reklama
No dobra:-)
Tydzień po terminie położył mnie mój gin na oddział. Chciał od razu w terminie,ale prosiłam ze mam blisko i ze codzień bede na ktg przyjeżdzać wiec sie zgodził. Ale jak po tygodniu zobaczył mnie zadowolona jak wchodzę z mezem na ktg cofnął mnie i kazał smigać po torbe i przyjąć sie na oddział. I tak to był poniedziałek położyli mnie, a we wtorek pakowanie, na porodówkę bo zdecydował wziąc mnie na kroplówki. Lezałam ze 2 godz , skurcze lekki zero rozwarcia ,zadecydowali ze wracam na oddzial. w czwartek znow pakowałam manaty i szłam na porodówkę . wrociłam z kwitkiem, a tak bardzo chcialam juz rodzić .Moj gin był wtedy ordynatorem i czesto wyjeżdzał na jakies sympozjum itd no i w piatek powiedzial mi ze wyjezdza i wraca dopieo w poniedzialek ale ze zostawia mnie pod dobrą opieką....W niedziele leze pod ktg gadam z mezem a tu alarm sie wlaczyl wpadly dwie przerazone polozne ze z tetnem diecka cos zle ! Ja w panice maz tez a doktorek zebym nic na wszelki wypadek nie jadla . polozne byly zszokowane jego postawą !!! ze powinnam od razu byc cieta. wieczorem maz powiedzial ze nie odjedzie do domu poki nie zobaczy na ktg ze wszysko ok lekarz sie zgodzil ale tetno tak skakało. wiec i tu dialog dnia- Maz panie doktorze i co teraz? a dr -kto jest lekarzem prowadzacym ?maz dr.... a ten - to zapytajcie jego, ja wiem ale nie powiem!!!!!!! i wyszedl z sali, znajoma polozna nie zostawila na nim sluchej nitki. Ja wylam całą noc maz powiedzial ze rano bedzie gadał z naszym prowadzącym . No ale zanim maz przyjechał moj gin przyszedl do mnie na sale . wzial mnie na badanie i mowi ze bedzie bolalo bo chce naruszyc , a ja na "samolocie" opowiedzialam historie z poprzedniego dnia, ten zawolal moja teczke od poloznej , przeczytal , wsciekl sie i w biegu kazal szykowac mnie do cc!!! przygotowali mnie (lewatywa, cewnik) i lezalam na porodowce podpieta pod ktg gin co chwile u mnie byl jak sie czuje i ze nie jego wina trzeba czekac na anestazjologa . lezalam tak na lewym boku długi czas i czekałam, ktoryms razem gin przyszedl pogadac i powiedziec ze zaraz zaczynamy ze operacja sie konczy i zaraz bedzie anestazjolog i juz wychodzil z sali ja lezalam i slyszalam jego kroki bo mial takie chodaki i nagle w progu , nie slysze tych chodakow.... wiec sie odwracam a on stoi i slucha i bieg do mnie ! wychodząc uszłyszał brak tetna na ktg.... wolal polozne nie znalezli tetna panika jak niewiem ja becze oni w biegu mnie na wozek rzucili i na sale. Dostałam zastrzyk znieczulajacy kregosłup ale nie czekali az dobrze zadziala i dali mi znieczulenie przez co troche czulam igle w kręgosłupie. jak "grzebali" mi w brzuchu czułam jak mi wnętrzności ruszają takie głupie uczucie ze podnoszą wszystko do gory krzyknelam i dali mi glupiego jasia .... nie wiedzialam co sie ze mna dzieje, tragedia pokazali mi malego a ja jak na obce dziecko spojrzalam sie io odwrocilam jak mnie szyli zaczelo mnie puszczac . Pytam co z dzieckiem moj gin usmiechnął sie i mowi Anka! no kilka razy Ci mowie chłop jak dąb, zdrowy wielki 4700 zszyli, umyli i przewiezli na sale. Tam juz czekali rodzice i mąz ,zaraz dostałam syna do karmienia A potem juz jakos dochodzilam do siebie. nataniel urodzil sie 20.10.2008 w poniedzialek o 12.40, do domu wyszlismy 26.10. w niedziele
Tydzień po terminie położył mnie mój gin na oddział. Chciał od razu w terminie,ale prosiłam ze mam blisko i ze codzień bede na ktg przyjeżdzać wiec sie zgodził. Ale jak po tygodniu zobaczył mnie zadowolona jak wchodzę z mezem na ktg cofnął mnie i kazał smigać po torbe i przyjąć sie na oddział. I tak to był poniedziałek położyli mnie, a we wtorek pakowanie, na porodówkę bo zdecydował wziąc mnie na kroplówki. Lezałam ze 2 godz , skurcze lekki zero rozwarcia ,zadecydowali ze wracam na oddzial. w czwartek znow pakowałam manaty i szłam na porodówkę . wrociłam z kwitkiem, a tak bardzo chcialam juz rodzić .Moj gin był wtedy ordynatorem i czesto wyjeżdzał na jakies sympozjum itd no i w piatek powiedzial mi ze wyjezdza i wraca dopieo w poniedzialek ale ze zostawia mnie pod dobrą opieką....W niedziele leze pod ktg gadam z mezem a tu alarm sie wlaczyl wpadly dwie przerazone polozne ze z tetnem diecka cos zle ! Ja w panice maz tez a doktorek zebym nic na wszelki wypadek nie jadla . polozne byly zszokowane jego postawą !!! ze powinnam od razu byc cieta. wieczorem maz powiedzial ze nie odjedzie do domu poki nie zobaczy na ktg ze wszysko ok lekarz sie zgodzil ale tetno tak skakało. wiec i tu dialog dnia- Maz panie doktorze i co teraz? a dr -kto jest lekarzem prowadzacym ?maz dr.... a ten - to zapytajcie jego, ja wiem ale nie powiem!!!!!!! i wyszedl z sali, znajoma polozna nie zostawila na nim sluchej nitki. Ja wylam całą noc maz powiedzial ze rano bedzie gadał z naszym prowadzącym . No ale zanim maz przyjechał moj gin przyszedl do mnie na sale . wzial mnie na badanie i mowi ze bedzie bolalo bo chce naruszyc , a ja na "samolocie" opowiedzialam historie z poprzedniego dnia, ten zawolal moja teczke od poloznej , przeczytal , wsciekl sie i w biegu kazal szykowac mnie do cc!!! przygotowali mnie (lewatywa, cewnik) i lezalam na porodowce podpieta pod ktg gin co chwile u mnie byl jak sie czuje i ze nie jego wina trzeba czekac na anestazjologa . lezalam tak na lewym boku długi czas i czekałam, ktoryms razem gin przyszedl pogadac i powiedziec ze zaraz zaczynamy ze operacja sie konczy i zaraz bedzie anestazjolog i juz wychodzil z sali ja lezalam i slyszalam jego kroki bo mial takie chodaki i nagle w progu , nie slysze tych chodakow.... wiec sie odwracam a on stoi i slucha i bieg do mnie ! wychodząc uszłyszał brak tetna na ktg.... wolal polozne nie znalezli tetna panika jak niewiem ja becze oni w biegu mnie na wozek rzucili i na sale. Dostałam zastrzyk znieczulajacy kregosłup ale nie czekali az dobrze zadziala i dali mi znieczulenie przez co troche czulam igle w kręgosłupie. jak "grzebali" mi w brzuchu czułam jak mi wnętrzności ruszają takie głupie uczucie ze podnoszą wszystko do gory krzyknelam i dali mi glupiego jasia .... nie wiedzialam co sie ze mna dzieje, tragedia pokazali mi malego a ja jak na obce dziecko spojrzalam sie io odwrocilam jak mnie szyli zaczelo mnie puszczac . Pytam co z dzieckiem moj gin usmiechnął sie i mowi Anka! no kilka razy Ci mowie chłop jak dąb, zdrowy wielki 4700 zszyli, umyli i przewiezli na sale. Tam juz czekali rodzice i mąz ,zaraz dostałam syna do karmienia A potem juz jakos dochodzilam do siebie. nataniel urodzil sie 20.10.2008 w poniedzialek o 12.40, do domu wyszlismy 26.10. w niedziele
Ostatnia edycja:
diablica3010
mama na cały etat
no blanka szok...ja tak nie chce....wiem wiem wyboru nie miałaś ale ja tak nie chce...to kompletny hard core nie dosć że cc to jeszcze w jakim stylu....współczuję sposobu ale i tak byś cc nie unikneła przy takiej wadze chłopaczka....za to efekt cudny co nie?
Akuku
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 19 Luty 2009
- Postów
- 11 053
Porod Alexa 15.07.2008
W szpitalu bylam tydzien przed porodem bo mialam skurcze przepowiadajace i to co 5 minut. Brzuch sie napinal, po za tym przewrocilm sie i chcialam sprawdzic czy wszytsko ok z dzidziusiemBabka sprawdzila, z dzidzia ok, skurcze mialam ale nie duze, rozwarcie 2 cm,wyslali mnie do domu. Przez tydzien nic wszystko sie zastopowalo,a juz chcialam urodzic cizko mi bylo, po 10 razy na noc wstawalam do kibelka na 3 kropelki a bylo to tak ze jak sie kladlam do lozka to synek kopal skakal i nie moglam zasnac przez jakies 2-3 godz(bawilam sie z nim) jak juz zasnal to ja szlam siusiu i jak wracalam to znow sie budzil i taka karuzeleCodzinnie wywolywalam porod na wszystkie chyba sposoby przez jakies 2-3 tyg przed terminem mylam okna sprzatalam,codziennie kapiele w goracej wodzi, bzykanko, nic nie daloWiec pewnego dnia jak codzien wlazlam do wody z goraca woda (2 dni po terminei)i tak sobie pomyslalam ze powinnam sie ogolic do porodu bo nie wiadomo kiedy sie zacznie(czemu wczesniej tego nie zrobilam??skoro tak strasznie chcialam urodzic??nie wiem ) wiec prosze meza zeby mi pomogl. a on: nieee ja sie boje , wiec wzilam zylete i ciach rach i wygladalam jak szchownica(czarnoo biala) bo jak spojazalam w lusteko to widze tam na lyso tam nie do koncaPo kapieli wyszlam jak polska bailo czerwona(tylko brzuch bialy bo nie miescil sie pod woda ) wysmarowana i zmeczona polozylam sie do lozka. Jak zwykle zaczela sie zabawa z dzidzia(on raczke nad gloewke wkladal i mialam wrazenie ze zaraz ja wystawi, czulam jego paluszki) wiec tak glaskalam brzuszek on kopal, a tu slysze takie phh i mowie kurzce reke dziecku zlamalam czy co?? wstaje a tu chlust wody mi odeszly??ide do lazienki no i chyba tak...mysle sobie a to dobry moment(moj M byl bardzo zemczony akurat tego