Witam sierpniowe rusałki:-( Moja malutka cały czas jest w szpitalu bo ma kłopoty z oddychaniem ( zapomina ,że trzeba oddychać) i nie ma odruchu ssania ( karmiona przez sądę). Serduszko natomiast jest ok. Robiono tez badania genetyczne( moja choroba jest genetyczna) , tez wyszły ok.Nie piszę na bb, bo codziennie jestem w WArszawie- nie mam czasu.
14 sierpnia rano robiono mi ktg. Jeden raz tętno spadło do 110. Dowiedziałam się, że ide na indukcję. Zabrano mnie na porodówkę na salę porodową ( sosnową) podłączono pod ktg i tak lezałam 6 godzin.O 6. 30 zjadłam 2 chrupki
- musiałam być na czczo i czekałam 6 godz. Zadzwoniłam po męża:-) Bałam sie, ze nic z tego nie wyjdzie - jedna laseczka dwukrotnie chodziła na indukcje i wracała z brzuchem.... O 12.30 podłączono oksytocyne. O 14 był mąż ( i mama i tato:-)). Ok 15.45 - mąż poszedł na papierosa a ja poczułam ,że coś mi pękło. Zadzwoniłam do męża. Okazało się, że odszedł czop i pękł pęcherz.. Zaczeły się bóle. Wtedy zakochałam się w Arturze po raz drugi. Zmieniał mi koszule, podkłady ( dużo wód) , nosił basen. Ja nic nie musiałam mówić. Sam widział, czego chcę. Z jednej strony kroplówka, z drugiej ktg - a ja co chwila siadałam, kucałam , kładłam się. Pamiętam, że odczucałam na te czujniki od ktg.Gumki od przymocowania cisnęły mnie w brzuch. Artur je przyczepiał:-) 2 razy graliśmy w tysiąca - wygrałam
.
Miałam ok 5-6 skurczy partych. Był przy tym mąż i mama. Przy ostatnim (o 19.56)przytuliłam się do męża bbb mocno............i wyskoczyła Majeczka, a on dzielnie przeciął pępowinę( mówił, że tego nie zrobi):-)
I to na tyle...................
Błagam , módlcie się za moją dziecinkę( ja juz chyba nie umiem)...............