reklama
klaudynaaa
Fanka BB :)
jej dziewczyny, ale miałyście przygody, ale najważniejsze, że wszystko się dobrze skończyło, zdrówka i buziaczki dla was i dla Skarbów :-)
kolorlove
Fanka BB :)
To teraz moja historia
W nocy 27 maja pojechaliśmy na porodówkę, bo miałam regularne skurcze, oczywiście wszystko się wyciszyło w szpitalu, ale musieli mnie już zostawić i powiedzieli, że będę leżeć dopóki nie urodzę. Trochę się tym załamałam, bo termin był dopiero na 4.06. Kolejny dzień przebiegł w miarę ok, ze skurczami 80% na KTG których prawie w ogóle nie czułam. Rozwarcie cały czas było na 1 palec. Spytałam znajomą położną co mogę zrobić, żeby jakoś rozkręcić te skurcze, to powiedziała, żebym masowała sutki. Całą noc zaczęłam masaż i koło północy rozkręciły się mega skurcze, niestety bardzo bolesne, bo doszły do tego bóle krzyżowe. Nie mogłam sobie znależć miejsca, nie mogłam się położyć, całą noc nie spałam tylko chodziłam po korytarzu i wchodziłam co jakiś czas pod ciepły prysznic, żeby chociaż trochę złagodzić ból. Dwa badania nocne całkiem mnie załamały, bo rozwarcie ciągle było na jeden palec. Dopiero po 5 rano okazało się, że jest 5 cm, ale niestety wody były zielone i szybko trafiłam na porodówkę. Po jakimś czasie na rozkręcenie dostałam oxy i w trakcie przebijali wody, aby poszło sprawniej. Karolinka urodziła się o 9:40 29 maja. Była owinięta pępowiną, stąd te zielone wody - widocznie chwilkę była niedotleniona, ale mimo wszystko dostała 10 pkt Waga 3620 g i 55 cm. Samego parcia było może z 10 minut i to prawda, że po położeniu dziecka na piersi zapomina się o całym bólu
Niestety leżałyśmy w szpitalu aż do 3 czerwca, bo początkowo córcia miała anemię i szukali skąd się ona wzięła. Na szczęście się podniosła i wyszłybyśmy do domu już wcześniej, ale ja złapałam jakąś infekcję i zaczęłam gorączkować, więc przetrzymali nas jeszcze dzień, aby mnie poobserwować.
W nocy 27 maja pojechaliśmy na porodówkę, bo miałam regularne skurcze, oczywiście wszystko się wyciszyło w szpitalu, ale musieli mnie już zostawić i powiedzieli, że będę leżeć dopóki nie urodzę. Trochę się tym załamałam, bo termin był dopiero na 4.06. Kolejny dzień przebiegł w miarę ok, ze skurczami 80% na KTG których prawie w ogóle nie czułam. Rozwarcie cały czas było na 1 palec. Spytałam znajomą położną co mogę zrobić, żeby jakoś rozkręcić te skurcze, to powiedziała, żebym masowała sutki. Całą noc zaczęłam masaż i koło północy rozkręciły się mega skurcze, niestety bardzo bolesne, bo doszły do tego bóle krzyżowe. Nie mogłam sobie znależć miejsca, nie mogłam się położyć, całą noc nie spałam tylko chodziłam po korytarzu i wchodziłam co jakiś czas pod ciepły prysznic, żeby chociaż trochę złagodzić ból. Dwa badania nocne całkiem mnie załamały, bo rozwarcie ciągle było na jeden palec. Dopiero po 5 rano okazało się, że jest 5 cm, ale niestety wody były zielone i szybko trafiłam na porodówkę. Po jakimś czasie na rozkręcenie dostałam oxy i w trakcie przebijali wody, aby poszło sprawniej. Karolinka urodziła się o 9:40 29 maja. Była owinięta pępowiną, stąd te zielone wody - widocznie chwilkę była niedotleniona, ale mimo wszystko dostała 10 pkt Waga 3620 g i 55 cm. Samego parcia było może z 10 minut i to prawda, że po położeniu dziecka na piersi zapomina się o całym bólu
Niestety leżałyśmy w szpitalu aż do 3 czerwca, bo początkowo córcia miała anemię i szukali skąd się ona wzięła. Na szczęście się podniosła i wyszłybyśmy do domu już wcześniej, ale ja złapałam jakąś infekcję i zaczęłam gorączkować, więc przetrzymali nas jeszcze dzień, aby mnie poobserwować.
a_aparatka
Fanka BB :)
Kolorlove, gratuluję i super że wszystko dobrze się skończyło.
mea_osi
Mea, Agatka, Gabi i Mati
Obiecalam napisac relacje wiec poki jeszcze jestem na swiezo to to zrobie ...
ogolnie nocke z poniedzialku na wtorek mialam ciezka .... wieczoorem lapaly mnie mega skurcze ale nie za bardzo regularne wiec postanowilam pojsc spac ... o 3 juz nie wytrzymalam bo gryzlam paznokcie tak bolal krzyz ... skurce byly co raz czesciej a jak doszly do 10 min to stwierdzilam ze dociagne do rana zeby wybrac mloda do przedskola i jediemy ... wiedzialam ze czasu mam jeszcze dosc ... ale o 5 sie okazalo ze moje dziecko ma goraczke i ogolnie jest Dupa ... dobilam
jakos do 7 i stwierdzilam ze sie zbieramy - odwozimy mloda do moich rodzicow a mnie do szpitala ... i co ?? i skurcze ustaly ... no myslalam ze szlak jasny mnie trafi ... ale nie dalam za wygrana - powiedzialam ze jedziemy to przynajmniej na ktg podjade do gina ... no i jak odstawilam agate to znowu sie zacelo wiec ruszylismy prosto do chorzowa ... troche nam zeszlo bo po drode jeszcze auto odstawialismy do mechanika i w szpitalu bylismy okolo 10 z minutami ... na ktg wyszlo kilka skurczow takich 40 powiedzmy ... slaba regularnosc ... polozna mnie zbadala i oczy jak pinkpongi bo mowi ze ja mam szyjke jak w 5 miesiacu ciazy i napewno dzis nie urodze !!! ale mlody ambitny doktorek wzial mnie na usg i po pomiarach wyszlo mu ze Gabi ma 4270g ... i ze jak mnie zostawia to naturalnie nie urodze bo i tak dziecko jest na granicy mozliwosci rodzenia sn ... wiec przyjeli mnie do szpitala i zaczela sie moja walka z szyjka ... startowalismy od tego ze szyjka byla mega wysoko, 3cm dluga twarda i zero rozwarcai ... a skurcze byly juz wtedy co 5 min ... Pierwsze badanie szyjki to byl jakis istny kosmos ... prawie stracilam przytomnosc z bolu a moja położna - Majka miala łzy w oczach bo wiedziala co ja musze przechodzic ... zanim sie zwleklam z kozetki zaliczylam dusznosci placz i atak paniki ... niezle jak na poczatek ...
zaczelo sie od tego ze polozna kazala mi zjesc tego slynnego ananasa ... no i chodzic chodzic i jeszcze raz chodzic !!! kolo 16,30na ktg skurcze byly juz takie konkretne na 80 dalej co 5 min ... no i zaczelo sie kombinowanie ... Majka stwierdzila ze da mi zastrzyk (nie mam pojecia co to bylo) i zrobi lewatywe zeby ta szyjke jakos pobudzic ... cos tam moze to dalo ale niezbyt wiele ... do wieczora mialam juz wszystkiego dosc a mariusz ze mna ... skurcze coraz mocniejsze i co 2-3 min a postepu ni hu hu ... probowalam prysznica ... dostalam relanium w dupsko razy 2 tez mialo pomoc na rozluznienei szyjki ... doszlismy do 3cm rozwarcia i ledwo zgladzilo szyjke ... w miedzyczasie 3 inne laski urodzily a ja dalej deptalam szlak na korytarzu co chwile kladac sie na ktg eby kontrolowac tentno ... kolo polnocy dostalam gaz rozweselajacy bo juz mi szlo na glowe ... ubaw byl po pachy serio no bo jak inaczej jak na relanium (po ktorym i tak swiruje) dowali sie podtlenek azotu ale przynajmniej na chwile bylo mi lepiej ... nawet wykrzesalam w sobie sile zeby wyslac wiadomosc do dziewczyn ze wciaz zyje i sie kulam a skurcze byly coraz bardziej bolesne i NIE DALO SIE NIC Z TYM ZROBIC !!!i naraz mariusz mowi ze chyba skurcze sa rzadziej ... na ktg faktycznie wychodzili 7 min a ja zaczynalam sie tracic pomiedzy nimi ... Majka zarzadzila spanie zeby troche odpoczac ... dala mi jakiegos uspokajacza z usypiaczem - mariusz zasnal natychmiast a ja nawet oka nie zmrozylam !!! od 3 do 5 dostawalam *******ca w lozku z czym mi wcale lepiej nie bylo ... jak sie podnioslam to i mariusz sie obudzil ... zebralam sie spowrotem na porodówke - majka spala na fotelu az nie mialam sumienia jej budzic w koncu walczyla ze mna od 11 ... no ale zaraz sie podniosla i dala mi pilke ... na zasadzie ze cos musi robic ... za chwile zjawil sie doktorek i po ktg stwierdzil ze albo czekamy na ordynatora i tniemy albo da mi oxy bo skurcze byly takie ni w gruche ni w pietruche ... ja wybralam oxy do 8 bylo jeszcze w pizdu czasu a ja juz ledwo zylam ... NO I ZACZELA SIE JAZDA skurcze mi sie pisaly po 150 a najzabawniejsze bylo to ze ja ich prawie nie czulam !!! mielam drgawki - trzepalo mna na prawo i lewo no i nareszcie ruszylo rozwarcie wtedy juz czulam skurcze - o qrwa i to jak culam ... szybka akcja z zzo i WITAMY W RAJU !!!! Boże jak bym tego nie przezyla to bym nie wierzyla ze tak to dziala ... jak by ktos wylaczyl mi guzik z napisem BÓL ... chwile pozniej przyszedl ordynator ... mialam 5cm rozwarcia ale glowka ciagle bardzo wysoko - ordynator zarzadzil cesarke ... ja zalamka ... prawie doba mordegi a teraz ciecie i wszystkie jego uroki ... Gość chyba zauwazyl co sie ze mna dzialo i polozna (tym razem Asia bo Majka juz skonczyla dyzur chociaz ciagle ze mna siediala ale oddala pierwszenstwo Asi bo stwierdzila ze juz jest tak wykonczona ze nie mysli logicznie a ktos w tym towarzystwie powinien byl myślec ... ) poprosila zeby dal nam godzine ... wyslali mnie pod prysznic zebym sie troche zrelaksowala ... glownie zeby macica odpoczela bo juz stan miesni byl kiepski ... jak wrocilam po 20 min bylo juz dobre 8/9 cm i Asia stwierdzila ze urodzimy Gabryske dolem pod warunkiem ze ja czuje sie na silach bo jesli nie to nie chce ryzykowac ... ja wiedzialam ze jestem silna i w takich sytuacjach daje rade wiec nie bylo na co cekac ... parte zaczely sie chwile przed 9 i te ZNOWU BOLALY JAK JASNA CHOLERA ... ale wiedzialam ze to dlugo nie potrwa ... w sali porodowej w szcytowym momencie mariusz naliczyl 14 osob ... mi bylo wszystko jedno ... ja slyszalam tylko Aske i Nikodema (taki mlody doktorek ktory wypychal mi gabryske z brzucha) mariusz tylko stal i sie modlil (co u niego jest ewenementem w skali swiatowej) no i w koncu udalo sie gabryske wyciagnac ... niestety po takich mordegach byla cala sina i wiotka - arenalina skoczyla mi o 500% bo nie chciala plakac na szczescie serducho bilo caly czas mocno ... byla poowijana pempowina 2 razy ... ale jka ja odsluzowali to juz oddychala sama, dostalam ja na brzuch doslownie na minutke a potem zabrali ja od razu do inkubatora - mariusz mało nie zemdlal ... Majka musiala go wyprowadzac z sali bo ledwo stal na nogach ... mo dolozyli znieczulenia i poszyli to co pocieli ... wstalam z lozka jakas godzinke pozniej bo juz nie moglam wytrzymac musialam isc do malej ... wylam nad tym inkubatorem chyba ze 3h ... pani doktor ciagle mnie przytulala i powtarzala ze jest juz wszystko ok ale ja musialam odreagowac caly ten stres ... dostalam ja na rece dopiero poznym popoludniem jak juz saturacja byla ok potem jeszcze w nocy byla w inkubatorze a rano juz ze mna ... druga runda byla dopiero jak w sobote trzeba bylo isc sie swiecic ...
