Tak więc w poniedziałek zostałam przyjęta na patologię ciąży. Miałam już jakieś bóle krzyżowe, ale dawałam radę. Gorzej było jak musiałam leżeć pod ktg, bo w poziomie bardziej bolało ( Oczywiście na ktg skurczy brak). Popołudniu po badaniu powiedzieli,że rano o 7 idę na wywołanie, że jest już gotowość do porodu, rozwarcie na luźny palec, czyli oid piątku nic sie w tej kwestii nie zmieniło. W nocy próbowałam spać, ale ciężko było, bo te bóle, to tak co 20-30 minut wracały i mnie wybudzały...Miałam robione ktg w nocy ze 2 razy i badała mnie położna, ale sytuacja bez zmian, poza nasileniem się bóli w krzyżach...I tak krążyłam po korytarzy, żeby dziewczyn z sali nie budzić... I jak tak krążyłam, to przed 6 natknęłam się na lekarkę, która jak mnie zobaczyła, to stwierdziła,że jeszcze na jej zmianie mnie wyślą na wywolywanie ... Tak więc spakowałam manatki i przeszlam na porodówkę. To było tak chwilę po 6. Położna podała mi pierwszą kroplówkę nawadniającą i powiedziała,że nie będzie mnie badać, bo o 7 przejmie mnie polożna z dziennej zmiany i ona mnie zbada. W tym czasie dojechał mój m. Później podali mi drugą nawadniającą kroplówkę i przed podaniem oksytocyny polozna powiedziała,że mnie zbada,żeby wiedzieć z czym zaczynamy...to bylo tak koło 7:30. I okazało się,że mam już 6-7cm rozwarcia ... podpięła mi okxy, ale puściła bardzo powolutku, żeby tylko podkręcić moje skurcze... Po około 45 minutach już miałam 8-9cm... Tylko wody mi nie odchodziły... Jak już zaczeło byc ostro, to polożna zaczęła sie już przygotowywac do porodu i tak o 11:05 Bianka pojawiła sie na świecie :-) Niestety skończyło się nacięciem krocza, ale powiedziałami polożna, że pęknę, a zreszta mała sie blokuje i nie może wyjśc... Jak tylko sie zgodziłam i mnie nacieli, to mała wyskoczyła :-) Podobnoyscy mówia,ze jestem super zaszyta ;-) Mój m był dzielnie do samego końca :-) Nawet pępowinę przeciął :-) I dobrze,że był, bo jak urodziłam główkę, to nie przestałam przeć i w ogóle nie słyszałam jak wszyscy krzyczą do mnie,że mam nie przeć... Dopiero jak m powiedział do mnie,żebym nie parła, to do mnie dotarło :-) Później leżeliśmy sobie na sali porodowej we trójkę jeszcze jakieś 2 godziny, przynieśli mi obiad i jak zjadłam,to przenieśli mnie na oddział i już cały czas Malutka była ze mną :-)
zaraz wrzucę zdjęcie na g :-)