Witam wszystkie Koleżanki mojej Żony (dla Was Mju).
Nie wiem czy w dobrym miejscu to piszę ale już godzinę walczę z ustaleniem miejsca - poddaję się. Jeżeli nie jest OK. niech ADMIN interweniuje. Na dobre wieści jest wszędzie miejsce!
Dziś o 13.30 urodził się nasz syn Antek, waży (uwaga) 4650g i ma 56cm wzrostu. Urodził się siłami natury i bez znieczulenia.
Dużo można pisać ale wyglądało to tak, że o ~5.00 rozpoczęła się czynność skurczowa. Byliśmy w kontakcie z naszą położną i ustaliliśmy że 10.30 będziemy w Szpitalu, coby sprawdzić czy to nie jakiś falstart - bo jeden już mieliśmy.
Tak się stało. Okazało się, że w szpitalu jest sajgon a moja Żona ma rozwarcie na pięć palców. Trochę było paniki ale zanim zdążyłem zaparkować i przynieść torby byliśmy już zapisani na patologię.
Oczywiście jest to ogromna zasługa naszej położnej, nie bez znaczenia okazało się (potem), także to że moja Żona jest wieloródką!
Ok. 11.00 byliśmy już na sali porodowej z której kobietę, która urodziła wcześniej wstawiono na korytarz.
I tu się zaczyna najciekawsze, a może bardziej niesamowite.
Ola zaczęła rodzić jak w szale - dobrze mnie zrozumcie, weszła w poród całą sobą i tak to wszystko rozegrała, że przy naprawdę niewielkiej pomocy położnej o 13.30 urodziła mi Syna jak dęba!
Obyło się bez znieczulenia, ale nawet wenflonu nie założono, żadnej kroplówki, oksytocyny, nic...
Antek dostał 9 punktów - ponieważ miał pępowinę owiniętą na szyi ale nie wpłynęło to na tętno czy dotlenienie.
Podczas porodu Ola miała oczy jak zwierzę, które dokładnie wie co ma robić i kiedy to robić - czysta intuicja i natura - czad.
Wklejam fotkę Antka żebyście mogły zobaczyć jaki to kawał chłopa...
To tyle, mam nadzieję, że Ola mnie nie zabije jak to przeczyta i że nie narobiłem jej wstydu.
W tym miejscu wielki szacunek dla Was Panie, że rodzicie nasze dzieci, bo to Wielka Sprawa!
Dumny i blady tatuś Mateusz