mailuj
Fanka BB :)
No teraz ja ;-) Mój poród był niezwykle nudny. Przprowadziliśmy się do domu, mieszkaliśmy na strychu bo na podłodze, na parterze, był był tylko beton. W sobotę wieczorem zobaczyłam, że wylatuje mi jakiś śluz krwią czyli czop. Ucieszyłam się bo wiedziałam, że poród już blisko :-) Jak pamietacie miałam ciągle schizę z ruchami, których nie czułam i miałam dość.W niedzielę, jak zobaczyłam, że jest go więcej to powiedziałam Czarkowi, ze dzisiaj już na pewno urodzę. A on na to, ze skoro ma iśc do szpitala to musi sobie kupić nowe spodenki, bo stare zniszczone przez remont;-) Logiki w tym zero ale zapakowaliśmy torby i pojechaliśmy na giełdę. To w naszym mieście miejsce, gdzie można kupić mydło i powidło. Czarek kupił prawie plastikowe spodenki od chińczyka, spotkaliśmy znajomych którym powiedzieliśmy, ze zaraz rodzimy i wogóle tak jakoś na luzie wszystko;-) Jak wychodziliśmy z giełdy była taka buda z hamburgerami i mówiłam Czarkowi zjedz bo będziesz żałować A on powoli przejmował się rolą i nie zrobił tego. Póżniej ciągle mówił, ze jest głodny.Ja profilaktycznie od rana nic nie jadłam bo przecież miałam rodzić. Na izbie przyjęć lekarz nawet mnie nie zbadał tylko przyjął na oddział. Zdziwił się jak powiedziałam, ze wraz z moim lekarzem nastawiamy się na poród naturalny.Znależliśmy się na porodówce rodzinnej. Powoli widziałam jak Czarek wymiękał;-) Czekamy na wizytę lekarza, nabijamy się, ja pod ktg. Wchodzi lekarz i mówi cześc Cezar ;-) Kolega mojego męża. nie wiedziałam się czy śmiać się czy płakać, ale zawsze to dobra dusza blisko. Rozwarcia na palec, skurczy brak. Lekarz złożył jednak obietnicę, ze dziś dzidzial będzie. Ja proszę by pozwolili mi spróbować rodzić naturalnie pomimo ułożenia pośladkowego. Lekarz mówi, że za godzinę dostanę oxy i zaczynamy :-) Niestety przyszedł po pewnym czasie i powiedział, że jest młodym lekarzem i musi słuchać tych bardziej doświadczonych. A lekarz z patologii powiedział, że z taką nadwagą, z padaczką i pośladkami to tylko cesarka. Termin - za godzinę. Szybkie golenie, mierzenie, prysznic , najgorsze cewnikowanie....... i na salę. Ten sam koleś z izby przyjęc mówi, że jednak zmieniłam zdanie z głupim uśmieszkiem. Ja na to, ze przychodząć do szpitala staram się słuchać mądrzejszych od siebie , ale jak on nie jest mądrzejszy to mogę zmienić decyzję;-) Taka wredna byłam. Było trzech lekarzy. Znieczulenie szybkie w kręgosłup i słyszę uważaj bo nóżkę urwiesz ;-( No ale nic nie urwali. Krzynia wyjęli po 4 godzinach od wejścia do szpitala.Godzina 16,25 Ważył 4320 , miał 57cm. A nie jak lekarze zapewniali mnie max 3600-3800;-) Jednak pośladkowo bym nie dała rady.
Lekarka pokazała mi go w przelocie bo wody zielone. Pielęgniarka aneztezjologiczna powiedziała - Jaki podobny do mamy ;-) Położna - Taki sam jak tata- Czarek stał przed salą i czekał , przez co widział prawie cały poród, który odbywał sie w otwartej w windzie. Bo taki dzień z mega ilościa porodów sie zaczął i brakowało miejsc. Ale naprawdę ulżyło mu jak usłyszał, że cesarka. Dopiero zobaczyłam ile go kosztowała ta obecnośc w szpitalu.
Na pooperacyjnej uprosiłam położną żeby mi go o 20 przyniosła. I tak leżałam z nim, niemogąc ruszać głową po znieczuleniu i mówiłam mu jaki piękny jest ten świat i jakich dobrych ludzi spotka na swojej drodze. Przystawiłam go do piersi i ssał jak szalony :-) TYlko siary chyba brakowało.
O 23 ledwo wstałam, a że kręciło mi się w głowie, położna ( jedna na 12 położnic) zawiozła mnie pod prysznic, a Krzysia do mojej jedynki. Ledwo się umyłam. Jedna dodatkowe kilogramy bardzo przeszkadzały:-( Przed 24 zajęłam się dzieckiem i nie oddałam go nawet na moment. Przewijałam go i wciąz karmiałam Spałam z 2 h na dobę. Z łóżka schodziłam 20 minut, więc póżniej stwierdziałam, że po co się kłaść i siedziałam na fotelu. Mały spadał na na wadze, mleka nie było. Lekarki pokazywały tabelki, i straszyły że nie widzę jak odwadniam swoje dziecko. Dokarmiliśmy go sondą mm 2 razy- do sutka przykładałam rurkę. Ssał i wypijał mleczko. Na trzeci dzień żygająca , z potworna migreną i początkiem baby blues wypisali mnie do domu. Podłóg nadal nie było więc mama nas zaadoptowała nas 10 dni. Mały był na cycu 20 godzin dziennie. On dzielnie ssał, ja dzielnie go dostawiałam. Mleko jest do dziś. Ale się rospisałam. Widze że skupiłam się na faktach. Chyba nie umiem opisać szczęścia jakie czułam gdy go przytuliłam. Czuję to po dziś dzień. Szczególnie gdy rano uśmiecha się mega banaem na mój widok:-) A Czrek jak go zobaczył po wyjeździe z sali operacyjnej powiedział - Dobrze, że stałem tam cały czas bo jak zobaczyłem dużego chłopaka, z wielkimi oczyma to myślałem, że to jakies miesięczne, cudze dziecko.
Lekarka pokazała mi go w przelocie bo wody zielone. Pielęgniarka aneztezjologiczna powiedziała - Jaki podobny do mamy ;-) Położna - Taki sam jak tata- Czarek stał przed salą i czekał , przez co widział prawie cały poród, który odbywał sie w otwartej w windzie. Bo taki dzień z mega ilościa porodów sie zaczął i brakowało miejsc. Ale naprawdę ulżyło mu jak usłyszał, że cesarka. Dopiero zobaczyłam ile go kosztowała ta obecnośc w szpitalu.
Na pooperacyjnej uprosiłam położną żeby mi go o 20 przyniosła. I tak leżałam z nim, niemogąc ruszać głową po znieczuleniu i mówiłam mu jaki piękny jest ten świat i jakich dobrych ludzi spotka na swojej drodze. Przystawiłam go do piersi i ssał jak szalony :-) TYlko siary chyba brakowało.
O 23 ledwo wstałam, a że kręciło mi się w głowie, położna ( jedna na 12 położnic) zawiozła mnie pod prysznic, a Krzysia do mojej jedynki. Ledwo się umyłam. Jedna dodatkowe kilogramy bardzo przeszkadzały:-( Przed 24 zajęłam się dzieckiem i nie oddałam go nawet na moment. Przewijałam go i wciąz karmiałam Spałam z 2 h na dobę. Z łóżka schodziłam 20 minut, więc póżniej stwierdziałam, że po co się kłaść i siedziałam na fotelu. Mały spadał na na wadze, mleka nie było. Lekarki pokazywały tabelki, i straszyły że nie widzę jak odwadniam swoje dziecko. Dokarmiliśmy go sondą mm 2 razy- do sutka przykładałam rurkę. Ssał i wypijał mleczko. Na trzeci dzień żygająca , z potworna migreną i początkiem baby blues wypisali mnie do domu. Podłóg nadal nie było więc mama nas zaadoptowała nas 10 dni. Mały był na cycu 20 godzin dziennie. On dzielnie ssał, ja dzielnie go dostawiałam. Mleko jest do dziś. Ale się rospisałam. Widze że skupiłam się na faktach. Chyba nie umiem opisać szczęścia jakie czułam gdy go przytuliłam. Czuję to po dziś dzień. Szczególnie gdy rano uśmiecha się mega banaem na mój widok:-) A Czrek jak go zobaczył po wyjeździe z sali operacyjnej powiedział - Dobrze, że stałem tam cały czas bo jak zobaczyłem dużego chłopaka, z wielkimi oczyma to myślałem, że to jakies miesięczne, cudze dziecko.
Ostatnia edycja: