reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Poronienie zatrzymane.. jak wygląda taka procedura

Ja odzywam się świeżo po wyjściu ze szpitala, bo dopiero wczoraj mnie wypuścili. To, co się działo w ostatnich dniach było jak horror na miarę Stephena Kinga. I to nie jest żart.

Będąc u lekarza dostałam skierowanie na zabieg łyżeczkowania. W poniedzialek miałam spory krwotok, jakoś koło godziny 17 po spakowaniu wszystkich rzeczy udałam się do szpitala na przyjęcie. Czekanie 2 godziny w kolejce na sor. I tylko po to, żeby dowiedzieć się, że tego dnia mnie nie przyjmą, bo będę niepotrzebnie zajmować im łóżko. Zostawiłam po sobie wielką plamę krwi na krześle w poczekalni i wszyscy ludzie w kolejce to widzieli.

3 nad ranem obudził mnie ogromny ból brzucha i krwotok. Czułam, że robi mi się już słabo. Mąż zadzwonił po karetkę i usłyszał „nie ma zagrożenia życia, więc nie przyjadą” :) Zawiózł mnie na sor, o dziwo o tej godzinie nie było ludzi. Praktycznie tracąc przytomność baba w rejestracji zadawała mi sto pytań do.

Przyjęli mnie i pokazali moją pryczę. Lekarz, który kilka godzin wcześniej kazał mi spadac do domu zaprosił mnie na badanie. Grzebał we mnie jak mikserem w cieście. Usłyszałam „co ten lekarz pierdoli na tym skierowaniu, że to resztki po poronieniu, jak właśnie wyciągnąłem cały płód”. Później gadał coś o procedurach, ale już niewiele pamiętam. Machał mi przed twarzą dwoma kubkami, jeden z płodem z próbką do badania i drugi z płodem i powiedział „Chcesz to pochować na swój koszt i płakać nad grobem czy idzie do spalenia?”

Dzień później kolejne badanie, macica się nie oczyściła, więc łyżeczkowanie i tak było nieuniknione. Faszerowali mnie tabletkami na wywołanie jeszcze kilka razy i dopiero dzień później jak całe krwawienie ustało, była decyzja o zabiegu. Dopiero w środę odbył się zabieg pod narkozą.

To, jak potraktowali mnie w szpitalu przechodzi ludzkie pojęcie. Zdecydowaliśmy z mężem, że będziemy pisać skargę, bo nie ucierpiał tylko mój organizm, ale i cała psychika.

A, i mały smaczek na koniec. Po zabiegu, kiedy pielęgniarki przyniosły obiad do sali dostałam herbatę w kubku „najlepsza mama na świecie”. Kurtyna.
 
reklama
Ja odzywam się świeżo po wyjściu ze szpitala, bo dopiero wczoraj mnie wypuścili. To, co się działo w ostatnich dniach było jak horror na miarę Stephena Kinga. I to nie jest żart.

Będąc u lekarza dostałam skierowanie na zabieg łyżeczkowania. W poniedzialek miałam spory krwotok, jakoś koło godziny 17 po spakowaniu wszystkich rzeczy udałam się do szpitala na przyjęcie. Czekanie 2 godziny w kolejce na sor. I tylko po to, żeby dowiedzieć się, że tego dnia mnie nie przyjmą, bo będę niepotrzebnie zajmować im łóżko. Zostawiłam po sobie wielką plamę krwi na krześle w poczekalni i wszyscy ludzie w kolejce to widzieli.

3 nad ranem obudził mnie ogromny ból brzucha i krwotok. Czułam, że robi mi się już słabo. Mąż zadzwonił po karetkę i usłyszał „nie ma zagrożenia życia, więc nie przyjadą” :) Zawiózł mnie na sor, o dziwo o tej godzinie nie było ludzi. Praktycznie tracąc przytomność baba w rejestracji zadawała mi sto pytań do.

Przyjęli mnie i pokazali moją pryczę. Lekarz, który kilka godzin wcześniej kazał mi spadac do domu zaprosił mnie na badanie. Grzebał we mnie jak mikserem w cieście. Usłyszałam „co ten lekarz pierdoli na tym skierowaniu, że to resztki po poronieniu, jak właśnie wyciągnąłem cały płód”. Później gadał coś o procedurach, ale już niewiele pamiętam. Machał mi przed twarzą dwoma kubkami, jeden z płodem z próbką do badania i drugi z płodem i powiedział „Chcesz to pochować na swój koszt i płakać nad grobem czy idzie do spalenia?”

Dzień później kolejne badanie, macica się nie oczyściła, więc łyżeczkowanie i tak było nieuniknione. Faszerowali mnie tabletkami na wywołanie jeszcze kilka razy i dopiero dzień później jak całe krwawienie ustało, była decyzja o zabiegu. Dopiero w środę odbył się zabieg pod narkozą.

To, jak potraktowali mnie w szpitalu przechodzi ludzkie pojęcie. Zdecydowaliśmy z mężem, że będziemy pisać skargę, bo nie ucierpiał tylko mój organizm, ale i cała psychika.

A, i mały smaczek na koniec. Po zabiegu, kiedy pielęgniarki przyniosły obiad do sali dostałam herbatę w kubku „najlepsza mama na świecie”. Kurtyna.
Współczuję ci bardzo tego wszystkiego
Trzymam w kciuki żebyś wyszła z tego bez traumy - może skonsultuj się z psychologiem żeby oceniła jak radzisz sobie z sytuacją
Podziwiam cię że to przetrwałaś
 
Ja odzywam się świeżo po wyjściu ze szpitala, bo dopiero wczoraj mnie wypuścili. To, co się działo w ostatnich dniach było jak horror na miarę Stephena Kinga. I to nie jest żart.

Będąc u lekarza dostałam skierowanie na zabieg łyżeczkowania. W poniedzialek miałam spory krwotok, jakoś koło godziny 17 po spakowaniu wszystkich rzeczy udałam się do szpitala na przyjęcie. Czekanie 2 godziny w kolejce na sor. I tylko po to, żeby dowiedzieć się, że tego dnia mnie nie przyjmą, bo będę niepotrzebnie zajmować im łóżko. Zostawiłam po sobie wielką plamę krwi na krześle w poczekalni i wszyscy ludzie w kolejce to widzieli.

3 nad ranem obudził mnie ogromny ból brzucha i krwotok. Czułam, że robi mi się już słabo. Mąż zadzwonił po karetkę i usłyszał „nie ma zagrożenia życia, więc nie przyjadą” :) Zawiózł mnie na sor, o dziwo o tej godzinie nie było ludzi. Praktycznie tracąc przytomność baba w rejestracji zadawała mi sto pytań do.

Przyjęli mnie i pokazali moją pryczę. Lekarz, który kilka godzin wcześniej kazał mi spadac do domu zaprosił mnie na badanie. Grzebał we mnie jak mikserem w cieście. Usłyszałam „co ten lekarz pierdoli na tym skierowaniu, że to resztki po poronieniu, jak właśnie wyciągnąłem cały płód”. Później gadał coś o procedurach, ale już niewiele pamiętam. Machał mi przed twarzą dwoma kubkami, jeden z płodem z próbką do badania i drugi z płodem i powiedział „Chcesz to pochować na swój koszt i płakać nad grobem czy idzie do spalenia?”

Dzień później kolejne badanie, macica się nie oczyściła, więc łyżeczkowanie i tak było nieuniknione. Faszerowali mnie tabletkami na wywołanie jeszcze kilka razy i dopiero dzień później jak całe krwawienie ustało, była decyzja o zabiegu. Dopiero w środę odbył się zabieg pod narkozą.

To, jak potraktowali mnie w szpitalu przechodzi ludzkie pojęcie. Zdecydowaliśmy z mężem, że będziemy pisać skargę, bo nie ucierpiał tylko mój organizm, ale i cała psychika.

A, i mały smaczek na koniec. Po zabiegu, kiedy pielęgniarki przyniosły obiad do sali dostałam herbatę w kubku „najlepsza mama na świecie”. Kurtyna.
co za lekarz!
I bardzo dobrze, że zdecydowaliście się na skargę.

Trzymaj się, przytulam.
 
@Ferrel98 Zdecydowanie napisz skargę. Zachowanie w szpitalu lekarza, reszty personelu odrażające. Nawet nie wiem jak opisać to słowami, bo nie wyobrażam sobie tego jak w dzisiejszych czasach wykształceni i pozornie "na poziomie" ludzie mogą się tak zachowywać. Dużo bólu fizycznego można przeżyć, ale najważniejszy jest komfort psychiczny w szpitalu.
 
@Ferrel98 Zdecydowanie napisz skargę. Zachowanie w szpitalu lekarza, reszty personelu odrażające. Nawet nie wiem jak opisać to słowami, bo nie wyobrażam sobie tego jak w dzisiejszych czasach wykształceni i pozornie "na poziomie" ludzie mogą się tak zachowywać. Dużo bólu fizycznego można przeżyć, ale najważniejszy jest komfort psychiczny w szpitalu.
Dokładnie tak. Jak pisała jedna pani wyżej, myślę nad wizytą u psychiatry, do którego już kiedyś chodziłam. Nie wiem, czy cokolwiek wniesie ta skarga. Nie wiem ile czasu zajmie, żeby stanąć po tym wszystkim na nogi.
Nie po to płacimy składki na służbę zdrowia, żeby w razie czego traktowali nas jak smieci i odmawiali pomocy. Ja wiem, że dla lekarzy to „rutynowy” zabieg, ale dla mnie nie. Dosłownie myślałam, że umrę.
 
Dokładnie tak. Jak pisała jedna pani wyżej, myślę nad wizytą u psychiatry, do którego już kiedyś chodziłam. Nie wiem, czy cokolwiek wniesie ta skarga. Nie wiem ile czasu zajmie, żeby stanąć po tym wszystkim na nogi.
Nie po to płacimy składki na służbę zdrowia, żeby w razie czego traktowali nas jak smieci i odmawiali pomocy. Ja wiem, że dla lekarzy to „rutynowy” zabieg, ale dla mnie nie. Dosłownie myślałam, że umrę.

Pisz skargę. Tak nie powinno się to odbywać. Bardzo mi przykro, że coś takiego was spotkało
 
Dokładnie tak. Jak pisała jedna pani wyżej, myślę nad wizytą u psychiatry, do którego już kiedyś chodziłam. Nie wiem, czy cokolwiek wniesie ta skarga. Nie wiem ile czasu zajmie, żeby stanąć po tym wszystkim na nogi.
Nie po to płacimy składki na służbę zdrowia, żeby w razie czego traktowali nas jak smieci i odmawiali pomocy. Ja wiem, że dla lekarzy to „rutynowy” zabieg, ale dla mnie nie. Dosłownie myślałam, że umrę.
Tak, ja też chodziłam do psychiatry i psychologa na terapię, bardzo dużo pomogły mi sesje, mogłam się wygadać i wypłakać.
A skarga- na końcu zależy jak się czujesz i czy masz siłę.
 
reklama
Obrzydliwe, chamskie i pozbawione człowieczeństwa traktowanie.
Bardzo mi przykro, że przez coś takiego musiałaś przejść. Życzę Tobie, Wam dużo siły i zdrowia!

Jeśli zdecydujesz się na złożenie skargi to zacznijcie już od odmowy przyjęcia do szpitala (z tego co rozumiem, miałaś skierowanie)...
Co za podłość.
Nie oczekuję od lekarzy głaskania po głowie, ale człowieczeństwa już tak.
"Przede wszystkim nie szkodzić"
Brak słów...
 
Do góry