Zmieniłam gina. Robiłam dalej testy (u mnie się sprawdzają). Mierzylam temperaturę. Zrobiłam badania.
Ogólnie to było tak, ze miałam monitoring, przychodzę na wizytę napewno jeszcze przed owu i babka mówi ze pęcherzyka nie ma, już po owu. Zdziwiłam się, bo nijak mi to do niczego nie pasowało - no ale lekarz świętość, posłuchałam. Kazała zbadać proga za tydzień, zbadałam. Był żałośnie niski. Wróciłam - bo skoro jestem po owu to był za niski. Pani wzruszyła ramionami, zrobiła usg i powiedziała „no to cykl bezowulacyjny”, chociaż endometrium jak w połowie cyklu, a niby powinnam mieć wg niej zaraz okres. Jako ze miałam u niej już historie z plamieniami, które tez zbagatelizowała mimo ze z miesiąca na miesiąc przybierały na sile przestałam korzystać z jej usług, jakoś tak nie miałam do niej zaufania i czułam, ze się myli i ma mnie w dupie. Po prostu owu mi się przesunęła o tydzień, musiał pęknąć inny pęcherzyk, którego może nie widziała [emoji2368]