reklama
No teraz Cię kojarzę jak o tym szpitalu napisałaś.Mój lekarz jak na początku ciąży mi wyskoczyła opryszczka to nawet się nie odezwał. Ponoć niebezpieczna jest tylko jeśli pojawią się pierwszy raz.
Czekam jak na szpilkach czy mój mały zechce się wykluć - miałam na 100% nie dotrwać 34tc, a jakoś 37+1 i ciągle czekam.
@Aneczka85_01 jak wyżej, RoseGold ma rację, narozrabialam dość ostro, więc się nie wychylam za specjalnie, ale nerwów miałam wtedy całą masę i każde wspomnienie o tym jak to szpital jest super brałam za atak personalny. Ja to generalnie kawał gnoja jestem jak mnie nerwy poniosą, więc nawet nie mam dobrego wytłumaczenia swojego zachowania.
Ja też mam nerwy przez hormony
młoda1994
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 2 Kwiecień 2019
- Postów
- 13 081
Ja bym powiedziała prawdę. Jest już dużym chłopcem i napewno zrozumie.Dzoewczyny poradzcie mi Oliwier wierzy w wrozke zebuszke. Zawsze mu pieniaek pod poduszkę wkladalam. Teraz mu wypadł ząb. Nie mam. Gotówki [emoji23] powoedziec mu prawdę czy lecieć do bankomatu specjalnie.
fiddlee
Fanka BB :)
Wloz cos innego [emoji16] A małż nie ma? [emoji14]Dzoewczyny poradzcie mi Oliwier wierzy w wrozke zebuszke. Zawsze mu pieniaek pod poduszkę wkladalam. Teraz mu wypadł ząb. Nie mam. Gotówki [emoji23] powoedziec mu prawdę czy lecieć do bankomatu specjalnie.
To jutro wezmę go do sklepu i kupi sobie zinksa bo zbiera te super zings.Ja bym powiedziała prawdę. Jest już dużym chłopcem i napewno zrozumie.
No właśnie dziś. Lcuje poza domem bo daleko musieli jechać. On pracuje w terenieWloz cos innego [emoji16] A małż nie ma? [emoji14]
Gadałam z m mówi że karteczkę zostawić mam niby od wróżki że jutro coś dostanie.
- Dołączył(a)
- 15 Kwiecień 2019
- Postów
- 5 814
Nie mów mu prawdy jeśli nadal w to wierzy... Dzieci w pierwszej klasie jeszcze nadal chcą we wszystko wierzyć i mają z tego mega frajdę, więc albo leć po kasę, albo pożycz od sąsiadki, albo tak jak mąż podpowiada zostaw chociaż liścik od wróżki [emoji6]Dzoewczyny poradzcie mi Oliwier wierzy w wrozke zebuszke. Zawsze mu pieniaek pod poduszkę wkladalam. Teraz mu wypadł ząb. Nie mam. Gotówki [emoji23] powoedziec mu prawdę czy lecieć do bankomatu specjalnie.
Wiem, bo mama jest nauczycielką 1-3 i mówiła nie raz jak to dzieci nawet jeszcze w drugiej, czy trzeciej klasie nadal chcą wierzyć w Mikołaja i być dziećmi pomimo szkoły i obowiązków [emoji6] ja bym mu tego nie zabierała [emoji6]
Dzien dobry dziewczyny.
Mam mega podły dzien i musze troche posmęcić.
Swoje auto oddałam do serwisu w poniedziałek ok godz 11:30. Informacje na jego temat miałam dostać tego samego dnia po południu, jednak mimo wszystko nie zadzwonił nikt ani do mnie ani do mojego męża. Wczoraj po południu zadzwoniłam do salonu, zeby skontaktowali mnie z serwisem. Usłyszałam dość nerwowy głos, który mnie zapewniał ze owszem, oni mają serwis (wtf do tamtej pory nie miałam na ten temat watpliwości, ale jak gosciu zaczal mnie o istnieniu serwisu zapewniać, to wystraszyłam sie, ze jednak tylko mydlą mi oczy, a tak naprawde moja myszka jest juz rozkręcona na części, ktore sa wlasnie w drodze do Rosji), ale "Tomka nie ma i on nie wie i oddzwoni". Nie oddzwonił. Ani wczoraj ani dzis. Dlatego dzisiaj zabrałam ojcu samochód (tzn mama mnie zawiozła, bo ja jestem blondynka, ktora zapomniała jak sie biegi zmienia) i pojechałam do serwisu.
I tu zaczyna sie komedia.
Jak mnie gosciu z serwisu, który osobiście wzial ode mnie kluczyki, zobaczył, to zbladł. Zaczal mi sie tłumaczyć, ze przecież on "juz oddał chłopakom samochód". Jak zapytałam kiedy, to odpowiedział mi, ze - uwaga - w poniedziałek ok 12:30 (przypominam, ze mamy dzis czwartek) i oni mieli sie ze mna od razu kontaktować, bo wg niego to jednak awaria skrzyni biegów (tutaj juz dostałam zawału, bo koszta wymiany skrzyni biegów sa chyba równoważne z wartością mojego domu). Poszłam wiec do "chłopaków". Jak mnie zobaczyli, to zbledli i juz wiedziałam, ze cos jest nie tak. Powiedzieli mi, ze moj samochód jest w serwisie... a ja jak to usłyszałam, to nie wytrzymałam i wykrzyczałam, ze tu i teraz maja mi wytłumaczyć co sie tutaj ku*wa dzieje. Dowiedziałam sie tylko tyle, ze moje auto dopiero dzis pojechało na dogłębna diagnostykę do - uwaga - innego miasta. Czujecie to? Zaj*bali mi samochód i wywieźli go do innego miasta bez mojej wiedzy. Zeby było kolorowo, to Wam powiem, ze w tym moim samochodzie, w ktorym spędzam większość życia, a ktore obecnie jest wsród obcych ludzi w obcym mieście zostały moje rzeczy. Takie jak kosmetyki, foteliki, podpaski czy zaszczane majtki mojego dziecka, bo zapomniałam je zabrać dzien wczesniej. A i ładowarka do komputera. Po tych rewelacjach zrobiłam jedyna słuszna rzecz, jaka moze zrobic kobieta w takiej chwili - poryczalam sie. Bo nie mam auta, bo na pewna znajda haczyk w gwarancji, bo od naprawy skrzyni biegów to chyba bardziej opłaca sie kupic nowy samochód.
Po drodze do domu kupiłam potężna ilośc czekolady.
I bardzo dobrze zrobiłam, bo jak dojechałam do domu to przyszło do meza pismo z informacja, ze wzrosła nam rata za samochód (dostawczy). Pamiętacie, ze pracownik spowodował jakaś delikatna stłuczkę, gdzie wymiana tej czesci kosztowałaby moze 400zl, gdyby sie z gościem dogadał? No, to dlatego nam rata wzrosła. O 550 zł miesięcznie. Teraz za samo ubezpieczenie płacimy miesięcznie 1350zl. Miesięcznie. Jest mi słabo.
Aaa, dodam jeszcze w temacie ubezpieczycieli, ze uznali szkodę na moim telefonie i wypłaca mi 1000zl odszkodowania.
Super.
Bedzie akurat na opłacenie 2 tygodni za samochód z wypożyczalni[emoji24]
Pewnie żadna nie dobrnie do konca, ale przepraszam, musiałam to z siebie wyrzucić[emoji24][emoji24][emoji24]
Mam mega podły dzien i musze troche posmęcić.
Swoje auto oddałam do serwisu w poniedziałek ok godz 11:30. Informacje na jego temat miałam dostać tego samego dnia po południu, jednak mimo wszystko nie zadzwonił nikt ani do mnie ani do mojego męża. Wczoraj po południu zadzwoniłam do salonu, zeby skontaktowali mnie z serwisem. Usłyszałam dość nerwowy głos, który mnie zapewniał ze owszem, oni mają serwis (wtf do tamtej pory nie miałam na ten temat watpliwości, ale jak gosciu zaczal mnie o istnieniu serwisu zapewniać, to wystraszyłam sie, ze jednak tylko mydlą mi oczy, a tak naprawde moja myszka jest juz rozkręcona na części, ktore sa wlasnie w drodze do Rosji), ale "Tomka nie ma i on nie wie i oddzwoni". Nie oddzwonił. Ani wczoraj ani dzis. Dlatego dzisiaj zabrałam ojcu samochód (tzn mama mnie zawiozła, bo ja jestem blondynka, ktora zapomniała jak sie biegi zmienia) i pojechałam do serwisu.
I tu zaczyna sie komedia.
Jak mnie gosciu z serwisu, który osobiście wzial ode mnie kluczyki, zobaczył, to zbladł. Zaczal mi sie tłumaczyć, ze przecież on "juz oddał chłopakom samochód". Jak zapytałam kiedy, to odpowiedział mi, ze - uwaga - w poniedziałek ok 12:30 (przypominam, ze mamy dzis czwartek) i oni mieli sie ze mna od razu kontaktować, bo wg niego to jednak awaria skrzyni biegów (tutaj juz dostałam zawału, bo koszta wymiany skrzyni biegów sa chyba równoważne z wartością mojego domu). Poszłam wiec do "chłopaków". Jak mnie zobaczyli, to zbledli i juz wiedziałam, ze cos jest nie tak. Powiedzieli mi, ze moj samochód jest w serwisie... a ja jak to usłyszałam, to nie wytrzymałam i wykrzyczałam, ze tu i teraz maja mi wytłumaczyć co sie tutaj ku*wa dzieje. Dowiedziałam sie tylko tyle, ze moje auto dopiero dzis pojechało na dogłębna diagnostykę do - uwaga - innego miasta. Czujecie to? Zaj*bali mi samochód i wywieźli go do innego miasta bez mojej wiedzy. Zeby było kolorowo, to Wam powiem, ze w tym moim samochodzie, w ktorym spędzam większość życia, a ktore obecnie jest wsród obcych ludzi w obcym mieście zostały moje rzeczy. Takie jak kosmetyki, foteliki, podpaski czy zaszczane majtki mojego dziecka, bo zapomniałam je zabrać dzien wczesniej. A i ładowarka do komputera. Po tych rewelacjach zrobiłam jedyna słuszna rzecz, jaka moze zrobic kobieta w takiej chwili - poryczalam sie. Bo nie mam auta, bo na pewna znajda haczyk w gwarancji, bo od naprawy skrzyni biegów to chyba bardziej opłaca sie kupic nowy samochód.
Po drodze do domu kupiłam potężna ilośc czekolady.
I bardzo dobrze zrobiłam, bo jak dojechałam do domu to przyszło do meza pismo z informacja, ze wzrosła nam rata za samochód (dostawczy). Pamiętacie, ze pracownik spowodował jakaś delikatna stłuczkę, gdzie wymiana tej czesci kosztowałaby moze 400zl, gdyby sie z gościem dogadał? No, to dlatego nam rata wzrosła. O 550 zł miesięcznie. Teraz za samo ubezpieczenie płacimy miesięcznie 1350zl. Miesięcznie. Jest mi słabo.
Aaa, dodam jeszcze w temacie ubezpieczycieli, ze uznali szkodę na moim telefonie i wypłaca mi 1000zl odszkodowania.
Super.
Bedzie akurat na opłacenie 2 tygodni za samochód z wypożyczalni[emoji24]
Pewnie żadna nie dobrnie do konca, ale przepraszam, musiałam to z siebie wyrzucić[emoji24][emoji24][emoji24]
O zesz kur... wa mac [emoji35][emoji35][emoji35][emoji35] jakie matactwo. Ale bym im tam dała co za cwele. No przecież tak nie może być. To nie podlega pod jakiś paragraf?Dzien dobry dziewczyny.
Mam mega podły dzien i musze troche posmęcić.
Swoje auto oddałam do serwisu w poniedziałek ok godz 11:30. Informacje na jego temat miałam dostać tego samego dnia po południu, jednak mimo wszystko nie zadzwonił nikt ani do mnie ani do mojego męża. Wczoraj po południu zadzwoniłam do salonu, zeby skontaktowali mnie z serwisem. Usłyszałam dość nerwowy głos, który mnie zapewniał ze owszem, oni mają serwis (wtf do tamtej pory nie miałam na ten temat watpliwości, ale jak gosciu zaczal mnie o istnieniu serwisu zapewniać, to wystraszyłam sie, ze jednak tylko mydlą mi oczy, a tak naprawde moja myszka jest juz rozkręcona na części, ktore sa wlasnie w drodze do Rosji), ale "Tomka nie ma i on nie wie i oddzwoni". Nie oddzwonił. Ani wczoraj ani dzis. Dlatego dzisiaj zabrałam ojcu samochód (tzn mama mnie zawiozła, bo ja jestem blondynka, ktora zapomniała jak sie biegi zmienia) i pojechałam do serwisu.
I tu zaczyna sie komedia.
Jak mnie gosciu z serwisu, który osobiście wzial ode mnie kluczyki, zobaczył, to zbladł. Zaczal mi sie tłumaczyć, ze przecież on "juz oddał chłopakom samochód". Jak zapytałam kiedy, to odpowiedział mi, ze - uwaga - w poniedziałek ok 12:30 (przypominam, ze mamy dzis czwartek) i oni mieli sie ze mna od razu kontaktować, bo wg niego to jednak awaria skrzyni biegów (tutaj juz dostałam zawału, bo koszta wymiany skrzyni biegów sa chyba równoważne z wartością mojego domu). Poszłam wiec do "chłopaków". Jak mnie zobaczyli, to zbledli i juz wiedziałam, ze cos jest nie tak. Powiedzieli mi, ze moj samochód jest w serwisie... a ja jak to usłyszałam, to nie wytrzymałam i wykrzyczałam, ze tu i teraz maja mi wytłumaczyć co sie tutaj ku*wa dzieje. Dowiedziałam sie tylko tyle, ze moje auto dopiero dzis pojechało na dogłębna diagnostykę do - uwaga - innego miasta. Czujecie to? Zaj*bali mi samochód i wywieźli go do innego miasta bez mojej wiedzy. Zeby było kolorowo, to Wam powiem, ze w tym moim samochodzie, w ktorym spędzam większość życia, a ktore obecnie jest wsród obcych ludzi w obcym mieście zostały moje rzeczy. Takie jak kosmetyki, foteliki, podpaski czy zaszczane majtki mojego dziecka, bo zapomniałam je zabrać dzien wczesniej. A i ładowarka do komputera. Po tych rewelacjach zrobiłam jedyna słuszna rzecz, jaka moze zrobic kobieta w takiej chwili - poryczalam sie. Bo nie mam auta, bo na pewna znajda haczyk w gwarancji, bo od naprawy skrzyni biegów to chyba bardziej opłaca sie kupic nowy samochód.
Po drodze do domu kupiłam potężna ilośc czekolady.
I bardzo dobrze zrobiłam, bo jak dojechałam do domu to przyszło do meza pismo z informacja, ze wzrosła nam rata za samochód (dostawczy). Pamiętacie, ze pracownik spowodował jakaś delikatna stłuczkę, gdzie wymiana tej czesci kosztowałaby moze 400zl, gdyby sie z gościem dogadał? No, to dlatego nam rata wzrosła. O 550 zł miesięcznie. Teraz za samo ubezpieczenie płacimy miesięcznie 1350zl. Miesięcznie. Jest mi słabo.
Aaa, dodam jeszcze w temacie ubezpieczycieli, ze uznali szkodę na moim telefonie i wypłaca mi 1000zl odszkodowania.
Super.
Bedzie akurat na opłacenie 2 tygodni za samochód z wypożyczalni[emoji24]
Pewnie żadna nie dobrnie do konca, ale przepraszam, musiałam to z siebie wyrzucić[emoji24][emoji24][emoji24]
No właśnie tak zrobię bo trochę szkoda mi. Jak wierzy to niech wierzy. A wczoraj kolega jego powiedział że mama mu powiedziała że Mikołaj nie istnieje a Oli mówi do niego ze istnieje bo w zeszłym roku był i go widział [emoji23][emoji23] a kolega nasz się przebral [emoji23]Nie mów mu prawdy jeśli nadal w to wierzy... Dzieci w pierwszej klasie jeszcze nadal chcą we wszystko wierzyć i mają z tego mega frajdę, więc albo leć po kasę, albo pożycz od sąsiadki, albo tak jak mąż podpowiada zostaw chociaż liścik od wróżki [emoji6]
Wiem, bo mama jest nauczycielką 1-3 i mówiła nie raz jak to dzieci nawet jeszcze w drugiej, czy trzeciej klasie nadal chcą wierzyć w Mikołaja i być dziećmi pomimo szkoły i obowiązków [emoji6] ja bym mu tego nie zabierała [emoji6]
reklama
Podziel się: