Też bym trafiła w kaftan bez 2 zdań. Znajomego bliźniaki zmarły zaraz po porodzie. Dopóki nie zostałam matką uważałam, że to wielka tragedia ale przeszłam nad tym do porządku dziennego. Teraz gdy sama mam dziecko, sama myśl sprawia że czuję wręcz fizyczny ból. Strasznie dużo ta kobieta przeszła w życiu. Za dużo jak na jednego człowieka. Nie wiem czy zdoła się po tym podnieść, ja bym chyba nie zdołała.
reklama
Papillonek1980
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 14 Sierpień 2018
- Postów
- 5 427
Mnie najbardziej zabolała, osobiście dotknęła, śmierć malutkiego Maksa. W tym samym czasie byliśmy z naszym małym syneczkiem nad morzem. W tym samym czasie wracaliśmy. I w tym samym czasie nasz synek zachorował na wakacjach, aż byliśmy z nim na pogotowiu. Tyle, że my mieliśmy więcej szczęścia...
Jak wróciliśmy, okazało się, że malutki Maksiu zmarł. Prawdopodobnie miał zapalenie krtani. Nie dostał inhalacji, nie dostał dexawenu ... Moje dzieci czasami chorują na krtań, więc wiem jakie to ciężkie, zwłaszcza w nocy. Taka głupia, pospolita choroba, on naprawdę mógł żyć. Gdyby lekarka pochyliła się nad nim. Gdyby upewniła, że zastosowane leczenie działa. Gdyby.... Boli do dziś. Chłopczyk był w wieku mojego syneczka.
Moje najmłodsze dziecko rok później też miało duszność. Niską saturację na domowym urządzeniu. W weekend oczywiście. Na pogotowiu dostał śladowe ilości leku do inhalacji, bez zastrzyku. Nie dawał rady nawet się położyć, żeby usnąć w dzień. Siniały mu usta. Pracował brzuszkiem zamiast klatką piersiową, krótki urywany oddech. Myślałam że oszaleje z nerwów. Zadzwoniłam na izbę przyjęć szpitala wojewódzkiego, a tam zlecili mi te same leki w POCZWÓRNEJ dawce!!! Pierwsze trzy dni poczwórna, potem podwójna dawka. Do wieczora stan synka nie polepszył się, więc ok 22.00 pojechałam na pogotowie. Wpadłam tam jak furia i zażądałam zastrzyku przeciwwstrząsowego. Powiedziałam, że nie wyjdę, nie usnę, dopóki dziecku nie zacznie się poprawiać. Oczywiście zrobili mu test covid, negatywny. Jeszcze dwie godziny spędziłam na pogotowiu, zanim oddech ustabilizował się i mogłam bezpiecznie wrócić do domu. Mały miał zapalenie krtani i nagłośni. Nawet nie chce myśleć co by się stało, jakbym usnęła i nie pilnowała go. Czy jakbym dawała te żałośnie małe, symboliczne dawki leku. A mój mąż mówił, przestań, uspokój się, nie panikuj, przecież byłaś u lekarza i mamy leki. Tiaaaaa. Jak to na wszystko trzeba uważać, nie ufać ślepo lekarzowi, dopytywać się, obserwować i konsultować gdzie indziej w razie wątpliwości.
Byłam wychowana w duchu uwielbienia dla lekarza i bezkrytycyzmu, ale w realnym życiu to się nie sprawdza. To był bardzo ciężki weekend. Jeden z najgorszych w moim życiu. Lęk o dziecko przeogromny. I ten biedny mały Maksiu tak bardzo zapadł mi w serce. On naprawdę nie musiał umrzeć.
Chłopczyka na O też szkoda, ale nie śledziłam doniesień, zbiórek, komunikatów, więc nie zżyłam się z nim mocno. Albo jestem nieczuła, nie wiem.
Jak wróciliśmy, okazało się, że malutki Maksiu zmarł. Prawdopodobnie miał zapalenie krtani. Nie dostał inhalacji, nie dostał dexawenu ... Moje dzieci czasami chorują na krtań, więc wiem jakie to ciężkie, zwłaszcza w nocy. Taka głupia, pospolita choroba, on naprawdę mógł żyć. Gdyby lekarka pochyliła się nad nim. Gdyby upewniła, że zastosowane leczenie działa. Gdyby.... Boli do dziś. Chłopczyk był w wieku mojego syneczka.
Moje najmłodsze dziecko rok później też miało duszność. Niską saturację na domowym urządzeniu. W weekend oczywiście. Na pogotowiu dostał śladowe ilości leku do inhalacji, bez zastrzyku. Nie dawał rady nawet się położyć, żeby usnąć w dzień. Siniały mu usta. Pracował brzuszkiem zamiast klatką piersiową, krótki urywany oddech. Myślałam że oszaleje z nerwów. Zadzwoniłam na izbę przyjęć szpitala wojewódzkiego, a tam zlecili mi te same leki w POCZWÓRNEJ dawce!!! Pierwsze trzy dni poczwórna, potem podwójna dawka. Do wieczora stan synka nie polepszył się, więc ok 22.00 pojechałam na pogotowie. Wpadłam tam jak furia i zażądałam zastrzyku przeciwwstrząsowego. Powiedziałam, że nie wyjdę, nie usnę, dopóki dziecku nie zacznie się poprawiać. Oczywiście zrobili mu test covid, negatywny. Jeszcze dwie godziny spędziłam na pogotowiu, zanim oddech ustabilizował się i mogłam bezpiecznie wrócić do domu. Mały miał zapalenie krtani i nagłośni. Nawet nie chce myśleć co by się stało, jakbym usnęła i nie pilnowała go. Czy jakbym dawała te żałośnie małe, symboliczne dawki leku. A mój mąż mówił, przestań, uspokój się, nie panikuj, przecież byłaś u lekarza i mamy leki. Tiaaaaa. Jak to na wszystko trzeba uważać, nie ufać ślepo lekarzowi, dopytywać się, obserwować i konsultować gdzie indziej w razie wątpliwości.
Byłam wychowana w duchu uwielbienia dla lekarza i bezkrytycyzmu, ale w realnym życiu to się nie sprawdza. To był bardzo ciężki weekend. Jeden z najgorszych w moim życiu. Lęk o dziecko przeogromny. I ten biedny mały Maksiu tak bardzo zapadł mi w serce. On naprawdę nie musiał umrzeć.
Chłopczyka na O też szkoda, ale nie śledziłam doniesień, zbiórek, komunikatów, więc nie zżyłam się z nim mocno. Albo jestem nieczuła, nie wiem.
Ostatnia edycja:
Te duszności, sine usta to z zapalenia krtani ?Mnie najbardziej zabolała, osobiście dotknęła, śmierć malutkiego Maksa. W tym samym czasie byliśmy z naszym małym syneczkiem nad morzem. W tym samym czasie wracaliśmy. I w tym samym czasie nasz synek zachorował na wakacjach, aż byliśmy z nim na pogotowiu. Tyle, że my mieliśmy więcej szczęścia...
Jak wróciliśmy, okazało się, że malutki Maksiu zmarł. Prawdopodobnie miał zapalenie krtani. Nie dostał inhalacji, nie dostał dexawenu ... Moje dzieci czasami chorują na krtań, więc wiem jakie to ciężkie, zwłaszcza w nocy. Taka głupia, pospolita choroba, on naprawdę mógł żyć. Gdyby lekarka pochyliła się nad nim. Gdyby upewniła, że zastosowane leczenie działa. Gdyby.... Boli do dziś. Chłopczyk był w wieku mojego syneczka. Zobacz załącznik 1429981
Moje najmłodsze dziecko rok później też miało duszność. Niską saturację na domowym urządzeniu. W weekend oczywiście. Na pogotowiu dostał śladowe ilości leku do inhalacji, bez zastrzyku. Nie dawał rady nawet się położyć, żeby usnąć w dzień. Siniały mu usta. Pracował brzuszkiem zamiast klatką piersiową, krótki urywany oddech. Myślałam że oszaleje z nerwów. Zadzwoniłam na izbę przyjęć szpitala wojewódzkiego, a tam zlecili mi te same leki w POCZWÓRNEJ dawce!!! Pierwsze trzy dni poczwórna, potem podwójna dawka. Do wieczora stan synka nie polepszył się, więc ok 22.00 pojechałam na pogotowie. Wpadłam tam jak furia i zażądałam zastrzyku przeciwwstrząsowego. Powiedziałam, że nie wyjdę, nie usnę, dopóki dziecku nie zacznie się poprawiać. Oczywiście zrobili mu test covid, negatywny. Jeszcze dwie godziny spędziłam na pogotowiu, zanim oddech ustabilizował się i mogłam bezpiecznie wrócić do domu. Mały miał zapalenie krtani i nagłośni. Nawet nie chce myśleć co by się stało, jakbym usnęła i nie pilnowała go. Czy jakbym dawała te żałośnie małe, symboliczne dawki leku. A mój mąż mówił, przestań, uspokój się, nie panikuj, przecież byłaś u lekarza i mamy leki. Tiaaaaa. Jak to na wszystko trzeba uważać, nie ufać ślepo lekarzowi, dopytywać się, obserwować i konsultować gdzie indziej w razie wątpliwości.
Byłam wychowana w duchu uwielbienia dla lekarza i bezkrytycyzmu, ale w realnym życiu to się nie sprawdza. To był bardzo ciężki weekend. Jeden z najgorszych w moim życiu. Lęk o dziecko przeogromny. I ten biedny mały Maksiu tak bardzo zapadł mi w serce. On naprawdę nie musiał umrzeć.
Chłopczyka na O też szkoda, ale nie śledziłam doniesień, zbiórek, komunikatów, więc nie zżyłam się z nim mocno. Albo jestem nieczuła, nie wiem.
Nie jesteś nieczuła. Jak piszesz nie zzylas się, nie patrzyłaś może w te oczka na zdjęciach, jakoś przeleciało w zabieganiu w życiu codziennym. Ja nie słyszałam o Maksiu i nie wiedziałam że zapalenie krtani moze byc takie groźne.Mnie najbardziej zabolała, osobiście dotknęła, śmierć malutkiego Maksa. W tym samym czasie byliśmy z naszym małym syneczkiem nad morzem. W tym samym czasie wracaliśmy. I w tym samym czasie nasz synek zachorował na wakacjach, aż byliśmy z nim na pogotowiu. Tyle, że my mieliśmy więcej szczęścia...
Jak wróciliśmy, okazało się, że malutki Maksiu zmarł. Prawdopodobnie miał zapalenie krtani. Nie dostał inhalacji, nie dostał dexawenu ... Moje dzieci czasami chorują na krtań, więc wiem jakie to ciężkie, zwłaszcza w nocy. Taka głupia, pospolita choroba, on naprawdę mógł żyć. Gdyby lekarka pochyliła się nad nim. Gdyby upewniła, że zastosowane leczenie działa. Gdyby.... Boli do dziś. Chłopczyk był w wieku mojego syneczka. Zobacz załącznik 1429981
Moje najmłodsze dziecko rok później też miało duszność. Niską saturację na domowym urządzeniu. W weekend oczywiście. Na pogotowiu dostał śladowe ilości leku do inhalacji, bez zastrzyku. Nie dawał rady nawet się położyć, żeby usnąć w dzień. Siniały mu usta. Pracował brzuszkiem zamiast klatką piersiową, krótki urywany oddech. Myślałam że oszaleje z nerwów. Zadzwoniłam na izbę przyjęć szpitala wojewódzkiego, a tam zlecili mi te same leki w POCZWÓRNEJ dawce!!! Pierwsze trzy dni poczwórna, potem podwójna dawka. Do wieczora stan synka nie polepszył się, więc ok 22.00 pojechałam na pogotowie. Wpadłam tam jak furia i zażądałam zastrzyku przeciwwstrząsowego. Powiedziałam, że nie wyjdę, nie usnę, dopóki dziecku nie zacznie się poprawiać. Oczywiście zrobili mu test covid, negatywny. Jeszcze dwie godziny spędziłam na pogotowiu, zanim oddech ustabilizował się i mogłam bezpiecznie wrócić do domu. Mały miał zapalenie krtani i nagłośni. Nawet nie chce myśleć co by się stało, jakbym usnęła i nie pilnowała go. Czy jakbym dawała te żałośnie małe, symboliczne dawki leku. A mój mąż mówił, przestań, uspokój się, nie panikuj, przecież byłaś u lekarza i mamy leki. Tiaaaaa. Jak to na wszystko trzeba uważać, nie ufać ślepo lekarzowi, dopytywać się, obserwować i konsultować gdzie indziej w razie wątpliwości.