ogolnie nocke z poniedzialku na wtorek mialam ciezka .... wieczoorem lapaly mnie mega skurcze ale nie za bardzo regularne wiec postanowilam pojsc spac ... o 3 juz nie wytrzymalam bo gryzlam paznokcie tak bolal krzyz ... skurce byly co raz czesciej a jak doszly do 10 min to stwierdzilam ze dociagne do rana zeby wybrac mloda do przedskola i jediemy ... wiedzialam ze czasu mam jeszcze dosc ... ale o 5 sie okazalo ze moje dziecko ma goraczke i ogolnie jest Dupa ... dobilam
jakos do 7 i stwierdzilam ze sie zbieramy - odwozimy mloda do moich rodzicow a mnie do szpitala ... i co ?? i skurcze ustaly ... no myslalam ze szlak jasny mnie trafi ... ale nie dalam za wygrana - powiedzialam ze jedziemy to przynajmniej na ktg podjade do gina ... no i jak odstawilam agate to znowu sie zacelo wiec ruszylismy prosto do chorzowa ... troche nam zeszlo bo po drode jeszcze auto odstawialismy do mechanika i w szpitalu bylismy okolo 10 z minutami ... na ktg wyszlo kilka skurczow takich 40 powiedzmy ... slaba regularnosc ... polozna mnie zbadala i oczy jak pinkpongi bo mowi ze ja mam szyjke jak w 5 miesiacu ciazy i napewno dzis nie urodze !!! ale mlody ambitny doktorek wzial mnie na usg i po pomiarach wyszlo mu ze Gabi ma 4270g ... i ze jak mnie zostawia to naturalnie nie urodze bo i tak dziecko jest na granicy mozliwosci rodzenia sn ... wiec przyjeli mnie do szpitala i zaczela sie moja walka z szyjka ... startowalismy od tego ze szyjka byla mega wysoko, 3cm dluga twarda i zero rozwarcai ... a skurcze byly juz wtedy co 5 min ... Pierwsze badanie szyjki to byl jakis istny kosmos ... prawie stracilam przytomnosc z bolu a moja położna - Majka miala łzy w oczach bo wiedziala co ja musze przechodzic ... zanim sie zwleklam z kozetki zaliczylam dusznosci placz i atak paniki ... niezle jak na poczatek ...
zaczelo sie od tego ze polozna kazala mi zjesc tego slynnego ananasa ... no i chodzic chodzic i jeszcze raz chodzic !!! kolo 16,30na ktg skurcze byly juz takie konkretne na 80 dalej co 5 min ... no i zaczelo sie kombinowanie ... Majka stwierdzila ze da mi zastrzyk (nie mam pojecia co to bylo) i zrobi lewatywe zeby ta szyjke jakos pobudzic ... cos tam moze to dalo ale niezbyt wiele ... do wieczora mialam juz wszystkiego dosc a mariusz ze mna ... skurcze coraz mocniejsze i co 2-3 min a postepu ni hu hu ... probowalam prysznica ... dostalam relanium w dupsko razy 2 tez mialo pomoc na rozluznienei szyjki ... doszlismy do 3cm rozwarcia i ledwo zgladzilo szyjke ... w miedzyczasie 3 inne laski urodzily a ja dalej deptalam szlak na korytarzu co chwile kladac sie na ktg eby kontrolowac tentno ... kolo polnocy dostalam gaz rozweselajacy bo juz mi szlo na glowe ... ubaw byl po pachy serio no bo jak inaczej jak na relanium (po ktorym i tak swiruje) dowali sie podtlenek azotu ale przynajmniej na chwile bylo mi lepiej ... nawet wykrzesalam w sobie sile zeby wyslac wiadomosc do dziewczyn ze wciaz zyje i sie kulam a skurcze byly coraz bardziej bolesne i NIE DALO SIE NIC Z TYM ZROBIC !!!i naraz mariusz mowi ze chyba skurcze sa rzadziej ... na ktg faktycznie wychodzili 7 min a ja zaczynalam sie tracic pomiedzy nimi ... Majka zarzadzila spanie zeby troche odpoczac ... dala mi jakiegos uspokajacza z usypiaczem - mariusz zasnal natychmiast a ja nawet oka nie zmrozylam !!! od 3 do 5 dostawalam *******ca w lozku z czym mi wcale lepiej nie bylo ... jak sie podnioslam to i mariusz sie obudzil ... zebralam sie spowrotem na porodówke - majka spala na fotelu az nie mialam sumienia jej budzic w koncu walczyla ze mna od 11 ... no ale zaraz sie podniosla i dala mi pilke ... na zasadzie ze cos musi robic ... za chwile zjawil sie doktorek i po ktg stwierdzil ze albo czekamy na ordynatora i tniemy albo da mi oxy bo skurcze byly takie ni w gruche ni w pietruche ... ja wybralam oxy do 8 bylo jeszcze w pizdu czasu a ja juz ledwo zylam ... NO I ZACZELA SIE JAZDA skurcze mi sie pisaly po 150 a najzabawniejsze bylo to ze ja ich prawie nie czulam !!! mielam drgawki - trzepalo mna na prawo i lewo no i nareszcie ruszylo rozwarcie wtedy juz czulam skurcze - o qrwa i to jak culam ... szybka akcja z zzo i WITAMY W RAJU !!!! Boże jak bym tego nie przezyla to bym nie wierzyla ze tak to dziala ... jak by ktos wylaczyl mi guzik z napisem BÓL ... chwile pozniej przyszedl ordynator ... mialam 5cm rozwarcia ale glowka ciagle bardzo wysoko - ordynator zarzadzil cesarke ... ja zalamka ... prawie doba mordegi a teraz ciecie i wszystkie jego uroki ... Gość chyba zauwazyl co sie ze mna dzialo i polozna (tym razem Asia bo Majka juz skonczyla dyzur chociaz ciagle ze mna siediala ale oddala pierwszenstwo Asi bo stwierdzila ze juz jest tak wykonczona ze nie mysli logicznie a ktos w tym towarzystwie powinien byl myślec ... ) poprosila zeby dal nam godzine ... wyslali mnie pod prysznic zebym sie troche zrelaksowala ... glownie zeby macica odpoczela bo juz stan miesni byl kiepski ... jak wrocilam po 20 min bylo juz dobre 8/9 cm i Asia stwierdzila ze urodzimy Gabryske dolem pod warunkiem ze ja czuje sie na silach bo jesli nie to nie chce ryzykowac ... ja wiedzialam ze jestem silna i w takich sytuacjach daje rade wiec nie bylo na co cekac ... parte zaczely sie chwile przed 9 i te ZNOWU BOLALY JAK JASNA CHOLERA ... ale wiedzialam ze to dlugo nie potrwa ... w sali porodowej w szcytowym momencie mariusz naliczyl 14 osob ... mi bylo wszystko jedno ... ja slyszalam tylko Aske i Nikodema (taki mlody doktorek ktory wypychal mi gabryske z brzucha) mariusz tylko stal i sie modlil (co u niego jest ewenementem w skali swiatowej) no i w koncu udalo sie gabryske wyciagnac ... niestety po takich mordegach byla cala sina i wiotka - arenalina skoczyla mi o 500% bo nie chciala plakac na szczescie serducho bilo caly czas mocno ... byla poowijana pempowina 2 razy ... ale jka ja odsluzowali to juz oddychala sama, dostalam ja na brzuch doslownie na minutke a potem zabrali ja od razu do inkubatora - mariusz mało nie zemdlal ... Majka musiala go wyprowadzac z sali bo ledwo stal na nogach ... mo dolozyli znieczulenia i poszyli to co pocieli ... wstalam z lozka jakas godzinke pozniej bo juz nie moglam wytrzymac musialam isc do malej ... wylam nad tym inkubatorem chyba ze 3h ... pani doktor ciagle mnie przytulala i powtarzala ze jest juz wszystko ok ale ja musialam odreagowac caly ten stres ... dostalam ja na rece dopiero poznym popoludniem jak juz saturacja byla ok potem jeszcze w nocy byla w inkubatorze a rano juz ze mna ... druga runda byla dopiero jak w sobote trzeba bylo isc sie swiecic ...
Ostatnia edycja:
halina1982
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 24 Styczeń 2014
- Postów
- 1 878
my kobiety jednak mamy siłę ;-)
swoją drogą opis przypomina mi trochę mój pierwszy poród, tylko że u mnie do akcji wkroczyło vacuum na sam koniec no i nie było zzo
swoją drogą opis przypomina mi trochę mój pierwszy poród, tylko że u mnie do akcji wkroczyło vacuum na sam koniec no i nie było zzo
ciastkozkremem
mama Ignasia
Mea, to tylko matka może takie rzeczy przetrwać. Podziwiam wytrwałość, bo ja bym chyba błagała o cesarkę już w pewnym momencie. Obstawiam, że mój mąż to by umarł z szoku.
reklama
ciastkozkremem
mama Ignasia
Margo, a nie chciałaś wcześniej cesarki? Nie sugerowali? Nie myślałam, że tyle godzin pozwalają rodzić, podziwiam, że tyle wytrzymałaś
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 5
- Wyświetleń
- 3 tys
- Odpowiedzi
- 37
- Wyświetleń
- 17 tys
- Odpowiedzi
- 0
- Wyświetleń
- 796
- Odpowiedzi
- 1
- Wyświetleń
- 1 tys
- Odpowiedzi
- 2
- Wyświetleń
- 2 tys
Podziel się: