Na szczescie nigdy nie mialam problemow z zasypianiem w ciagu dnia. Ok. 11-tej karmie i albo wychodzimy na spacerek, albo 'weranduje'. Spi 3 godz. jak zabita
. Po 16-tej ucina sobie polgodzinna drzemke.
Za to z nocnym spaniem jest gorzej niz bylo
. Od zawsze powtarzalam sobie, ze dziecko nie bedzie spalo w naszym lozku (lozeczko stoi w naszej sypialni) i przez 3 miesiace udawalo mi sie wytrwac. Mimo, ze budzila sie srednio co 2 godz. na jedzenie nie ustapilam. Czasem tylko bralismy ja do nas nad ranem na 'dospanie'. Ale ktorejs nocy odkopala sie i zmarzla, wiec wzielam ja pod koldre i nakarmilam na lezaco. I to byl blad! Malej tak sie spodobalo, ze wytrzymywala w lozeczku tylko do pierwszego karmienia, czyli do polnocy. Zasypiala tak czujnie, ze nie zdazylam odlozyc jej do lozeczka a oczy juz byly otwarte i buzia usmiechnieta. Kupilam jej spiworek, zeby sie nie odkopywala- na prozno. Albo marudzi, wierci sie i ani mysli spac, albo budzi sie co godzina na jedzonko i przytulanko
. W takiej sytuacji ustepuje, bo juz w ogole bym nie spala
.
Meczy mnie tylko mysl, ze 4-miesieczna cwaniaczka mnie przechytrzyla...;-)