Azula, chyba nie pomoge... U Roberta bylo ksiazkowo, wg poradnika na temat metody blw. Na poczatku sie krztusil, tak chyba z tydzien regularnie, po czym za kes wypluwa, chyba raz mu z buzi cos wyjelam, co uznalam, ze za dlugo to trwa. Nigdy sie nie dlawil. U dzieci odruch krztuszenia zaczyna sie w polowie jezyka - mowie o szczesciomiesiecznych, potem ten punkt przesuwa sie i u doroslych jest juz na samym koncu przy gardle. Nie wiem, jak teraz u naszych maluszkow.
Teraz pisac tak mysle... To cale krztuszenie, ktore nie jest niczym zly, tylko strasznie moze wygladac, to etap nauki radzenia sobie z pozywieniem w buzi. Krztuszenie wlasnie przypomina proby wymiotne, dzwieki tez podobne. I jest to naturalny i DOBRY odruch.
Gorzej z dlawieniem - to wowczas gdy dziecko ma klopot z oddychaniem, zazwyzaj nie wydaje wowczas dzwiekow. Krztuszenie jest dosc akustyczne.
Ja pewnie byl byla wyjatkowo czujna, ale pozwolila Amelce poradzic sobie samej i dopiero pomogla, jesli cala akcja by sie niebezpiecznie przedluzala. Nie znam twojego dziecka, ale po zastanowieniu to moze byc zwykle krztuszenie towarzyszace nauce nowej umiejetnosci. Moze, ale niekoniecznie musi. Takze zastrzegam, ze wyrocznia nie jestem. Ale przeszlam taki etap dwa miesiace temu. Duzo o tym wczesniej czytalam i jakos spokojnie reagowalam, mapezowi bylo trudniej, chcial natychmiast leciec na ratunek, ale go hamowalam. Teraz juz zadko do zbyt wielkiego do paszczy trafia, ale jesli to natychmiast jest wyrzucane przez wypchnoecie jezykiem, bez krztuszenia.