Mogę się wygadać?
Ja dziś mam jakiś totalny kryzys w podejściu do starania. W porównaniu z wami staram się krótko, ale staranie bardzo mnie męczy psychicznie. Teoretycznie żyję dalej swoim życiem (spotykam się z ludźmi, uczę się nowego języka, spełniam się w wolontariacie na rzecz zwierząt, zajmuję się innymi sprawami), ale staranie się jest dla mnie jak karteczka przyklejona do lodówki, z czymś o czym ma się pamiętać i co jest do zrobienia... i tak wisi już od września. Obserwacja cyklu, testy owulacyjne, badania, witaminy, gonienie z seksem za dniami płodnymi. Czuję się jakbym utknęła w stanie zawieszenia, jakbym nie mogła iść dalej z życiem do przodu, a to czy się uda to wielka niewiadoma. I ta niewiadoma męczy, chciałabym wiedzieć na czym stoję- najwyżej się wypłakać, wykrzyczeć i pogodzić z realiami, zamiast ciągle mieć nadzieję, że może to TEN cykl. W momentach największego zdenerwowania już nawet myślałam żeby iść do wróżki (pośmiałabym się sama z siebie, gdyby to nie było żałosne) i wyjaśnić sytuację. Po babci, Włoszce, mam impulsywność, niecierpliwość i potrzebuję w życiu konkretów, a nie nadziei. Planów, nie marzeń.
Nie wiem, czy to chwilowe pogorszenie nastroju, czy może po prostu takie profesjonalne starania są nie dla mnie...