Jestem jestem.... Poczytałam co pisałyście, z ciężkim sercem ale w wielu rzeczach macie rację. My też poznaliśmy się w grze właśnie.Tylko kiedy rozmawialiśmy zawsze była rozmowa o tym, że jak już zamieszkamy razem to nie będzie potrzebny komputer bo bedzie miał kogoś bo będzie miał z kim spędzać czas.Ja na początku bardzo się starałam, miał śniadania, obiady, wszystko a i tak czasami siedział przy komputerze i grał a ja się nudziłam. Nie znałam miasta, ludzi. W pewnym momencie się poddałam i przestałam się już starać, zaczełam więcej olewać i sama też siedzieć razem z nim. Ale wielokrotnie też prosiłam, zróbmy coś, wyjdzmy gdzieś. Owszem zdarzało się, ale tylko z mojej inicjatywy. Kiedyś nawet pytałam tu dziewczyn jak spędzają ze sobą czas, płakałam wtedy bo zrozumiałam że my wspólnego czasu nie mamy, tylko wtedy kiedy gramy w coś razem. Ja wiem, że w głębi duszy on jest naprawdę dobrym facetem, ale się mocno pogubił. Rodzice też mu żadnego wsparcia nie dali, zawsze w ich oczach był nikim, wczoraj nawet powiedział mi, że czuje jakby ich zawiódł.Cały czas powtarzał, że jest beznadziejny, że nie potrafi być jak inni, że nikt go nie nauczył, nie pokazał mu jak żyć normalnie. Jego rodzice w pewnym stopniu olali to, że zamyka się w wirtualnym świecie, ma mało znajomych, a jak ma to nawet ich nie widuje,nie umie do nich sam zadzwonić,w grach świetnie się dogaduje z ludzmi, jest inny, weselszy, zartuje dużo.Ma blokadę w kontaktach z innymi ludzmi, jakby sie bał odrzucenia. Ja jestem jego pierwszą kobietą z którą zamieszkał, tak to cały czas u rodziców. Wcześniej tylko krótkie przelotne związki, a i też ich nie było wiele. Bardzo chcę mu pomóc, ale nie sądzę że sama dam radę, jedynie częściowo. Teraz będzie miał utrudniony dostęp do komputera, bo będzie wyjeżdżał na cały tydzień do pracy i wracał na weekendy. Dla nas obojga to będzie ciężkie. Chyba tak, wierzyłam że dziecko go zmieni, owszem, chcę dziecka też z innych powodów, ale wierzyłam że jak będzie dziecko obudzą się w nim uczucia do niego, i że będzie chciał zapewnić maluchowi dzieciństwo jakiego on nie miał, bo wielokrotnie o tym wspominał, że chciałby żeby jego dziecko miało cudowne dzieciństwo... Z drugiej strony wiem że to nie powinno tak być, że powinien się ogarnąć zanim pojawi się dziecko. Co do mojej córki, nie miałam tutaj pracy, długo musiałam szukać, przez to wplątaliśmy się w długi. Mała wtedy szła do szkoły, nie mogłam jej tu nic zapewnić, a u taty ma bardzo dobre warunki, uznaliśmy że najlepiej dla niej będzie wychowywać się w otoczeniu które zna,większą traumą dla niej by było dołożyć jej do rozstania jeszcze przeprowadzkę o 300 km. Mój obecny nie miał nic przeciwko, mówił że chciałby nawet żeby mała była z nami, ale zdawaliśmy sobie sprawę, ile on wtedy zarabiał, miał niestabilną pracę, ja nie miałam żadnej, wiedzieliśmy że dla nas będzie za mało, że będzie ciężko, a o dziecku nie wspomnę. Dopiero teraz trochę stajemy na nogi... Po prawie dwóch latach zaczyna się stabilizować. Wiem teraz, że podjęliśmy słuszną decyzję. Córka jest szczęśliwa, świetnie sobie radzi, rozumie dlaczego się rozstaliśmy. Przed moim wyjazdem ze względu na kłótnie trochę się oddaliłyśmy od siebie, ona od zawsze była oczkiem w głowie taty, zawsze to z nim się bawiła, spędzała więcej czasu, ja byłam bardziej od uczenia, nauki itp. Dużo błędów popełniłam na pewno, ale tego już sie nie da zmienić. Można tylko starać się pracować nad sobą i nadrobić. Czy mi nie jest ciężko? Jest, jak cholera, początki były najgorsze teraz chyba trochę się już oswoiłam z tą myślą, ale nadal brakuje mi jej. Dlatego się przeprowadzamy, jutro już będę na miejscu, będę mogła się z nią spotkać w końcu. Możliwe że to też mnie trochę pchnęło do starań, to że bardzo pragnę dziecka, może trochę też ukoić swoją tęsknotę. Móc w jakiś sposób chyba udowodnić samej sobie i rodzinie, że potrafię zadbać o siebie, o dziecko. Że zasługuję na bycie mamą, że potrafię być dobrą matką, dla córki i dla drugiego dziecka. Jezu, jeszcze nikomu tak wiele nie powiedziałam, nie wiem dlaczego tak się przed wami otworzyłam...