reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Każda z nas wita styczeń z nadzieją i oczekiwaniem. Myślimy o tym, co możemy osiągnąć, co chcemy zmienić, kogo kochamy i za kogo jesteśmy wdzięczne. Ale niektóre z nas mają tylko jedno pragnienie – przetrwać, by nadal być przy swoich bliskich, by nadal być mamą, partnerką, przyjaciółką. Taką osobą jest Iwona. Iwona codziennie walczy o swoje życie. Każda chwila ma dla niej ogromne znaczenie, bo wie, że jej dzieci patrzą na nią z nadzieją, że mama zostanie z nimi. Każda złotówka, każde udostępnienie, każdy gest wsparcia przybliża ją do zwycięstwa. Wejdź na stronę zbiórki, przekaż darowiznę, podziel się informacją. Niech ten Nowy Rok przyniesie szansę na życie. Razem możemy więcej. Razem możemy pomóc. Zrób, co możesz.
reklama

Porody... ach te porody... wielka chwila!!!

reklama
Sara i Sugar jeszcze raz gratuluje, byłyscie naprawdę dzielne, ale najważniejsze jest to że pomimo tylu cierpień dałyście nowe życia piekne i zdrowe.
Za każdym razem czytajac opis porodu, płaczę jak bóbr. Myślę że mężczyźni są pokrzywdzeni że nie mogą tego przezywać tak jak my, pomimo wszystko.
 
To dokładnie jak mój Paweł... mówił, że czuł się jak szczur w klatce... bezradny jak cholera... nic nie mógł pomóc... i to było najgorsze...
 
Hehe, to opisuję swój drogocenny ;-) poród :-)

