Witajcie w ten upalny dzień ;-)
Inessitta Wiem co to znaczy...Jak byłam w ciąży, to umarło mi 2 kumpli, w tym jeden był bliskim przyjacielem. Śmierć przyjaciela była dla mnie ciosem, myślałam,że już nie wytrzymam tego...Szybko zobaczyłam, że samotna ciąża nie jest dla nie takim wielkim dramatem, bo wokół mnie umierają rówieśnicy, którzy mieli przed sobą całe życie. Śmierć to ciężkie przeżycie, a jeszcze bardziej ciężkie jest wówczas, gdy jest się w ciąży, oczekuje dzieciątka, a nie każdy już to dzieciątko zobaczy. Mnie ta świadomość dobiła...
W marcu wszyscy mi mówili, że nie mogę się denerwować, ale ja nie umiałam. Ojciec przyjaciela poprosił mnie, żebym powiadomiła kogo mogę o śmierci i żebym ułożyła nekrolog. Zrobiłam to, bo takie rzeczy się robi dla przyjaciół, ale mimo wszystko było to bardzo trudne dla mnie. Dziś też byłam na pogrzebie. I też młodego człowieka. Muzyka. Kumple z zespołu grali mu na pogrzebie. Dość oryginalny pogrzeb...No ale kończę przykry temat. Mam nadzieję, że jakoś się będziesz trzymała, choć wiem, że ciężko...
Krropelka Czemu zamilkłaś? Jak po urodzinach? Kolega był, ex Cię nie wkurzał?
Asyla Każda z nas tutaj ma podobną lub mniej podobną do Twojej sytuację, więc trafiłaś w dobre miejsce...Miejsce to bardzo pomaga i dzięki niemu można przejść przez samotną ciążę, a potem nawet umieć się cieszyć z macierzyństwa (przykład-ja). A jaka płeć dzidziusia, jakie imię?
Angeoudiable Po pierwsze to
GRATULACJE
a po drugie to...rany, masakryczny miałaś ten poród...Mój nawet w najgorszych snach tak nie wyglądał. Zresztą ja starałam sobie wmówić, że poród nie boli (choć ból jest nieunikniony przy porodzie) i ogólnie miałam jakieś takie pozytywne myśli, typu, że przecież to moje dziecko wychodzi na świat i że to będzie koniec męki zwanej ciążą. No i u mnie rzeczywiście tak było. Teraz czasem mam kryzysy, nawet wczoraj płakałam, bo Żółwik mi wisiał 2 godziny na cycu, a ja już byłam zmęczona, brudna, głodna...Ale nawet podczas największego załamania nie chciałabym schować z powrotem synka do brzucha...Po prostu nie. Nie chcę już pamiętać tego stanu, jakim była ciąża. U mnie był ból przy porodzie, ale moja mama była dopiero na koniec, jak się zaczęły skurcze parte i cieszę się, że wcześniej byłam sama, bo bolało i wolałam sobie sama poradzić z tym bólem. Ja go zwalczałam bardziej za pomocą mojej psychiki.Jak się dobrze nastawię do bólu fizycznego, to mogę go jakoś znieść. Jak ja rodziłam to inne kobiety nie rodziły w tym czasie w tej samej sali (dopiero parę godzin potem koleżanka, która też leżała ze mną na patologii urodziła), ale mimo tego się darłam
Na początku byłam pewna, że nie będę tego robić, ale jak przyszło co do czego, to się darłam przy bólach partych i to pomagało
Samo parcie nie było takie straszne, szczególnie jak dotknęłam ręką wychodzącej główki, ale skurczy macicy nie zapomnę długo...Jak byłam na porodówce, to też pojawiła się nowa położna i dobrze, bo dzięki niej mi się lepiej rodziło, wcześniejsza była średnio miła.
Co do Twojego synka, to był bardzo duży
Mój miał 100 g mniej ;-)a też czułam jak mnie rozrywa i cieszę się, że mnie nacięli. Nieciekawie z tą depresją u Ciebie...Ja też byłam pewna, że będę mieć zważając na to, jak przechodziłam ciążę, ale poród był taką granicą między ciążą, a macierzyństwem. I macierzyństwo odbieram jako nagrodę za to, co przeszłam w ciąży, teraz się cieszę, że dałam radę, bo było warto.
Napisz coś więcej o synku. Może jakieś zdjęcie jak masz, napisz czy jest bardzo uciążliwy, jak je i jak śpi? Bardzo ciekawa jestem, bo mimo iż jesteś na forum od niedawna, to trzymałam za Ciebie kciuki cały czas.
Wczoraj mi przyszedł leżaczek, zamieszczam zdjęcia ;-)Bardzo mi ten leżaczek jak na razie pomaga, bo Kubulek sobie w nim leży i obserwuje świat. A w łóżeczku w dalszym ciągu niezbyt chętnie leży.