dnia barzdo ciezko pracowal i spal jak aniolek) Wiec mowie do niego kochanie chyba mi wody odeszly. Jak to Ci wody odeszly- wstal zszokowany i nie wiedzial co ma zrobic, a ja mowie no cieknie ze mnie-az sie trzeslam...A on mowi chcesz wody, wody??przyniosl pilota i mowi pij nie wiem czemu w szoku byl. Ja mowie skurczy nie czuje. ALe dobra dzwonie do szpitala(mieszkam w UK) i mowie ze mysle ze porod sie zaczyna bo wody mi odeszly- bylo to ok.23. babka odpowiedziala ze jak nie mam skurczy to mam sie polozyc spac i przyjechac jutro rano(wez tu spij)a jak beda skurcze to zadzwonic i przyjechac. ja mowie ok. Posiedzialam chwile maz sie polozyl a ja mowie ze skurcze mam co 5 minut i to calkiem odczuwalne, ale ze smiechem je bralam wiec dzwonie ze zaraz bedziemy. Ubralismy sie wzielam 3 torby i zabralam sie do szpitala, zapomnialam dokumentow wiec zawrocilismy, skurcze coraz mocniejsze. Ok 00.00 bylismy w szpitalu babka zaprowadza mnie do sali w ktorej bede rodzic(sala jedno oosobowa) chcialam rodzic w wannie byla do dyspozycji za darmo ale dziecko niby gubilo tetno a on sie przesuwal i kopal. Wiec ja siedze a ona mi zadaje pytania, jak sie czulam w ciazy? kiedy mialam to, kiedy tamto... ja mowie grzecznie czy moge polozyc sie na lozku??ok Wiec sobie leze.Podlaczyli mnie do ktg i tak leze sprawdzila rozwarcie i mowi ze jest 4 cm (u nas w szpitalu norma jest ze sprawdzaja co 4 godz. juz skurcze coraz mocniejsze. Dostalam gas ktory pomagal przy poczatkowych skurczak pozniej juz nie(ale jak pierwszy raz wzielam to tak jakbym sie nacpala- i mowie do M, ale mi doooobrzeeee )i jak polozna wyszla to on sprubowal Pozniej juz mnie tak bolalo ze odtalam zastrzyk z morfina i tez przez jakis czas bylo mi dobrze zasypialam miedzy skrczami . Ok godz. 4.00 sprawdzala znowu rozwarcie i mowi 6 cm( a ja co to ja sie tak mecze a tu tylko 2 cm??- mowie ok jeszce tyyylkooo 4cm ) po ok 4 .30 dostalam skurczy partych(moiwie do babeczki czy maja cos mocniejszego bo morfina przestala dzialac, a ona mowi ze tylko moze mi dac w kregoslup, ale ja sie jej zapytalam czy da mi gwarancje ze bedzie ze mna wszytsko ok, powiedziala ze nie i nie wzielam. Wiec krzycze ze mam juz parte!!! a ona mowi ze jeszce nie moge bo mam za male rozwarcie(i mowi ze o 8 sprawdz- bo co 4 godz) ja mowie ze do 8 to umre bo nei wytrzymam trzymac o 5. 30 jak juz powiedzialam ze rooodze(wbijalam sobie pazury w nogi- nie chcialam meza krzywdzic) to ona mi rozwarcie sprawdzila i mowi ze jest 10 cm ze moge przec- 6 minut pozniej, czyli o 5.36synek byl na swiecie.troszke mnie rozerwalo. Od razu po porodzie dali mi synka na brzuszek (tutaj jest tak skin to skin)odrazu po porodzie i tylko okrywaly go cieplutkimi reczniczkami. Nie wzieli go odrazu odemnie na wage i do mycia. Chyba z godz lezal u mnie na brzuszku( w tym czasi urodzilam lozysko, potem bardzo dokladnie tlumaczyli mi co beda robic. Najpierw powiedziala ze mnie ukluje bo trzeba mnie zaszyc, dala znieczulenie, pozniej pytali sie czy cos czuje, nic nie czulam i ladnie, szybko i sprawnie mnie zaszyli. Wzieli synka na wage Mial 3,400 i 52 cm.zdrowiutki ale odjeli mu jeden punkt bo mial sina jedna raczke(jakis ucisk w czasie porodu) Potem moj maz zajal sie malenstwem a ja poszlam sie umyc. aaa zapomnialam dodac ze ledwo dali mi synka na brzuszek a ja juz zadalam pytanie czy moge isc do domu dzis czy musze czekac do jutra, wszyscy sie zaczeli smiac i mam to nagrane na kamerce teraz sama sie z tego smieje . A jak moj synus skomlal jak sie urodzil (wcale nie plakal) tak patrzyl mi w oczy. Porod mi sie zawsze wydawal czyms strasznym i nastawilam sie na duzo ciezszy, dla mnie nie byl taki ciezki i mowilam ze moglabym urodzic jeszce raz. Mialam problemy z karmieniem malego strasznie mnie piersi bolaly az sie pocilam i cala spinalam przy karminieu, ale poradzilam sobie. Po za tym z synkeim ni bylo zadnych problemow, ladnie spal i nie plakal ani razu przez 2 miesiace pierwszy raz sie rozplakal jak zamiast myc go pod bierzaca woda z prysznica wsadzilismy go do wanienki i jak wychodzil to sie rozplakal bo gdzie gilgotki prysznicem?? Rozdarl sie jakbym mu jesc nie dala hehetroche wybieglam ponad temat przerpraszam.hehe
W szpitalu bylam tydzien przed porodem bo mialam skurcze przepowiadajace i to co 5 minut. Brzuch sie napinal, po za tym przewrocilm sie i chcialam sprawdzic czy wszytsko ok z dzidziusiemBabka sprawdzila, z dzidzia ok, skurcze mialam ale nie duze, rozwarcie 2 cm,wyslali mnie do domu. Przez tydzien nic wszystko sie zastopowalo,a juz chcialam urodzic cizko mi bylo, po 10 razy na noc wstawalam do kibelka na 3 kropelki a bylo to tak ze jak sie kladlam do lozka to synek kopal skakal i nie moglam zasnac przez jakies 2-3 godz(bawilam sie z nim) jak juz zasnal to ja szlam siusiu i jak wracalam to znow sie budzil i taka karuzeleCodzinnie wywolywalam porod na wszystkie chyba sposoby przez jakies 2-3 tyg przed terminem mylam okna sprzatalam,codziennie kapiele w goracej wodzi, bzykanko, nic nie daloWiec pewnego dnia jak codzien wlazlam do wody z goraca woda (2 dni po terminei)i tak sobie pomyslalam ze powinnam sie ogolic do porodu bo nie wiadomo kiedy sie zacznie(czemu wczesniej tego nie zrobilam??skoro tak strasznie chcialam urodzic??nie wiem ) wiec prosze meza zeby mi pomogl. a on: nieee ja sie boje , wiec wzilam zylete i ciach rach i wygladalam jak szchownica(czarnoo biala) bo jak spojazalam w lusteko to widze tam na lyso tam nie do koncaPo kapieli wyszlam jak polska bailo czerwona(tylko brzuch bialy bo nie miescil sie pod woda ) wysmarowana i zmeczona polozylam sie do lozka. Jak zwykle zaczela sie zabawa z dzidzia(on raczke nad gloewke wkladal i mialam wrazenie ze zaraz ja wystawi, czulam jego paluszki) wiec tak glaskalam brzuszek on kopal, a tu slysze takie phh i mowie kurzce reke dziecku zlamalam czy co?? wstaje a tu chlust wody mi odeszly??ide do lazienki no i chyba tak...mysle sobie a to dobry moment(moj M byl bardzo zemczony akurat tego dnia barzdo ciezko pracowal i spal jak aniolek) Wiec mowie do niego kochanie chyba mi wody odeszly. Jak to Ci wody odeszly- wstal zszokowany i nie wiedzial co ma zrobic, a ja mowie no cieknie ze mnie-az sie trzeslam...A on mowi chcesz wody, wody??przyniosl pilota i mowi pij nie wiem czemu w szoku byl. Ja mowie skurczy nie czuje. ALe dobra dzwonie do szpitala(mieszkam w UK) i mowie ze mysle ze porod sie zaczyna bo wody mi odeszly- bylo to ok.23. babka odpowiedziala ze jak nie mam skurczy to mam sie polozyc spac i przyjechac jutro rano(wez tu spij)a jak beda skurcze to zadzwonic i przyjechac. ja mowie ok. Posiedzialam chwile maz sie polozyl a ja mowie ze skurcze mam co 5 minut i to calkiem odczuwalne, ale ze smiechem je bralam wiec dzwonie ze zaraz bedziemy. Ubralismy sie wzielam 3 torby i zabralam sie do szpitala, zapomnialam dokumentow wiec zawrocilismy, skurcze coraz mocniejsze. Ok 00.00 bylismy w szpitalu babka zaprowadza mnie do sali w ktorej bede rodzic(sala jedno oosobowa) chcialam rodzic w wannie byla do dyspozycji za darmo ale dziecko niby gubilo tetno a on sie przesuwal i kopal. Wiec ja siedze a ona mi zadaje pytania, jak sie czulam w ciazy? kiedy mialam to, kiedy tamto... ja mowie grzecznie czy moge polozyc sie na lozku??ok Wiec sobie leze.Podlaczyli mnie do ktg i tak leze sprawdzila rozwarcie i mowi ze jest 4 cm (u nas w szpitalu norma jest ze sprawdzaja co 4 godz. juz skurcze coraz mocniejsze. Dostalam gas ktory pomagal przy poczatkowych skurczak pozniej juz nie(ale jak pierwszy raz wzielam to tak jakbym sie nacpala- i mowie do M, ale mi doooobrzeeee )i jak polozna wyszla to on sprubowal Pozniej juz mnie tak bolalo ze odtalam zastrzyk z morfina i tez przez jakis czas bylo mi dobrze zasypialam miedzy skrczami . Ok godz. 4.00 sprawdzala znowu rozwarcie i mowi 6 cm( a ja co to ja sie tak mecze a tu tylko 2 cm??- mowie ok jeszce tyyylkooo 4cm ) po ok 4 .30 dostalam skurczy partych(moiwie do babeczki czy maja cos mocniejszego bo morfina przestala dzialac, a ona mowi ze tylko moze mi dac w kregoslup, ale ja sie jej zapytalam czy da mi gwarancje ze bedzie ze mna wszytsko ok, powiedziala ze nie i nie wzielam. Wiec krzycze ze mam juz parte!!! a ona mowi ze jeszce nie moge bo mam za male rozwarcie(i mowi ze o 8 sprawdz- bo co 4 godz) ja mowie ze do 8 to umre bo nei wytrzymam trzymac o 5. 30 jak juz powiedzialam ze rooodze(wbijalam sobie pazury w nogi- nie chcialam meza krzywdzic) to ona mi rozwarcie sprawdzila i mowi ze jest 10 cm ze moge przec- 6 minut pozniej, czyli o 5.36synek byl na swiecie.troszke mnie rozerwalo. Od razu po porodzie dali mi synka na brzuszek (tutaj jest tak skin to skin)odrazu po porodzie i tylko okrywaly go cieplutkimi reczniczkami. Nie wzieli go odrazu odemnie na wage i do mycia. Chyba z godz lezal u mnie na brzuszku( w tym czasi urodzilam lozysko, potem bardzo dokladnie tlumaczyli mi co beda robic. Najpierw powiedziala ze mnie ukluje bo trzeba mnie zaszyc, dala znieczulenie, pozniej pytali sie czy cos czuje, nic nie czulam i ladnie, szybko i sprawnie mnie zaszyli. Wzieli synka na wage Mial 3,400 i 52 cm.zdrowiutki ale odjeli mu jeden punkt bo mial sina jedna raczke(jakis ucisk w czasie porodu) Potem moj maz zajal sie malenstwem a ja poszlam sie umyc. aaa zapomnialam dodac ze ledwo dali mi synka na brzuszek a ja juz zadalam pytanie czy moge isc do domu dzis czy musze czekac do jutra, wszyscy sie zaczeli smiac i mam to nagrane na kamerce teraz sama sie z tego smieje . A jak moj synus skomlal jak sie urodzil (wcale nie plakal) tak patrzyl mi w oczy. Porod mi sie zawsze wydawal czyms strasznym i nastawilam sie na duzo ciezszy, dla mnie nie byl taki ciezki i mowilam ze moglabym urodzic jeszce raz. Mialam problemy z karmieniem malego strasznie mnie piersi bolaly az sie pocilam i cala spinalam przy karminieu, ale poradzilam sobie. Po za tym z synkeim ni bylo zadnych problemow, ladnie spal i nie plakal ani razu przez 2 miesiace pierwszy raz sie rozplakal jak zamiast myc go pod bierzaca woda z prysznica wsadzilismy go do wanienki i jak wychodzil to sie rozplakal bo gdzie gilgotki prysznicem?? Rozdarl sie jakbym mu jesc nie dala hehetroche wybieglam ponad temat przerpraszam.hehe
Ostatnia edycja:
Akuku
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 19 Luty 2009
- Postów
- 11 053
wiec opis porodu Victorka
polozylam sie spac o 23 zanimz asnelam bylo kolo polnocy, wiem ze budzily mnei skurcze ale nie byalm do konca swiadoma i zasypialam dalej, skurcze robily sie coraz mocniejsze ale dopiero te o 2. 30 obudzily mnie, wstalam do toalety i od razu nastepny skurcz, wiec zaczelam mierzyc, no i co 2 minuty, ale mysle sobie pewnie panikuje, prubuje sie polozyc, no i kazdy ksurcz byl bardzo silny az mi lzy lecialy. Alex si eprzebudzil wiec ja do meza mowie zeby wstal do neigo bo ja mam skurcz...stekalam- wiec maz sie pyta, tak boli?? no i juz wiedzialam ze tzrwba jechac, w czais ejak sie ubieralam to myslalam ze mi brzuch odpadnei, skurcze coraz mocniejsze, nie wiedzilalam co mam ze soba zrobic. O 2. 50 wsiedlismy w auto i dzownie do spzitala ze mam skurcze co 2 minuty i ze za chwile bede w spzitalu, a kobietka sopokojnie do mnie, prosze przeliterowac i mie nazwisko, data urodzenia...czy ciaza 0good...myslalam z epadne, dostalam skurczu, ona do mnei prosze oddychac...maz w panice zasowa do spzitala, a ja do niego kochanie wolniej bo na rondzie mi brzuch wyrywa(takie uczucie miallam na kazdje podbitce i zakrecie...) w czaise rozmowy mialam 2 skurcze babka musiala czekac az sie skonczy. Dojechalismy do spzitala. 0k 3 weszlam na sale, od razu sie p olozylam na lozko i znowu skurcz...a polozna spokojnym tonem, ze zmierzy cisneinie, itd no dobra, ale widzi ze sie zwijam wiec pyta czy chce gaz a ja :tak !! no i co, gaz juz mi nie pomagal, dopieor pod koniec skurczu czulam ulge... no i polozna o 3.15 stwierdzila ze sprawdzi rozwarcie i mowi: you doing very well, you heve 7 cm!! a ja ok fajnei. Wiec mowi, czy chcesz morfine, ja mowie ze tak(juz nie mialam sily) powiedziala ze zrobi mi zatsrzyk podlaczy do ktg i naleje wody do wanny, zebym mogla sie jescze zrelaksowac. ok fajnei, wyszla-ja mowie do meza ze juz mi sie parte zaczynaja czuje to- wiec wstrzymuje, wiecie jak ciezko!! jakbym chciala wypchac a na sile trzymala, wiec nie parlam...polozna wrocila po chwili a ja juz mam taki party ze nie daje rady wiec pre, wody chlusnely, pol sali zalalam i od razu glowka w tym samym partym!! za pierwszym a zarazem ostatnim partym maly wyszedl naa swiat. Ale w czasie tego partego ja czulam ze odjezdzam na drugi swiat, maz sie patrzal na mnie i zaczal plakac, bo mowil ze widzial w moich oczach ze sie z nim zegnam, a doslownie to robialam...cale cialo mi zdretwailo i nie moglam oddychac... ale jak juz maly wyszedl bylo ok. Usmiech na twarzy od ucha do ucha Maly dostal 9 pkt, bo porod za szybki i on zamiast rozowy to sie taki sinawy urodzil Polozne w szoku ze nawte mnie nie rozerwalo, w koncu tylko pol godziny na prodowce byalm !! a mnie straszn ebolalo jak macica sie kurczyla az w biodrach mnei rwalo, nei pamietam zeby mnie tak bolalo z Alexem, moze dla tego ze wtedy mnie rozerwalo i to bardziej bolalo.
polozylam sie spac o 23 zanimz asnelam bylo kolo polnocy, wiem ze budzily mnei skurcze ale nie byalm do konca swiadoma i zasypialam dalej, skurcze robily sie coraz mocniejsze ale dopiero te o 2. 30 obudzily mnie, wstalam do toalety i od razu nastepny skurcz, wiec zaczelam mierzyc, no i co 2 minuty, ale mysle sobie pewnie panikuje, prubuje sie polozyc, no i kazdy ksurcz byl bardzo silny az mi lzy lecialy. Alex si eprzebudzil wiec ja do meza mowie zeby wstal do neigo bo ja mam skurcz...stekalam- wiec maz sie pyta, tak boli?? no i juz wiedzialam ze tzrwba jechac, w czais ejak sie ubieralam to myslalam ze mi brzuch odpadnei, skurcze coraz mocniejsze, nie wiedzilalam co mam ze soba zrobic. O 2. 50 wsiedlismy w auto i dzownie do spzitala ze mam skurcze co 2 minuty i ze za chwile bede w spzitalu, a kobietka sopokojnie do mnie, prosze przeliterowac i mie nazwisko, data urodzenia...czy ciaza 0good...myslalam z epadne, dostalam skurczu, ona do mnei prosze oddychac...maz w panice zasowa do spzitala, a ja do niego kochanie wolniej bo na rondzie mi brzuch wyrywa(takie uczucie miallam na kazdje podbitce i zakrecie...) w czaise rozmowy mialam 2 skurcze babka musiala czekac az sie skonczy. Dojechalismy do spzitala. 0k 3 weszlam na sale, od razu sie p olozylam na lozko i znowu skurcz...a polozna spokojnym tonem, ze zmierzy cisneinie, itd no dobra, ale widzi ze sie zwijam wiec pyta czy chce gaz a ja :tak !! no i co, gaz juz mi nie pomagal, dopieor pod koniec skurczu czulam ulge... no i polozna o 3.15 stwierdzila ze sprawdzi rozwarcie i mowi: you doing very well, you heve 7 cm!! a ja ok fajnei. Wiec mowi, czy chcesz morfine, ja mowie ze tak(juz nie mialam sily) powiedziala ze zrobi mi zatsrzyk podlaczy do ktg i naleje wody do wanny, zebym mogla sie jescze zrelaksowac. ok fajnei, wyszla-ja mowie do meza ze juz mi sie parte zaczynaja czuje to- wiec wstrzymuje, wiecie jak ciezko!! jakbym chciala wypchac a na sile trzymala, wiec nie parlam...polozna wrocila po chwili a ja juz mam taki party ze nie daje rady wiec pre, wody chlusnely, pol sali zalalam i od razu glowka w tym samym partym!! za pierwszym a zarazem ostatnim partym maly wyszedl naa swiat. Ale w czasie tego partego ja czulam ze odjezdzam na drugi swiat, maz sie patrzal na mnie i zaczal plakac, bo mowil ze widzial w moich oczach ze sie z nim zegnam, a doslownie to robialam...cale cialo mi zdretwailo i nie moglam oddychac... ale jak juz maly wyszedl bylo ok. Usmiech na twarzy od ucha do ucha Maly dostal 9 pkt, bo porod za szybki i on zamiast rozowy to sie taki sinawy urodzil Polozne w szoku ze nawte mnie nie rozerwalo, w koncu tylko pol godziny na prodowce byalm !! a mnie straszn ebolalo jak macica sie kurczyla az w biodrach mnei rwalo, nei pamietam zeby mnie tak bolalo z Alexem, moze dla tego ze wtedy mnie rozerwalo i to bardziej bolalo.
vinga89
mamusia syneczków
mały śpi to i ja opiszę. dziś mija 10 miesięcy od porodu, a szczerze wszystko tak żywo pamiętam jakby to było wczoraj
zacznę kilka dni przed porodem. we wtorek 2 października byłam u gina na KTG, ledwo położna zdążyła mnie podłączyć - dostałam skurczy, nieregularne ale były... jęczałam tam z 30 minut.. położna odłączyła i przestało boleć. Powiedziała żebym weszła do doktora i żeby mnie zbadał. Doktor orzekł rozwarcie na 2.5cm... ja oczywiście już strach w oczach. pyta czy miałam już jakieś objawy itp. ja na to że tylko w krzyżu mnie łupie dziś strasznie i mały mało się rusza - a on na to "to ma się pani już czego bać, lada moment pani urodzi". w domu dodałam oliwy do ognia i zaczęłam porządki domowe, skutek - następnego dnia odszedł mi czop śluzowy. dzwonię do położnej, mówi, żebym się nie stresowała, bo mogę urodzić dziś ale równie dobrze za tydzień. tego dnia pomyłam okna bo nie chciałam urodzić za tydzień, już za dużo stresów i jeszcze czekać tyle w niepewności. W czwartek 4 października, budzę się rano zła jak osa, bo myślałam, że coś się ruszy. mężasty szykował się do pracy, już miał wychodzić jak dostałam pierwszy skurcz, to była godzina 7-7.30. ale mówię do niego, że pewnie znów fałszywy alarm. a jak poród to po co ma czekać ze mną w domu, dojedzie do mnie do szpitala z pracy. połozyłam się z powrotem do łóżka ale skurcze nie przechodziły. po godzinie postanowiłam pójść do teściowej, powiadomić ją, że chyba rodzę poszłam do siebie, posprawdzałam czy wszystko w torbach popakowane, aż tu nagle wpada do mnie koleżanka sąsiadka... chyba bardziej spanikowana ode mnie też była wtedy w ciąży hehe. i tak przegadałyśmy sobie sporo czasu, ja się śmiałam, ucieszona że w końcu będę rodzić o godzinie 11.30 (chyba) zdecydowałam, że pora jechać do szpitala, bo coraz silniejsze skurcze miałam. ciągle nieregularne. o 12 byłyśmy z teściową w szpitalu, poszłam na porodówkę, teściowa poszła mnie zarejestrować. położne podłączyły mnie pod ktg, tam poleżałam z godzinkę i już konkretnie zaczęło mnie łupać. Z korytarza słyszę, że "dwójka dziś urodzi", chodziło o mnie. jednak o dziwo rozwarcie wolno postępowało. po ktg poprosiłam o lewatywę, więc poszłam z teściową i położną do łaźni. po lewatywie zaczęła się dopiero ostra jazda, wzięłam jeszcze prysznic (mąż już przyjechał więc mi pomógł - sama chyba bym rady nie dała)... w drodze na salę już dosłownie chodziłam po ścianach, nic przed oczami nie widziałam. a jeszcze kazały mi na tej głupiej piłce się kołysać, boże jaki ból. darłam się na nie, że chcę leżeć i koniec. w międzyczasie przyszedł lekarz i przebił mi pęcherz płodowy (nic nie bolało). no i właśnie wtedy miałam takie skórcze, że aż oddychać nie mogłam. po skurczach chciało mi się wymiotować, więc mąż stał nade mną z miedniczką. wymiotowałam jakąś okropną żółcią. mąż się przestraszył i poleciał po położną... ta na to, że bardzo dobrze, to znaczy, że szyjka się otwiera. leżałam i skomlałam jak piesek. Nagle czuję parcie na odbyt i drę się na całą porodówkę, że ja chcę już rodzić i nie mogę powstrzymać parcia. Przychodzi znów położna i 8 cm rozwarcia tylko... ale ja parcia powstrzymać nie mogłam. pyta gdzie mnie dziecko nogami kopało, no to ja że w prawy bok. kazała mi się położyć na lewą stronę i przeć jak mam potrzebę, bo trzeba małemu pomóc się wstawić w kanał rodny. po kilku parciach zrobiło się pełne rozwarcie, wszyscy się zlecieli z lekarzem na czele, wielce zdziwienie "że już?" (babka obok parła od dobrych 20 min i jeszcze się męczyła). Położna mówi "robimy kupę, robimy kupę" (dosłownie to jej słowa ) no więc parłam i wiecie co, za chol.erę nie mogę sobie przypomnieć czy ta faza porodu mnie bolała, ale chyba nie... Mąż cały czas trzymał mnie za rękę i zachęcał do parcia. przy którymś parciu położna mnie nacięła, nie była to najprzyjemniejsza rzecz, nie bolało ale dość mocno szczypało. w międzyczasie przyszła pani z noworodków i zaczęła wypisywać tą opaskę na rączkę. ja prę a ta mi tą opaską macha przed oczami czy dobrze wszystko napisała, no chol.era mało jej nie zabiłam. nagle słyszę, że jest już główka i wtedy dopiero poczułam ból, położne chyba wsadziły mi tam ręce i rozciągnęły na dwie strony, boże jak bolało. ale za sekundę ból ustał bo Nataniel wyskoczył ja szybko hop do przodu go zobaczyć i serce mi zamarło, bo cały siny był!!! na szczęście po momencie się rozwrzeszczał a ja się popłakałam. położne wyskoczyły do tatusia z pępowiną ale ten "nie, nie" więc same przecięły i hop dostałam go na brzuszek , pamiętam że był strasznie ciepły i ciężki chwilkę tak poleżeliśmy i wsadzili go pod grzałkę. jeszcze zostało urodzić łożysko i z tym miałam gorszy problem (chyba całkiem skurcze mi zniknęły), ale jakoś się udało. już położna mówiła żeby szyć ale na szczęście lekarz dopatrzył się, że coś zostało, jakieś włókna czegoś tam... no więc oczyszczanie... nie bolało, ale przyjemne też nie było. i szycie, też nie bolało, a ja patrzyłam cały czas na małego więc obojętne mi było co ze mną robią. w międzyczasie przyszedł mąż z torbą Nataniela, cyknął mu fotkę ja już zszyta dostałam małego do karmienia. i tak we trójkę z godzinkę sobie poleżeliśmy. potem na badanie słuchu itp go wzięli i dostałam go dopiero na sali. Nataniel urodził się w 39tc - 4 pażdziernika o godzinie 16.20. mierzył 54cm i waga 3860g.