Byłam wychowana w duchu uwielbienia dla lekarza i bezkrytycyzmu, ale w realnym życiu to się nie sprawdza. To był bardzo ciężki weekend. Jeden z najgorszych w moim życiu. Lęk o dziecko przeogromny. I ten biedny mały Maksiu tak bardzo zapadł mi w serce. On naprawdę nie musiał umrzeć.
Chłopczyka na O też szkoda, ale nie śledziłam doniesień, zbiórek, komunikatów, więc nie zżyłam się z nim mocno. Albo jestem nieczuła, nie wiem.
Ojej, czytajac o malym Maksiu, pomyslalam od razu o chlopcu z mojego miasta, którego mlodzi rodzice wrecz torturowali. Mial tylko 3 miesiące. Liczne zlamania, zrosty po starych zlamaniach, drgawki, i zamkniete oczka kiedy czytalam artykul mojemu facetowi, to najzwyczajniej w swiecie sie popłakał. Nie mogl spac pare nocy, i kiedy na jaw wychodzily nowe fakty, tylko prosił mnie zebym nie czytala na glos. Maly kubus do dnia dzisiejszego jest w szpitalu, ma zapewnioną juz rodzinę zastępczą, ale nigdy juz nie będzie w pelni zdrowy. Rodzice maja postawiony zarzut usilowania zabojstwa. A w mediaxh społecznościowych udają super kochającą rodzinkę, niestety ich znam, chlopak jest nawet moim dalekim kuzynem...
Rowniez w lipcu widzialam jakis reportaz, ze niedaleko naszego miejsca zamieszkania, rodzina wielodzietna zostawila martwą roczną czy półtoraroczną dziewczynkę w lozeczku, a razem z resztą dzieci pojechali na wakacje, na 10 dni. Część dzieci zostawili u rodzicow, ze soba zabrali chyba jedno. Matka dodatkowo byla jeszcze w kolejnej ciąży. Na wyjezdzie urodzila, ojciec pijany opiekowal sie tym jednym dzieckiem kiedy matka byla w szpitalu, w takim stanie zlapala go policja, kiedy juz bylo wiadomo czego sie dopuścili. Nigdy nie pracowali, zyli z zasilkow.
Nie wiem co sie dzieje z tymi ludzmi.
Totalna znieczulica. Ludzie to potwory
Rowniez w lipcu widzialam jakis reportaz, ze niedaleko naszego miejsca zamieszkania, rodzina wielodzietna zostawila martwą roczną czy półtoraroczną dziewczynkę w lozeczku, a razem z resztą dzieci pojechali na wakacje, na 10 dni. Część dzieci zostawili u rodzicow, ze soba zabrali chyba jedno. Matka dodatkowo byla jeszcze w kolejnej ciąży. Na wyjezdzie urodzila, ojciec pijany opiekowal sie tym jednym dzieckiem kiedy matka byla w szpitalu, w takim stanie zlapala go policja, kiedy juz bylo wiadomo czego sie dopuścili. Nigdy nie pracowali, zyli z zasilkow.
Nie wiem co sie dzieje z tymi ludzmi.
Totalna znieczulica. Ludzie to potwory
jumisia
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 6 Wrzesień 2021
- Postów
- 309
Jeśli się naprawdę chcecie zdołować to obejrzyjcie na Netflixie film dokumentalny o meksykańskim chłopczyku torturowanym i zakayowanym przez matkę i jej konkubenta przy totalnie znieczulicy i niewydolności amerykańskiego systemu pomocowego. Totalny horror. Nie miałam jeszcze dziecka ale i tak mną to wstrząsnęło.
Ja też się popłakałam, kiedy pojawiło sie na FB info, że O.nie żyje... Tak samo czasem muszę szybko tv program przełączyć, jak np.na tvn pokazują chore dzieci fundacj tvn , żeby wysylać sms... Jak byłam w ciąży (a lekarze straszyli, że moje dziecko ma za krotkie kości udowe itd), to wyłam oglądając takie reklamy.
reklama
Podziel się: