Część 4
Zapomniałam dodać, że za każdym razem kiedy wracał przez te kilka ostatnich dni, był pod wpływem alkoholu i zmęczony. Nie chciał rozmawiać, tylko spać. Tłumaczył się, że był sam w barze i wypił kilka piw, żeby móc pomyśleć.
A ja przecież byłam pełna pytań, pełna oczekiwań, niech coś powie, niech coś się wyjaśni. O co jemu chodzi? Gdzie jest tak naprawdę problem.
W między czasie, podczas którejś z tych ostatnich rozmów, oznajmił mi, że jego mama mówi o mnie z pogardą za każdym razem kiedy ją odwiedza, mówi również, że on wychowuje nie swojego Szczeniaka. Strasznie mnie to zabolało. A jeszcze bardziej, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że on to toleruje i nic nie potrafi z tym zrobić, jeździł tam po kryjomu, aby – jak twierdził- nie robić mi przykrości. Widziałam wzajemne smsy z jego mamą: Kocham Cię i czuwam nad Tobą. Ale to wszystko mi się nie składało, mówię no jak, przecież za każdym razem, kiedy od niej wraca mówi, jak mu było tam źle, jak o mnie brzydko się wyraża, a tu takie czułości. To też powiedział mi, już po wszystkim, w tym tygodniu kiedy wiedzieliśmy o ciąży. Oczywiście nie potrafił tego zjawiska wyjaśnić, twierdził że on nie potrafi tego zmienić.
Jeszcze jedna kwestia: oznajmił mi, że spotkał się ze swoim bratem, by poinformować go o tym, że będzie wujkiem. Przyszedł do domu( po piwach ), usiadł ze łzami w oczach i spytał: Kochanie co mam zrobić, by poprawić relacje z bratem, ja choć już po tym wszystkim bez siły zupełnie, bez energii, z bólem głowy, z wielkim chaosem: pytam dlaczego? Co się stało?
On mi na to odpowiada, że kiedy oznajmił bratu o ciąży, on odpowiedział mu „ i co to zmienia?", powiedział jemu także, że ja go ubezwłasnowolniłam. Pytam co on na to mu odpowiedział, a on na to że nic, że nie potrafił nic odpowiedzieć w takiej sytuacji bratu. Oj tak, zrobiło mi się po raz kolejny bardzo przykro i słabo, naprawdę to był kolejny cios w tej całej sytuacji.
No dobrze, kiedy już wrócił późnym wieczorem, było chyba około 22:30, mój synek był u taty, mieliśmy czas i warunki do rozmowy.
Wtedy powiedział mnóstwo dziwnych rzeczy, dziwnych i bolesnych. Nie za bardzo potrafiłam to zrozumieć: Wypomniał mi, że był ze mną w mieszkaniu po zmarłej babci i że pomagał mi i mojej rodzinie posprzątać to mieszkanie, bo trzeba było je jak najprędzej zdać do administracji. Zadał mi pytanie w związku z tym, czy ja kiedykolwiek pomyślałam jak on się wtedy czuł? Zrobiłam wielkie oczy i odpowiedziałam szczerze, że nie, że to był dla mnie bardzo trudny czas (byłam bardzo blisko z moją babcią). Że najzwyczajniej w świecie potrzebowałam jego osoby przy moim boku, ze mną.
Aczkolwiek sam jednoznacznie nie potrafił mi wyjaśnić jak on się wtedy czuł, tylko mówił: widzisz? Mamy 2 różne światy. Chciał chyba powiedzieć mi, jak bardzo siebie nie pasujemy. A ja z kolei myślałam, człowieku robisz problem z niczego, mamy dzidzię, trzeba to poukładać i popracować nad komunikacją i wszystko się uda jeszcze rozwiązać.
Wypomniał mi, że miesiąc wcześniej musiał za mną czekać 45 minut u kosmetyczki, bo akurat jechaliśmy w tamtym kierunku w dalszą podróż. Na co mówię, Kochanie!! Dlaczego po prostu nie powiedziałeś mi, że nie chcesz jechać ze mną, że to dla Ciebie taaaaki wielki problem, a teraz kiedy ja nie mam już na nic wpływu, wypominasz? Stwierdził, że to moja wina, bo to ja powinnam się domyślić.
Wypomniał mi, że miałam pewną ilość partnerów życiowych i on jednak nie może tego znieść, przy czym sam pochwalił mi się o swoich doświadczeniach, nie małych. Kiedy mu to wypomniałam, oznajmił że jest pewna różnica i jest nią mój syn. A później powiedział, że te kobiety to była najzwyklejsza ściema, byłam już strasznie zawiedziona, tym wszystkim, tymi informacjami, tym innym NIM. Nadal trudno było w to uwierzyć.
Powiedział mi, że się dusi w tej relacji, że nie potrafi mi mówić na bieżąco, że coś jest nie tak, że jest mu źle, że z czymś się najzwyczajniej w świecie nie zgadza, nie stawiał barier. Ponieważ boi się, jak ja się wtedy mogę poczuć. Że może mnie zranić. Co jest bzdurą jak dla mnie, bo czy pomyślał o moim samopoczucie teraz. A po miesiącu czy dwóch wygarnął wszystko, wszystko o czym nie miałam bladego pojęcia do tej pory.
Nie miałam sił, ponieważ to wszystko mnie przerosło, kłóciło się ze mną, nie mogłam się z nim zgodzić. Wszystko było nie tak, kurcze a gdzie ta spójność?
Płakałam, pytałam jak to możliwe… ale to nie był koniec. Oznajmił mi że trzeba przerwać ciążę. Zapytałam jak on tak może mówić, przecież to jest dziecko, byłam już w 8 tygodniu. On na to, że z punktu medycznego to nie jest jeszcze dziecko, a on nie jest gotowy by być ojcem.
Mówiłam sobie, co to za Potwór, nie dowierzałam. Jednak on ciągnął dalej. Obwiniał mnie za to swoje duszenie się, później siebie i tak na przemian, sam chyba nie wiedział co się z nim dzieje. Prosił, bym nie pozwoliła mu uciec, odejść, żebym mu pomogła. Ale jemu się nie dało pomóc. Nie potrafił odpowiadać na moje pytania, wychodził na papierosa co chwilę, wracał po dłuższym czasie. JA siedziałam, płakałam, byłam zawiedziona, pełna strachu. Próbowałam do niego mówić, ale on i tak postawił wokół siebie ogromny twardy wysoki mur.
Usnęliśmy, a następnego dnia była wielka sobota. Oznajmił mi, że on wie że powinien być na jutrzejszym śniadaniu z nami, ale on jednak chce jechać do mamy. Nie miałam siły go zatrzymywać, powiedział że wróci za kilka dni i tak nie ma go do dziś, minęły 3 tygodnie.
Te 3 tygodnie były paskudne, pełne cierpienia, płaczu, rozmów z bliskimi osobami, psychologiem. Staram się robić swoje, pomimo, że boli mnie fakt, że moje samopoczucie (wymioty, ucisk na kręgosłup = bardzo silny ból), te wszystkie nerwy, nie dodają mi otuchy i siły. Czuję się bezradna, bezsilna, zawiedziona, oszukana, często przez najbliższych niezrozumiana i oceniana. Wiem czego muszę się wystrzegać i jakich osób unikać na ten moment (zamiast pomóc, jeszcze bardziej ściągają mnie w dół, mówiąc jakiego mam pecha, jak źle trafiłam, jak mogłam być taka ślepa), wiem że mam dużo siły, ale jestem bardzo pokaleczona. Mdłości na szczęście minęły, czuję się obecnie troszkę lepiej. Stoi przede mną wiele wyzwań, wiele ciężkich chwil, ale nie poddam się, urodzę to dziecko.
Choć nie czuję się w pełni szczęśliwą przyszłą mamą po raz drugi. Pamiętam pierwszą ciążę, pomimo że nie była przyjemna, ponieważ wymiotowałam do 5ca, schudłam 12 kg i byłam wyczerpana, to od początku bardzo kochałam to dziecko w brzuszku. Tym razem jest inaczej, aczkolwiek wierzę, że ta miłość i wrażliwość przyjdzie z czasem, muszę sobie dać przestrzeń, aby móc to przeżyć.
Byłam nie raz pod jego domem, wiem że tam jest. Wiem, że jego rodzina twierdzi, że go ubezwłasnowolniłam, wiem również że nie miałam nigdy i nie mam na tę sytuację żadnego wpływu. To jego decyzja. Zostawił nas, zostawił swoje dziecko, zostawił moje dziecko, zostawił siebie tak naprawdę. Wiem, że albo znów chodzi po znajomych i nieznajomych i opowiada, jak to ja go skrzywdziłam albo też siedzi w domu bardzo samotny.
Psycholog mi bardzo pomaga, tłumaczy mi, na czym polega syndrom nieodciętej pępowiny u mojego partnera. Wszystko się układa, wszystko się potwierdza, wszystko ma sens.
Dla mnie tak czy owak bolesna jest myśl, że wspólnie podejmowaliśmy decyzję tak ważną, tak istotną w naszym wspólnym życiu, a on tak postąpił, tak oszukał, tak zostawił. Ponoszę ogromne konsekwencje jego bezmyślnej decyzji. Teraz muszę już zadbać o ty, by za 3 miesiące, kiedy nie będę już mogła skakać i tańczyć, ponieważ taki właśnie mam zawód, jakoś finansowo móc sobie z dwójką dzieci poradzić. Jestem z tym sama, a przy życiu trzyma mnie mój synek i ludzie dobrego serca. Są tacy na szczęście
Koniec