W piątek o godzinie 14.25 czekałam na pociąg, którym miał przyjechać . Skład podjechał, wszyscy wysiedli ale P. nie było. Zamarła. Zrozumiałam, że przegięłam ,za dużo powiedziałam, za dużo oczekuje. W końcu mieliśmy po 20 lat…. Nagle z ostatniego wagonu wyrzuca ktoś walizy i torby, na peronie zrobiło się zamieszanie i wszyscy patrzyli tylko na tego głupola co rzuca bagażami, a trochę ich było. Ja patrzę a to mój P. wychodzi i krzyczy na cały peron: „Zamówisz kochanie jakąś taksówkę czy coś bo sami się nie dotaszczymy” Ja rzecz jasna zdębiałam bo kurde o co kaman. A ten mi w domu mówi że mówisz masz, że jeśli go wywalę i jeśli się nie zgadzam, żeby został to on jutro wraca do domu ale łatwo przegonić się nie da i to był ostatni jego samotny kurs pociągiem na tej trasie….
Od tamtej pory właściwie się nie rozstajemy. Po 3 latach wspólnego mieszkania wzięliśmy ślub .
Resztę znacie kochane……
Łooo ale się rozpisałam.
No a teraz się żegnam bo P. skończył film oglądać i bedziemy się tulić
Dobranoc :********