Najbardziej denerwuje mnie to, że on może żądać ode mnie wszystkiego a ja mam ręcę związane bo ze względu na dobro dziecka nic nie mogę! Gdy mu powiedziałam, że chcę alimentów to zaproponował 200 zł! Aż mną zatrzęsło! Najlepsze jest to, że on pracuje u swojego kuzyna i na papierze ma najniższą krajową natomiast faktycznie zarabia ok 2 x więcej (jak byliśmy razem to wściekałam się o to, że na starość to z tej najniższej krajowej nawet emerytury nie dostanie ze powinien sam coś odkładać lub się ubezpieczyć) a ja nie mam jak tego udowodnić a on doskonale o tym wie! w smsie napisał mi, że przecież zarabia najniższą krajową więc czego chce bo przecież ja zarabiam więcej więc mam się cieszyć, że da mi 300 zł. Fakt faktem ze przed urodzeniem dziecka powiedziałam mu ze ma kupic wózek i podałam konkretnie jaka marka i typ - taki dostałam ale cała reszta na mojej głowie. Kupił 2x pieluszki, 2x spioszki, 2x koszulka. Jego rodzice przywieźli mi 2xpłyn do prania, 1xkombinezon z polaru. nie wiem może powinnam się cieszyć, że jednak coś dostaję (?) wspomógł mnie finansowo raz jak szłam zaszczepić malucha, teraz czeka młodego druga dawka szczepień (800zł) jak exowi o tym przypomnialam to stwierdzil ze da mi ile bedzie mógł. z tego wynika, ze jesli nie dostanę polowy to będę musiała zrezygnować z drugiej dawki szczepienia np na rotawirusy bo mnie poprostu na to nie stać! Chcę mu dopiec tylko nie wiem jak! A może olać to i zgadzać się na wszystko tylko ze taka sytuacja kłóci się z moim wew.poczuciem sprawiedliwości.
Co robić???