O 1 w nocy 19go dostałam dziwnego bólu brzucha. Ból był o tyle dziwniejszy, że występował w interwałach co 6 minut. Dołączyła do niego biegunka niebawem. Po epizodach latania do kibla ból się jakoś wytłumił więc postanowiłam pójść profilaktycznie spać. No i tak do 4-5 rano jakoś spałam w miarę. Nad ranem jednak ból powrócił, z tym że jakoś bardziej zaczął wyglądać mi porodowo. No ale patrzę, jakieś to podejrzane, nie boli jakoś tragicznie, a skurcze co 6 minut więc niby często no i tyle już godzin. No dobra, mówię, kiedyś powinien jakiś chyba pęcherz pęknąć czy coś, to mówię mężowi, żeby śmigał do pracy, najwyżej go wywołam. A on na to, że ma dziś 8 rozpraw, o 10 pierwsza, żebym do tej 10tej się namyśliła czy nie chcę do szpitala jechać i może w końcu spakowała jakąś torbę :tak:
To siedzę sobie w domku, skurcze jakby coś częściej... co 3 minuty i coraz bardziej bolą. W końcu mój luby wywołał się sam z pracy, bo stwierdził że co 3 minuty to może jednak pojechać na KTG wypada. To około 9 byliśmy w szpitalu.
Na KTG skurcze jak wół co 3 minuty i power maksymalny, ale lekarz na mnie patrzy i mówi, że coś ja nie wyglądam jakby mnie bolały (teraz wiem już że to prawda, wtedy myślałam że sobie chyba żartuje). Patrzy na fotelu, rzeczywiście, szyjka wystaje na palec, nie spłaszczona, ale coś tam się wykluwa. Popatrzył na mnie i zaprowadził na porodówkę.
No i się zaczęło. Powoli i z namysłem spłaszczała się moja szyjka. Położna mówiła, że musimy się nastawić raczej na długi poród, bo jak ja już te skurcze tyle mam i nie ma postępu to jej się widzi że będzie trwało, ale żeby się nie przejmować tylko. No dobra. Wysłali mnie do wanny z hydromasażem. Wanna sprawiła że skurcze były rzadsze (mniej bólu na jednostkę czasu) ale za to silniejsze - hydromasaż na minimum walił po uszach jak młot pneumatyczny, mało nie wyskoczyłam z wanny ze strachu :-D więc go olałam. Potem KTG - dzidzia super, skurcze są, badanie - szyjka 0,5 cm dalej ma. No to może pokucam. No to chodzę sobie, kucam, mąż za mną chodzi dokoła tego łóżka na porodówce, nuda ogólnie, poszliśmy kucać pod prysznic. Tymczasem dostałam czopek na rozwieranie szyjki. Ból się nasilił, trochę poszła ta szyjka już bardziej od kucania, dotarłam do spłaszczenia.
Ja już od progu porodówki oczywiście na temat ZZO, więc już każdy lekarz mnie widząc wiedział że to ja to zzo, no ale jeszcze rozwarcie. Znowu w przerwach KTG (super wyniki) i znowu pod prysznic. Spędziłam pół porodu pod prysznicem, bardzo mi się podobało tam, super mi redukował bóle do poziomu znośności i w miarę dało się kucać, co polecała położna jako sposób na rozwarcie. Około 15 były te upragnione 3 cm. Przebili mi pęcherz, trochę zielone wody... ale tętno dziecka piękne, ruchy nawet były, więc nie ma zagrożenia. Teraz się powinno przyspieszyć. No to ja cała w nadziei... a tu laska z sali obok wyjeżdża pędem na cesarkę bo spada tętno płodu... zakosili anestezjologa - na godzinę! Ale w sumie nawet jej błogosławiłam i nie miałam za złe, kurcze, biedulka, już prawie przed samym parciem i taki klops. No dobra, to ja dalej pod prysznic. Oni dzwonią na operacyjny kiedy anestezjolog i żeby zadzwonił jak będzie wychodził z bloku i mnie przygotują. Rzeczywiście tak było - zadzwonili, ja wyszłam sobie spod tego prysznica (znosząc pod nim jajo, stękanie było moim drugim ja). Wtedy błyskawicznie, KTG, ciśnienie, wenflon, akcja przygotowania pleców między dwoma skurczami. I między następnymi dwoma pyk igła w kręgosłup i od razu dawka nr 1. Aż byłam w szoku że tak szybko koleś utrafił. No to poszła dawka nr 1 ok, wyszło że umiejscowiona dobrze, więc po 5 minutach dawka uderzeniowa. I... znieczuliło mi pół ciała, lewe pół. No więc z lewej super ulga, nic nie boli, wakacje i w ogóle, a z prawej masakra, zaczyna boleć dół kręgosłupa i znoszę jajo z bólu z jednej strony. Okazało się, że mam wadliwą urodę kręgosłupa i niestety jakieś wady anatomiczne w przestrzeni zewnątrzoponowej. I dupa. No to miałam zzo... Tymczasem rozwarcie 7,8,9 cm. Umieram z bólu i jeszcze leżę bo KTG i akcje badawcze. Robiłam jakieś makabryczne wygibasy, bo jedna strona rozluźniona i nic nie boli, a druga boli jak cholera więc napinam dziwne mięśnie żeby jakoś kość ogonową odciążyć itd itp. A łeb mego synka już wyłazi... tylko jeszcze się musi odkręcić w dobrą stronę żeby wyleźć. No to na boczek. Boczek to wcześniej już przetrenowałam ale było na nim najgorzej. A tu na ten boczek... o matko. No dobra, leżę na boczku i sobie ziajam, ziajam ziajam ziajam, myślę że zaraz zaziajam się na śmierć i już na pewno nie urodzę ;-) a w ogóle to zaraz utracę siły i na pewno nie urodzę. A już w ogóle to co oni mi każą robić to na pewno nie sprawi, że się dziecko urodzi. :-D No dobra, wyziajałam 10 cm i obrót głowy. To już teraz przeć. To pytam jak, to oni że jak chcę. To ja że wcale nie chce i nie wiem jak chcę. No to mi położna pokazała pozycję klasyk (ta taka pod kolana i na siebie nogi, przygięta głowa itp). Ja jakaś niekumata, nie mogłam zakumać tego parcia. Już się całkiem załamałam że nie urodzę, bo nie mogę skumać tego parcia. Ale tak w międzyczasie niekumania oni coś we mnie dłubią w kroczu i dłubią, wydłubali trochę główkę z szyjki. Mąż mówi "o Jezu główka się kręci" - rzeczywiście, wylazło pół głowki i sie kręciło w lewo i w prawo :-D:-D Beka. No to potem hopsa - cała główka - hopsa - reszta ludka :-):-):-) Tak się zafiksowałam tym parciem że nie zakumam, jakbym tam parła chyba ze dwie godziny, a parcie trwało ... 10 minut. Za to słyszał mnie chyba cały szpital :-):-):-) Ale powiem wam, że akurat najbardziej mnie bolało parcie, bo wtedy poczułam kręgosłup, a bóle porodowe miałam tylko z brzucha...
No ale jakoś tam poszło.
Dają mi dziecko na pierś, a ja oczywiście "nie, weźcie je, jakieś brzydkie, nie chcę" Dziecko było kosmiczne, czarno zielona głowa i niebiesko biały tułów... mi się wydawało, że bardziej w kolorach różowawych bywają...
Dziecko poszło się badać, mężuś z nim, a ja sobie rodzę łożysko, rodzę rodzę, rodzę rodzę, pół godziny... w końcu wyszło. Całe, piękne. No i szycie krocza (gdzieś mnie tam nacięli po drodze, mam 4 malutkie szwy). Szybciutko jakoś poszło, znieczulenie miejscowe więc nic już nie bolało.
Po porodzie od razu na salę położniczą, dzidzia do karmienia itd itp...
Fajna była położna, bo przewidziała na 20 poród... i było
Lekarz też odbierał super fajny
A bóle to zapomniałam już jadąc tym łóżkiem na salę położniczą na korytarzu, niesamowite to jest, że sie zapomina tak szybko.
Na sali przynieśli mi super żarcia na zregenerowanie najpierw i słodką herbatkę (wypiłam w nocy chyba z pięć słodkich herbatek, tak mi zasmakowały) i po najedzeniu nakarmiłam dzidzię.
Opieka położnicza ideał, wszystko pokazują, na pierwszą noc się pozbyłam dzidzia, żeby trochę odpocząć, a potem już po pierwszym dniu nie potrzebowałam pomocy bo wszystko sama robiłam bez problemu.
W 3 dobie już normalnie siedziałam, zeszła opuchlizna z krocza i w ogóle super zdrowa. :-):-)
 
Super opis..
szkoda ze Twoj organizm tak zle zareagowal na zzo
ja bym zycie oddala za zzo
a parlam w pozycji klasycznej, na siedzaco, i w milionach odmian kucającej i o dziwo bylo mi najwygodniej w klasycznej
do tej pory zaluje ze nie udalo mi sie uniknac cc

ale teraz po 3tyg wspominam tylko dobre chwile
 
nieistotku u mnie byl moment ze zabilabym za cc :cool2:

kasia suuuper opis! usmialm sie na maksa z moim S czytajac go
dzielna z Ciebie dziewczyna

uciekajacy anestezjolog i kolory dzieciczka rules

co do parcia to ja tez w klasyku
tylko polozna z lekarka ciagle na mnie krzyczaly ze nogi im spycham
dopiero potem sie okazalo ze to dlatego ze mam znieczulenie i nie czuje hehe
przepraszaly ;-)

a o bolu zapomina sie faktycznie jak tylko wyjezdza sie z sali porodowej
 
reklama
Kasia - hehe - troche się uśmiałam czytając niektóre teksty, zwłaszcza ,,weźcie je, jakieś brzydkie, nie chcę" :-D
No i ta lewa strona - musze przyznać,że jestem w szoku:szok:, nawet nie wiedziałam,ze takie coś jest możliwe....

Ogólnie to zuch dziewczyna:-)!!!!

Powiedz jeszcze, czy faktycznie byłas zadowolona z porodu i pobytu w Swissmedzie - czy było warto i czy następny raz też będzie własnie tam? - w końcu to naprawdę kupa kasy, miałaś prawo wymagać naprawdę dużo.:tak:
 
Do góry