Pamelcia, Aia, K8, dokładnie jak pisze Aia, nie chodzi o dziewczyny mieszkające w Warszawie tylko o te które tu przyjeżdżają rodzić bezproblemowe donoszone ciąże. Bo modnie, bo wygodnie. Mój tz też jest przyjezdny i ma meldunek u siebie na mazurach i gdyby on był w ciąży, to byłby w takiej samej sytuacji jak Pamelcia (aż się śmieje z tego co za głupoty wypisuje). Rodziłby tutaj. Bo tutaj mieszkamy. Ja nie mam parcia żeby dziecko miało w dowodzie osobistym miejsce urodzenia Warszawa, bo mam to gdzieś. Ale tu żyję, mieszkam i chce tu urodzić tak jak każda inna gdzie indziej. A szpital przecież nie jest w stanie sprawdzić czy dziewczyna przyjeżdżająca na porodówkę niezameldowana w Wawie mieszka tutaj jak Pamelcia, czy nie i tylko przyjechała rodzić. Więc przyjmują wszystkie. I też rozumiem, że szpitale w małych albo mniejszych miastach są mniej wypasione, mniej wyposażone i nie mają tego stopnia referencyjności co te w dużych miastach. Ale tak jak któraś napisała, w nich się rodzą tysiące zdrowych dzieci z donoszonych ciąż. I spełniają one swoje zadanie. Pierwszą ciążę miałam rodzić na mazurach rok temu, ale jej nie donosiłam. W tym roku mi po prostu nie pasuje siedzieć tam, bo mamy remont i nie chcę tam być u teściów a TZ tutaj. Mimo, że tam mam ukochaną panią ginekolog i przyjemny mały szpitalik. A tak naprawdę za mała jest ta Warszawa na tyle ludzi co tu zjeżdża. I to nie tylko kwestia porodówek. I to niczyja wina. Wcale nie jestem żadnym partiotą miejscowym. Sama uciekam poza nią bo tu żyje się mi tłoczno, a mój TZ nienawidzi W-wy. To tak, żebyście nie miały mnie za jakąś nadentą warszawiankę. Marzymy o tym, zeby kiedyś zamieszkać na mazurach w domu nad samym jeziorem. Ale to jak już dzieci odchowamy i nie będziemy musieli pracować. Bo nasze zawody jakby warunkują to, że musimy tutaj być.