Ada - gratulacje!!!!
Liluu - mnie od rana takie lekkie skurczybyczki trzymały, potem czułam, ze są coraz głębsze, więc tak ok. 16-tej wyjechaliśmy w podróż do szpitala. Na Izbie przyjęć byłam punkt 17-ta (pamiętam, bo akurat zerknęłam na zegarek) podłączyły mnie siostry do KTG, ale tylko na chwilkę - po czym usłyszałam: to co? przebieraj się w koszulę... no to się przebrałam i poszliśmy we trójkę na porodówkę (tzn. ja, mąż i położna, która się mną opiekowała). Miałam na sobie takiego dużego T-shirta i dłuższe szorty, położna co jakiś czas podłączała mi KTG (tak jak stałam tylko przykładała, żeby sprawdzić tętno dziecka). Poszłam sobie jeszcze pod prysznic - łazienka na porodówce, oczywiście jednoosobowej. A potem sobie po sali spacerowałam, trochę "pokulałam" sie na piłce. Około 18-tej, położna zapytała mnie czy chcę jakieś znieczulenie, bo widziała, ze bóle się wzmagają i są dłuższe, stwierdziłam, że może później. Kazała mi się szybko decydować, bo u mnie może być zaraz za późno. To chciałam zastrzyk (który zaczął działać z opóźnieniem chyba - potem mi mąż powiedział, ze to była tylko taka podpucha, bo już było trochę za późno na znieczulenie, więc tylko tak ciut mi wstrzyknęła, żebym tylko miała świadomość, że coś dostałam).
Za chwilkę podpięła KTG i stwierdziła, że chyba rodzimy, więc położyłam się na to łóżko, kilka partych i o 19.05 Kubuś juz leżał na moim brzuchu.
W międzyczasie dawała mi rurkę z gazem, ale wiem, że to na mnie nie działa, więc nie chciałam.