Hej Kochane...
Dopiero co wróciłam do domku...
Krzysiek był wczoraj na rożnie, dwóch kolegów nie przyszło i byli tylko we dwoje...
No i jakieś oprychy zaczęli szukać zadymy, najpierw zaczepiali inną grupkę, ale tam było więcej osób, to sobie darowali...
No i potem do Krzyśka i kolegi, mieli zaraz iść, tylko K. poszedł za potrzebą i tam polazło za Nim dwóch...
Krzysiek mi dziś mówił, że jeden miał nóż
(
no i wolał żadnego nie ruszać, bo jak by ruszył tego drugiego, to nie wiadomo czy ten nóż nie został by w Nim...
(
Skopali Go skurwiele po głowie...:-(
Ma stłuczoną czaszkę, choć dziś lekarz na wieczornym obchodzie powiedział, że musi jeszcze raz zobaczyć na zdjęcie, bo wydaje mu się, że może być jedna kość pęknięta przy uchu...
Masakra normalnie... Jak sobie pomyślę, że mogłam Go stracić, to płakać mi się chce... Z tego co mówili świadkowie i osoby co Go znalazły, to brakowało mało co, gdzie poleciał by na kamien...
W ogóle skroń miał strasznie spuchniętą...
(
Szczęście w nieszczęściu, że czuje się dobrze, nie ma żadnego wstrząśnienia, a krwiaki porobiły Mu się na zewnątrz, a nie wewnątrz...
Prawdopodobnie jutro wyjdzie, w zależności co lekarz powie o tej kości...
W ogóle co "najlepsze" Jego kolega Go zostawił...
I dzwoniła do mnie obca dziewczyna, że znaleźli mojego męża pobitego...
Dzwoniła 3 razy po pogotowie i nie przyjechali...
Przepraszam, że nie odpiszę każdej, ale nie mam siły...
Krzysiluka- cieszę się, że dzień udany :**