reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Staraczki 2021

reklama
Witajcie dziewczyny😉 podzielę się swoją historią, a właściwie jej początkiem, może kogoś zainspiruję do badania/leczenia/zmiany lekarza😉 staramy się z mężem o fasolkę około 14 miesięcy. W tym momencie czekam na testowanie i mam rzeczywiście podstawy przypuszczać, że tym razem będzie dobrze. Początkowo byłam stymulowana lamettą. Badanie progesteronu i tak około 5-6 cykli, bo było podejrzenie, że owulacji brak. Kiedy po raz kolejny nie wyszło (dodam, że czułam się źle na tych stymulacjach, ale bardzo poprawiła mi się cera) ówczesny lekarz prowadzący skierował mnie na badanie drożności jajowodów. I tam w szpitalu poznałam swoją obecną doktor, dusza człowiek, która specjalizuje się w niepłodności. Właśnie ona wykonywała mi zabieg, porozmawiałyśmy, opowiedziałam jej o dotychczasowym leczeniu i jakie miałam badania. Pokręciła głową, ale nie chciała deprecjonować mojego ówczesnego lekarza. Zaczęła wymieniać badania jakie dobrze by było wykonać, ja mialam oczy coraz większe kiedy tego słuchałam, bo o większości z tych badań nawet nie słyszałam. Rozżaliłam się i powiedziałam, że wobec tego chcę żeby ona się mną zajęła. Położyła mnie na badania na kilka dni w szpitalu w grudniu 2020. Diagnozy: PCOS, insulinooporność, hiperprolaktynemia, torbiel na lewym jajniku. O PCOS mowilo mi kilku lekarzy przez wiele lat, ale nikt do końca nie podpisał się pod tą diagnozą, insulinooporność też się przewijała, ale kiepsko funkcjonowałam na metforminie. Było mi niedobrze, bolał mnie brzuch. W ogóle ja na wszelkiego rodzaju ingerencje reaguję zazwyczaj wymiotami. Zaskoczeniem była dla mnie hiperprolaktynemia. Mój wynik prolaktyny to około 300 przy normie do 30. A więc, jak miałam zajść w ciążę? Co najmniej niemożliwe przy takiej prolaktynie, a mój poprzedni lekarz pchał we mnie hormony bez pojęcia co mi jest. Pewnie wielu z Was coś to przypomina. Od lekarza dyżurnego przy wypisie dostalam zalecenia: bromergon, inofem, koenzym q10, metformina 3 razy dziennie, aktywność fizyczna, dieta (jestem szczupla) i oczywiscie kontrola u lekarza prowadzącego.
Byłam absolutnie załamana. W szpitalu był problem z wkłuciem się do moich żył, wyglądałam jak narkoman. Wpadłam w rozpacz. Mam fajnego męża, więc jakoś wzięłam się w garść i zaczęłam od nowa walczyć. Zaczęłam łykać bromergon, który załatwił obniżenie prolaktyny, w międzyczasie miałam bardzo długie krwawienie (prawie 3 tygodnie) i nie obeszło się bez leków przeciwkrwotocznych. Sprawcą była prawdopodobnie torbiel. Dodatkowo, po 2 tabletkach metformaxu, z ktorymi jednak zdecydowałam się ponownie spróbować, prawie wylądowałam na pogotowiu. Wymiotowałam tak, że leżałam w łazience koło muszli bo nie byłam w stanie się podnieść. Stwierdziłam, ze więcej tego nie wezmę, mąż wyrzucił do kosza. Pani doktor zleciła jeszcze dodatkowe badania, które nie mogły być refundowane (AMH, markery nowotworowe). Zamiast metformaxu zleciła suplement diety miovelia, po którym było już okej. No i wystartowałyśmy:) oczywiście kwas foliowy jadłam cały czas i starałam się zmienic dietę na tę dla insulinoopornych. Dodam, że mój mąż miał badanie nasienia, w którym jeden parametr a mianowicie liczba plemnikow w mililitrze był lekko obniżony. Zaczął jeść suplementy (jak ktoś będzie zainteresowany co brał to piszcie) i Pani Doktor powiedziala, ze musimy powtórzyc badanie bo to laboratorium, w którym je robilismy jest kiepskie diagnostycznie. Kazała zrobic tez posiew nasienia, ktorego poprzedni lekarz nie zlecił. Strzał w dyche. Bakteria ecoli w posiewie i antybiotyk. Parametry nasienia jednak o niebo lepsze (morfologia z 4% na 9, liczba plemnikow w ml wzrost o 30 mln).
Moje leczenie: aromek od 3 do 7 dnia cyklu, po monitoringu zastrzyk z pregnylu na pęknięcie pęcherzyka i przytulanko. Za pierwszym razem nie wyszło. Potem powtórka, aromek od 3 do 7 dnia ale już po dwie tabletki, pęcherzyk na monitorongu ładny, zastrzyk z ovitrelle, chwilę po zastrzyku progesteron mikronizowany do końca cyklu 2x1. Nie wyszło. Więc w tym cyklu postanowiłyśmy sprawdzić czy zastrzyk działa:) w poniedziałek 15.03 na usg pęcherzyki w obu jajnikach 16 i 15 mm (9 dzień cyklu), ale kiepskie endometrium, więc Pani doktor daje mi na wzrost endometrium estrofem przez 3 dni i encorton żebym czasem nie zwalczała plemników męża:) i jeszcze acard 75 mg. 17 i 18 przytulanko. Dodatkowo zmieniłyśmy kwas foliowy na foliany. W czwartek 18 odczuwam dosyć intensywny ból po prawej stronie brzucha, zastanawiam się nawet czy nie wziąć tabletki. W piątek 19 jestem na wizycie u Pani Doktor, która informuje mnie, że pękły OBYDWA pęcherzyki <3 i atakujemy na bliźniaki. Endometrium urosło, ale żeby zapobiec złuszczaniu dostaję mniejszą dawkę estrofemu do kontynuacji plus encorton. Od 19 marca wjechała również luteina 2 razy dziennie dopochwowo żeby fasolka lub fasolki się nie ulotniły. No i czekamy kiedy będę mogła zatestować. Przestałam robić testy jak wariatka, staram się cierpliwie czekać, zwłaszcza, że po zastrzykach z pregnylu lub ovitrelle testy sikane dają okolo 14 dni fałszywy wynik dodatni. Od wczoraj odczuwam kłujący ból brzucha poniżej pępka po lewej stronie. Nie wiem czy to coś znaczy. Moja doktor nie może się absolutnie doczekać mojej bliźniaczej ciąży:D opisałam wszystko w telegraficznym skrócie, a i tak jest długo. W razie pytań piszcie, no i trzymajcie kciuki za pozytywny test, na betę idę za 8 dni:)
Dodam, że jeśli teraz nie wyjdzie, moja Pani doktor planuje laparoskopię zwiadowczą i badania genetyczne, więc pomysłów ma bez liku:) ciągle się doszkala, ciągle coś dokłada do mojej stymulacji, coś proponuje, rozmawiałyśmy już też o inseminacji. Nie wiem czy się uda, ale życzę Wam wszystkim przede wszystkim lekarza, który walczy i nie podchodzi do pacjenta jak do statystyki. Pozdrawiam:)
 
Dziewczyny mam pytanie [emoji846]
jak stosowac olej z wiesiołka i jak szybko pomaga?

PONOWNIE. Po co na każdym wątku pytać o to samo [emoji85]
IMG_6518.jpg
 
Napisałam post tutaj bo bardziej chodzi mi o różne wasze opinie.

Wiele dziewczyn jest na obu wątkach (staraczkowych i testowaniu) [emoji6] nie ma co powielać takich zapytań, tym bardziej, ze w ostatnim czasie znów się często pojawiają [emoji13]

Stosowanie oleju z wiesiołka to nie kwestia opinii. Stosuje się go zawsze w określonych dniach cyklu. Kwestia jaka ilość na kogo zadziała, ale to już bardziej od organizmu zależne. Na niektóre olej z wiesiołka nie działa w ogóle, na inne minimalna dawka je wręcz zalewa śluzem [emoji6]
 
Witajcie dziewczyny😉 podzielę się swoją historią, a właściwie jej początkiem, może kogoś zainspiruję do badania/leczenia/zmiany lekarza😉 staramy się z mężem o fasolkę około 14 miesięcy. W tym momencie czekam na testowanie i mam rzeczywiście podstawy przypuszczać, że tym razem będzie dobrze. Początkowo byłam stymulowana lamettą. Badanie progesteronu i tak około 5-6 cykli, bo było podejrzenie, że owulacji brak. Kiedy po raz kolejny nie wyszło (dodam, że czułam się źle na tych stymulacjach, ale bardzo poprawiła mi się cera) ówczesny lekarz prowadzący skierował mnie na badanie drożności jajowodów. I tam w szpitalu poznałam swoją obecną doktor, dusza człowiek, która specjalizuje się w niepłodności. Właśnie ona wykonywała mi zabieg, porozmawiałyśmy, opowiedziałam jej o dotychczasowym leczeniu i jakie miałam badania. Pokręciła głową, ale nie chciała deprecjonować mojego ówczesnego lekarza. Zaczęła wymieniać badania jakie dobrze by było wykonać, ja mialam oczy coraz większe kiedy tego słuchałam, bo o większości z tych badań nawet nie słyszałam. Rozżaliłam się i powiedziałam, że wobec tego chcę żeby ona się mną zajęła. Położyła mnie na badania na kilka dni w szpitalu w grudniu 2020. Diagnozy: PCOS, insulinooporność, hiperprolaktynemia, torbiel na lewym jajniku. O PCOS mowilo mi kilku lekarzy przez wiele lat, ale nikt do końca nie podpisał się pod tą diagnozą, insulinooporność też się przewijała, ale kiepsko funkcjonowałam na metforminie. Było mi niedobrze, bolał mnie brzuch. W ogóle ja na wszelkiego rodzaju ingerencje reaguję zazwyczaj wymiotami. Zaskoczeniem była dla mnie hiperprolaktynemia. Mój wynik prolaktyny to około 300 przy normie do 30. A więc, jak miałam zajść w ciążę? Co najmniej niemożliwe przy takiej prolaktynie, a mój poprzedni lekarz pchał we mnie hormony bez pojęcia co mi jest. Pewnie wielu z Was coś to przypomina. Od lekarza dyżurnego przy wypisie dostalam zalecenia: bromergon, inofem, koenzym q10, metformina 3 razy dziennie, aktywność fizyczna, dieta (jestem szczupla) i oczywiscie kontrola u lekarza prowadzącego.
Byłam absolutnie załamana. W szpitalu był problem z wkłuciem się do moich żył, wyglądałam jak narkoman. Wpadłam w rozpacz. Mam fajnego męża, więc jakoś wzięłam się w garść i zaczęłam od nowa walczyć. Zaczęłam łykać bromergon, który załatwił obniżenie prolaktyny, w międzyczasie miałam bardzo długie krwawienie (prawie 3 tygodnie) i nie obeszło się bez leków przeciwkrwotocznych. Sprawcą była prawdopodobnie torbiel. Dodatkowo, po 2 tabletkach metformaxu, z ktorymi jednak zdecydowałam się ponownie spróbować, prawie wylądowałam na pogotowiu. Wymiotowałam tak, że leżałam w łazience koło muszli bo nie byłam w stanie się podnieść. Stwierdziłam, ze więcej tego nie wezmę, mąż wyrzucił do kosza. Pani doktor zleciła jeszcze dodatkowe badania, które nie mogły być refundowane (AMH, markery nowotworowe). Zamiast metformaxu zleciła suplement diety miovelia, po którym było już okej. No i wystartowałyśmy:) oczywiście kwas foliowy jadłam cały czas i starałam się zmienic dietę na tę dla insulinoopornych. Dodam, że mój mąż miał badanie nasienia, w którym jeden parametr a mianowicie liczba plemnikow w mililitrze był lekko obniżony. Zaczął jeść suplementy (jak ktoś będzie zainteresowany co brał to piszcie) i Pani Doktor powiedziala, ze musimy powtórzyc badanie bo to laboratorium, w którym je robilismy jest kiepskie diagnostycznie. Kazała zrobic tez posiew nasienia, ktorego poprzedni lekarz nie zlecił. Strzał w dyche. Bakteria ecoli w posiewie i antybiotyk. Parametry nasienia jednak o niebo lepsze (morfologia z 4% na 9, liczba plemnikow w ml wzrost o 30 mln).
Moje leczenie: aromek od 3 do 7 dnia cyklu, po monitoringu zastrzyk z pregnylu na pęknięcie pęcherzyka i przytulanko. Za pierwszym razem nie wyszło. Potem powtórka, aromek od 3 do 7 dnia ale już po dwie tabletki, pęcherzyk na monitorongu ładny, zastrzyk z ovitrelle, chwilę po zastrzyku progesteron mikronizowany do końca cyklu 2x1. Nie wyszło. Więc w tym cyklu postanowiłyśmy sprawdzić czy zastrzyk działa:) w poniedziałek 15.03 na usg pęcherzyki w obu jajnikach 16 i 15 mm (9 dzień cyklu), ale kiepskie endometrium, więc Pani doktor daje mi na wzrost endometrium estrofem przez 3 dni i encorton żebym czasem nie zwalczała plemników męża:) i jeszcze acard 75 mg. 17 i 18 przytulanko. Dodatkowo zmieniłyśmy kwas foliowy na foliany. W czwartek 18 odczuwam dosyć intensywny ból po prawej stronie brzucha, zastanawiam się nawet czy nie wziąć tabletki. W piątek 19 jestem na wizycie u Pani Doktor, która informuje mnie, że pękły OBYDWA pęcherzyki <3 i atakujemy na bliźniaki. Endometrium urosło, ale żeby zapobiec złuszczaniu dostaję mniejszą dawkę estrofemu do kontynuacji plus encorton. Od 19 marca wjechała również luteina 2 razy dziennie dopochwowo żeby fasolka lub fasolki się nie ulotniły. No i czekamy kiedy będę mogła zatestować. Przestałam robić testy jak wariatka, staram się cierpliwie czekać, zwłaszcza, że po zastrzykach z pregnylu lub ovitrelle testy sikane dają okolo 14 dni fałszywy wynik dodatni. Od wczoraj odczuwam kłujący ból brzucha poniżej pępka po lewej stronie. Nie wiem czy to coś znaczy. Moja doktor nie może się absolutnie doczekać mojej bliźniaczej ciąży:D opisałam wszystko w telegraficznym skrócie, a i tak jest długo. W razie pytań piszcie, no i trzymajcie kciuki za pozytywny test, na betę idę za 8 dni:)
Dodam, że jeśli teraz nie wyjdzie, moja Pani doktor planuje laparoskopię zwiadowczą i badania genetyczne, więc pomysłów ma bez liku:) ciągle się doszkala, ciągle coś dokłada do mojej stymulacji, coś proponuje, rozmawiałyśmy już też o inseminacji. Nie wiem czy się uda, ale życzę Wam wszystkim przede wszystkim lekarza, który walczy i nie podchodzi do pacjenta jak do statystyki. Pozdrawiam:)
Super, że podzieliłaś się swoją historia i w końcu trafiłaś na lekarza z powołania. Trzymam kciuki aby się udało!!!
 
reklama
Super, że podzieliłaś się swoją historia i w końcu trafiłaś na lekarza z powołania. Trzymam kciuki aby się udało!!!
dziękuję❤️ cały czas boję się, że maluszki się jednak nie zagnieżdżą (chociaż jestem też trochę przerażona bliźniaczą perspektywą). Jestem zmęczona już tą całą stymulacją, po zastrzyku na pęknięcie źle się czuję i wiem, że jak teraz nie wyjdzie to będzie podłamka na całego. Mój mąż też widzi ile mnie to kosztuje, tak samo jak doktor, dlatego trzymajcie za mnie mocno kciuki. Jeśli nic z tego, odpuszczam na co najmniej 2 miesiące. Tylko, że niestety młodsza nie będę i to mnie dodatkowo dobija. Ale wy się nie poddawajcie<3
 
Do góry