hehe super opisy!!!
sa_raa - biedactwo... strasznie sie nameczylas.. ale czemu mialas sie wykrwawic? cos zle zrobili czy takie tetno?
kasia - posikalam sie ze smiechu ;-) rewelacyja babka z ciebie!!!
sugar - dzielna dziewczynka! wyjatkowo dobrze cie rozumiem, bo moj porod bardzo podobnie przebiegal.
wiec prosze:
jak juz pisalam na bb ;-) ok. 6.30 obudzilo mnie silne parcie w dole brzucha, takie okresowe napiecie na maksa. chwile lezalam i patrze co jakis czas skurcz jak na @. po jakiejs 0,5h wstalam w koncu, mowie - "to chyba to, wylacz budzik, bo na zadne zajecia dzis chyba nie pojdziesz" do mojego mezusia, a on otworzyl jedno oko i mowi "ok" i dalej w kime
![szok :szok: :szok:](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/shocked.gif)
ja w szoku, ze takie ma nerwy! (okazalo sie ze w ogole nie skumal, o co chodzi ;-) )
poszlam sie wykompciac, umylam sie i wypachnilam, uogolilam i w ogole cud miod. zjadlam co nieco, kawka i z usmiechem obudzilam mezusia. w miedzyczasie mierzylam skurcze - przez jakies 1,5h byly regularne w granicach 4,5-5min. i coraz silniejsze. poczulam straszne "podniecenie", normalnie jakbym miala na konkurs jakis jechac ;-) hehe.
mezus w ogole na czilu, kapiel i sniadanie zajely mu jakas 1h! a ja juz na stresie, ze nie zdazymy (gupia bylam..).
w koncu o 10.30 bylismy w szpitalu. na izbie przyjec wnerwily mnie lekarka i polozna, bo powiedzialy, ze nie widac po mnie skurczy (a mnie juz ostro napieprzalo i tez, jak kasia_z, z poczatku myslalam, ze zartuje!). rozwarcie na 1 i nic poza tym. zdecydowaly, ze najpierw na patologie, bo porodowka zajeta i w ogole jeszcze troche poczekam.
na patologii byla Roni i ogolnie humor mi dopisywal jak nie wiem, zrobili mi ktg - polozna sie ucieszyla i mowi "jak tak dalej pojdzie ladnie, to do polnocy powinno byc po wszystkim!"
ja w szoku - jak to, tyle godzin!!! myslalam, ze do 16 zobacze mojego ptysia!
moj mezus kochany karmil mnie obiadkiem, latal po rozne moje kaprysy i nawet zabral mnie na deser do restauracji (szpitalnej, hehe) ;-) i sobie popijalam kawke i wcinalam galaretki z owocami w slicznym szlafroczku i w lapciach, a mezus z dygopisem zapisywal skurczyki (co sie nagle rozregulowaly, od 3- 7min).
potem znowu na patologie i lewatywka - przysiegam, chyba najgorsza rzecz w ciagu calego porodu... myslalam, ze mnie rozerwie, kilka razy... tak totalnie opadlam z sil, ze nie moglam wstac z kibla.. wylam normalnie na tym kiblu..! wyszlam spocona jak mysz i ogolnie dopiero poczulam, ze nie bedzie tak fajnie ;-)
po lewatywce i pierwszym masazu szyjki rozwarcie na 2 palce. Po kolejnej godzinie (byla juz jakos 15) w koncu wymasowali mi 3 palce i zawiezli na porodowke. skurcze bolesne w ch... i nieregularne - dalej od 3-7 min. kazali skakac na pilce pod prysznicem i tak sobie skakalam, a jak byl skurcz - spiewalam na caly glos (hehe) ;-)
aha, mialam krzyzowe skurcze caly czas...
zaczelismy z mezusiem czytac (znaczy, on mi czytal) "Dziecko dla poczatkujacych" Talkow i tak sobie urozmaicalismy czas, wyjac ze smiechu...
pozniej ktg (norma), masaz szyjki i cisza.... skurcze stawaly sie tak masakryczne, ze wylam z bolu. byly coraz czestsze, dluzsze i silniejsze, ale dalej nieregularne bardzo.. blagalam o zzo, ale nie chcieli o tym slyszec, dopoki sie nie ureguluje akcja... a tu nic... bylo nawet tak, ze mialam kiilka skurczy w takiej sekwencji: 1min-2min-1min-2min-4min-1min-2min itp.. i nic... rozwarcie dalej na 3 do 4 (co to znaczy!?) i nic sie nie zmienia...
po jakiejs 18 mialam juz tak totalnie dosc, ze ryczalam na lzy, normalnie histeria.. ale sie uspokoilam i dalej czytalismy sobie ksiazke, wyjac ze smiechu i z bolu na przemian ;-)
w koncu o 19 podlaczyli mi oksy. najpierw dawka 4 i co parenascie minut zwiekszali - do 9ml. masakra... bolalo tak strasznie, ze myslalam, ze umre.. i strasznie czesto... nie moglam juz nawet chodzic, zeby jakos sie pobujac i ulzyc, tylko musialam lezec, bo przy oksy trzeba caly czas ktg... i wylam, wylam, wylam az sobie wywylam zzo. ale dopiero po jakims 7 masazu szyjki, kiedy rozwarcie bylo na 7-8 palcow... dostalam je ok. 21.30 i mowie wam, bylam zla... poczulam wielka ulge, ale i tak bolalo.. najgorsze, ze po godzinie bole powrocily ze zdwojona sila, a anestezjolog akurat robil cesarke!!!!!
przebili mi pecherz i dalej nic sie nie zmienialo. czekalam w tych bolach znowu na niego jakas grubsza godzine.. znowu strasznie ryczalam i myslalam, ze nigdy nie urodze.. najsmieszniejsze, ze skurcze miialam caly czas nieregularne, dziwne, krotkie i dlugie, silne i slabsze... od 1-7min... masakra. zaczal mnie strasznie napier... krzyz - tak, ze myslalam, ze go szybciej urodze niz Filipka.
w koncu znowu wywylam anestezjologa i wyblagalam u niego wieksza dawke zzo, bo mowie, ze normalnie wszystko czuje i zadnej ulgi!
i dal mi taka dawke, ze faktycznie nagle przestalam czuc cokolwiek ;-) a tu znowu lekarz mi wymasowal 9cm! i mowil, ze gloweczka pieknie idzie, tylko sie caly czas cofa jeszcze... ale przy ktoryms tam skurczu kazal mi sie schylic i poczulam glowke maluszka... szok... oczywiscie w ryk ;-) ze szczescia... wtedy sie znowu zmobilizowalam :-)
czekalismy, az pojawia sie parte skurcze, ale ja ich w ogole nie czulam. i jak nadeszly, to tylko lekarz i polozna mowili, kiedy przec. ja taka niekumata bylam jak kasia - w ogole nie umialam! gdybym mogla siedziec, to co innego, ale na pollezaco nie umialam! no cos strasznego, mialam wrazenie, ze pekne cala (na drugi dzien klatka piersiowa bolala mnie jak ch ;-) ). no ale gloweczka w koncu wyszla (szla poprzecznie, jak sie okazalo) i to mi dodalo takiej sily, ze poszlo szybciutko. co prawda lekarz musial wycisnac ze mnie Fifolka, bo nie dawalam sama rady go wyprzec... ale w koncu wyskoczyl jak z armaty!!! nie wiedzialam, ze to tak wyglada! i chlusnelo - na polozna ;-)
maly byl owiniety pepowina i siny, ale zaraz doszedl do siebie.
pierwsza rzecza, jaka zrobil Filipek, bylo osiusianie poloznej ;-) hehe... szybciutko sie nauczyl drzec :-)
polozyli mi go na brzuszku, pod koszulka, miedzy piersiami... strasznie plakalam... nie moglam sie uspokoic :-) calowalam go i wylam ;-) w tym czasie urodzilam lozysko (nie wiem, kiedy, ale widzialam ;-) ) i zszyli...
mezus tez plakal, robil fotki...
potem zaraz karmilam, malenki przyssal sie do cycusia normalnie jak tylko go poczul! i tak sie wessal, ze wszyscy byli w szoku :-) jakby mial juz kilka dni ;-) urodzil sie z takim babelkiem na usteczkach, czyli duzo musial kciuka ssac w brzuszku :-)
mezus zachwycony, byl ze mna jeszcze godzinke. wszyscy, caly personel gratulowali nam slicznego i zdrowego synka, lekarze jeszcze przychodzili sprawdzac, czy wsio ok i polozna tez. w koncu zawiezli mnie na sale - do Roni, tak jak chcialam :-)
ogolnie czulam sie strasznie slabo, myslalam, ze odjade, ale nie moglam zasnac - az do 7 rano. wtedy pierwszy raz zasnelismy i ja, i moj synus... bylam tak szczesliwa i nie moglam uwierzyc, ze urodzilam... niesamowite...
i czulam taka dume - z siebie tez, bo ja naprawde jestem cienki bolek na bol, planowalam zzo, jak tylko zacznie bolec mocniej niz przy okresie, a musialam wytrzymac bez niego strasznie dlugo - i jakos wytrzymalam, nie odjechalam i ani razu nie myslalam o cc. najbardziej sie balam, ze bedzie proznociag, bo nie czulam tych partych i nie umialam przec bez tego... ale jakos sie udalo i to nawet szybko, bo II faza trwala tylko 50min.
w ogole polozna nie mogla sie nadziwic, ze ja miedzy skurczami tyle sie smieje (to przez ta ksiazke, jest zajebista!!! polecam!), mimo wyraznych boli...
i powiem wam, ze nie pamietalam tych boli, jak tylko sie skonczyly ;-) szok!
zzo dosc dlugo sie utrzymywalo, krocze zaczelo mnie bolec dopiero kolo poludnia nastepnego dnia (ale boli masakrycznie do dzisiaj, niestety).
w ogole - rewelacja, szpital niesamowity, personel - niebianski! kazy lekarz, kazda polozna, kazda salowa... co chwile przychodzili pytac, czy wsio ok, jak maly dlugo wrzeszczal i nie wiedzialam, czemu, to tez pomagala, dawali wszystko na zyczenie - czopki przeciwbolowe, oklady, wode, inne...
do dzisiaj jeszcze troche mi slabo, ponoc mialam bardzo duzy ubytek krwi. ale najbardziej dolegaja mi szwy - no normalnie nie wiem, czemu, ale mam tam taki bol, ze ani siedziec, ani lezec. ewentualnie chodzic. i wszystko uwiera, mimo smarowania wazelinka wkladek...
dobra, tyle ;-) ide powiesic pranie ;-)
maly juz spi 3-cia godzine, z malutka przerwa na karmionko ;-) kochany i grzeczniutki...