reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Każda z nas wita styczeń z nadzieją i oczekiwaniem. Myślimy o tym, co możemy osiągnąć, co chcemy zmienić, kogo kochamy i za kogo jesteśmy wdzięczne. Ale niektóre z nas mają tylko jedno pragnienie – przetrwać, by nadal być przy swoich bliskich, by nadal być mamą, partnerką, przyjaciółką. Taką osobą jest Iwona. Iwona codziennie walczy o swoje życie. Każda chwila ma dla niej ogromne znaczenie, bo wie, że jej dzieci patrzą na nią z nadzieją, że mama zostanie z nimi. Każda złotówka, każde udostępnienie, każdy gest wsparcia przybliża ją do zwycięstwa. Wejdź na stronę zbiórki, przekaż darowiznę, podziel się informacją. Niech ten Nowy Rok przyniesie szansę na życie. Razem możemy więcej. Razem możemy pomóc. Zrób, co możesz.
reklama

Starania po raz pierwszy :)

hm...no a swoją drogą Sil to on nigdy urodzin nie robił tylko teraz? I nigdy Was nie zapraszał? A no i może to jakieś okrągłe te urodziny?
 
reklama
Jakoś nigdy. Bo widzisz, to skomplikowane. My z moim znamy się ohohoho i jeszcze trochę, jak będziecie chciały to Wam opowiem łzawą brazylijsko podobną historię internetowej znajomości :p Ale zaczęliśmy ze sobą być, jak on kończył studia. Wtedy kontakt z M - czyli kolegą się urwał. Oni nam posłali zaproszenia na swój ślub, do kościoła, dwa lata temu, więc my się zrewanżowaliśmy rok temu. I jakoś tak się ta znajomość odnowiła niedawno, przy okazji tej budowy, bo mój to taki guru M. I żadna okrągła, tylko 28.

Magda, będzie miał tyle, że jak mnie zdenerwują to im coś powiem, a ja ostatnio miła to nie jestem (hormony ze mną robią co chcą, choć się staram)
 
21.11.2003 czyli jak się poznaliśmy i jak to z nami było

0
Zwyczajny wypad do kina. Na Matrixa. Z przyjaciółką, jej kuzynką, jej bratem, nazwijmy go Adam i kolegą tegoż.
Uśmiechnąłeś się, już nie pamiętam kto kogo przedstawiał, opowiedziałeś dowcip, podogryzaliśmy sobie trochę złośliwie. Ty zakochany, ja antyzwiązkowa. Spotkanie jak każde inne. Jak wiele innych.
Pod koniec 2005 roku potrzebowałam komputera. Adam obiecał się tym zająć, bo jego kolega składa kompy i mi to zrobią. Dzień przed planowanym składaniem dostałam od niego smsa, czy z nim nie jadę do kolegi. Odmówiłam, co będę się włóczyć po obcych kolegach i nudzić się jak mops. Adam przyznał mi rację.
Komputer się zepsuł. Trzy miesiące po zakupie. Czas naprawy i reklamacji się wydłużał, mój związek się rozlatywał, nastał lipiec. Miałam pojechać z dzieciakami z Domu Dziecka do Malborka, cieszyłam się jak głupia. Ale komputer czas było złożyć. Znów na arenę wkracza kolega Adama. To on składał kompa, do niego teoretycznie miałam jechać wtedy. Przyjechał do mnie, kontaktując się ze mną przez przyjaciółkę, choć mój numer telefonu miał. Złożony komp, trochę gadania przerwane rozmową telefoniczną. Na stole stały paluszki i jakieś ciastka w czekoladzie, pozostałość po najgorszej imprezie mego życia. Słońce świeciło w ten dzień, był poniedziałek. W czwartek nie było mnie już w domu, pojechałam. Odetchnęłam, odżyłam, wróciłam inna, silniejsza.
Kolegę Adama widziałam jeszcze raz czy dwa u Adama w domu, nie umiem umieścić czy to było przed lipcem czy po.
Grudzień, zakatarzona ciągnę się za facetem po korytarzach AGH, bo jeszcze tam, a jeszcze tu. Zła, zmęczona, spocona od gorączki. On znika na chwilę, bo ja odmawiam włażenia gdziekolwiek, zostaję na klatce. Wraca z Adamem, krótka gadka.
Jestem u przyjaciółki, dowiaduję się, że kolega Adama kazał mnie ochrzanić, bo się z nim nie przywitałam jak byłam wtedy na AGH, a on siedział w tym korytarzu, do którego odmówiłam wejścia. Poprosiłam o numer gg, dostałam, napisałam przeprosiny. Na Wigilię posłałam życzenia, to był pierwszy przegadany dzień, w doskokach między kuchnią a pokojem. Po nim kolejne. Rozmowy od ósmej rano do 2 w nocy. Niecierpliwe włączanie komputera w oczekiwaniu na wiadomość od niego. Świat zaczął się przewracać do góry nogami. Zakochiwałam się, po uszy, bez pamięci. W facecie, którego widziałam parę razy w życiu, którego znałam tylko z Internetu. Mój związek leciał na łeb na szyję, podtrzymywany jeszcze resztką przyzwoitości i jego namowami, bym to ratowała. A każdego wieczora siadając przed komputerem uświadamiałam sobie, że tylko jego chcę, że po to włączam komputer o szóstej rano, by napisać mu dzień dobry. Że ranię jego, mojego ówczesnego faceta i siebie. Rozmowy coraz dłuższe, odważniejsze, pełne tęsknoty za przytuleniem, za głosem. Raz chciałam archiwum skopiować do Worda, nie udało się. Nie przyjmował nawet rozmów z dwóch tygodni, za dużo ich było. Poddałam się, zresztą, i tak wyrywki archiwum znam na pamięć. Nie, nie czytam ich namiętnie. Po prostu je znam, tak jak wiem, że przyjechał w słoneczny poniedziałek. Już Sylwester był pełen tęsknoty za nim. Potem już tylko się wzmagało.
Umówiliśmy się do kina. Ja proponowałam, wiedząc, że skaczę na główkę nie umiejąc pływać. Nie wypaliło, nie było biletów. Poszliśmy na spacer. Z ulicy świętego Jana przez Rynek, Grodzką pod Wawel i plantami z powrotem. Znacie to zdanie: "Najbardziej odczujesz brak jakiejś osoby, kiedy będziesz siedział obok niej i będziesz wiedział, że ona nigdy nie będzie twoja."? Ja wtedy bardzo namacalnie poznałam co ono znaczy. Idąc obok i marząc, by wieczór się nie skończył. Nawet się nie dotknęliśmy…
Szybkie spotkanie, bo potrzebowałam pewnej części, potem jeszcze jedno, po którym nie odwiózł mnie prosto do domu. Porwał mnie. Pojechaliśmy do Czernej, do klasztoru, pochodziliśmy alejkami, w deszczu, pod moim parasolem. Jeszcze bliżej, a jeszcze dalej… Tak bardzo chciałam Go pocałować…
Czasem płakałam rozmawiając z nim. Usiłując mu wmówić, że to nie to, że się pomyliliśmy, że to zauroczenie, że minie… Jak wiedziałam, że cierpi… Jak odpowiadałam na pytania co z moim związkiem…
Pod koniec stycznia miałam dość codziennych mdłości, zawrotów głowy, zmęczenia… Zakończyłam związek. Wiedząc, że mogę zostać sama, nie oczekując od niego nic. Zrobiłam to dla siebie i dla byłego, bo nie kochałam, bo zaczynałam nienawidzić, że nie jest tym, o którym marzyłam…
Umówiliśmy się do kina. Od rana cała się trzęsłam, z radości, tęsknoty, niepewności. Marzenia się ziszczały, mogłam się przytulić. Cała w środku dygotałam, nie pamiętam o czym myślałam, pamiętam za to w szczegółach cały ten wieczór…




Haha, cwana bestia ze mnie :p ja to mam zapisane :p:p:p
 
No ja mojego J. poznałam na portalu randkowym "sympatia"... jak my to mówimy: "miłosć od pierwszego maila" :-)... ach było cudnie... Jesteśmy ze sobą od 11.03.2006 r. - wtedy był pierwszy pocałunek... :-)
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
To fragment mojego bloga jest ;) dziękuję, dziękuję, zarumieniłam się :) My z moim jesteśmy razem od 28 stycznia 2007 roku, więc też kawał czasu

Malutka, z S mam najlepszego Przyjaciela męskiego
 
reklama
Do góry