zacznę kilka dni przed porodem. we wtorek 2 października byłam u gina na KTG, ledwo położna zdążyła mnie podłączyć - dostałam skurczy, nieregularne ale były... jęczałam tam z 30 minut.. położna odłączyła i przestało boleć. Powiedziała żebym weszła do doktora i żeby mnie zbadał. Doktor orzekł rozwarcie na 2.5cm... ja oczywiście już strach w oczach. pyta czy miałam już jakieś objawy itp. ja na to że tylko w krzyżu mnie łupie dziś strasznie i mały mało się rusza - a on na to "to ma się pani już czego bać, lada moment pani urodzi". w domu dodałam oliwy do ognia i zaczęłam porządki domowe, skutek - następnego dnia odszedł mi czop śluzowy. dzwonię do położnej, mówi, żebym się nie stresowała, bo mogę urodzić dziś ale równie dobrze za tydzień. tego dnia pomyłam okna bo nie chciałam urodzić za tydzień, już za dużo stresów i jeszcze czekać tyle w niepewności. W czwartek 4 października, budzę się rano zła jak osa, bo myślałam, że coś się ruszy. mężasty szykował się do pracy, już miał wychodzić jak dostałam pierwszy skurcz, to była godzina 7-7.30. ale mówię do niego, że pewnie znów fałszywy alarm. a jak poród to po co ma czekać ze mną w domu, dojedzie do mnie do szpitala z pracy. połozyłam się z powrotem do łóżka ale skurcze nie przechodziły. po godzinie postanowiłam pójść do teściowej, powiadomić ją, że chyba rodzę poszłam do siebie, posprawdzałam czy wszystko w torbach popakowane, aż tu nagle wpada do mnie koleżanka sąsiadka... chyba bardziej spanikowana ode mnie też była wtedy w ciąży hehe. i tak przegadałyśmy sobie sporo czasu, ja się śmiałam, ucieszona że w końcu będę rodzić o godzinie 11.30 (chyba) zdecydowałam, że pora jechać do szpitala, bo coraz silniejsze skurcze miałam. ciągle nieregularne. o 12 byłyśmy z teściową w szpitalu, poszłam na porodówkę, teściowa poszła mnie zarejestrować. położne podłączyły mnie pod ktg, tam poleżałam z godzinkę i już konkretnie zaczęło mnie łupać. Z korytarza słyszę, że "dwójka dziś urodzi", chodziło o mnie. jednak o dziwo rozwarcie wolno postępowało. po ktg poprosiłam o lewatywę, więc poszłam z teściową i położną do łaźni. po lewatywie zaczęła się dopiero ostra jazda, wzięłam jeszcze prysznic (mąż już przyjechał więc mi pomógł - sama chyba bym rady nie dała)... w drodze na salę już dosłownie chodziłam po ścianach, nic przed oczami nie widziałam. a jeszcze kazały mi na tej głupiej piłce się kołysać, boże jaki ból. darłam się na nie, że chcę leżeć i koniec. w międzyczasie przyszedł lekarz i przebił mi pęcherz płodowy (nic nie bolało). no i właśnie wtedy miałam takie skórcze, że aż oddychać nie mogłam. po skurczach chciało mi się wymiotować, więc mąż stał nade mną z miedniczką. wymiotowałam jakąś okropną żółcią. mąż się przestraszył i poleciał po położną... ta na to, że bardzo dobrze, to znaczy, że szyjka się otwiera. leżałam i skomlałam jak piesek. Nagle czuję parcie na odbyt i drę się na całą porodówkę, że ja chcę już rodzić i nie mogę powstrzymać parcia. Przychodzi znów położna i 8 cm rozwarcia tylko... ale ja parcia powstrzymać nie mogłam. pyta gdzie mnie dziecko nogami kopało, no to ja że w prawy bok. kazała mi się położyć na lewą stronę i przeć jak mam potrzebę, bo trzeba małemu pomóc się wstawić w kanał rodny. po kilku parciach zrobiło się pełne rozwarcie, wszyscy się zlecieli z lekarzem na czele, wielce zdziwienie "że już?" (babka obok parła od dobrych 20 min i jeszcze się męczyła). Położna mówi "robimy kupę, robimy kupę" (dosłownie to jej słowa ) no więc parłam i wiecie co, za chol.erę nie mogę sobie przypomnieć czy ta faza porodu mnie bolała, ale chyba nie... Mąż cały czas trzymał mnie za rękę i zachęcał do parcia. przy którymś parciu położna mnie nacięła, nie była to najprzyjemniejsza rzecz, nie bolało ale dość mocno szczypało. w międzyczasie przyszła pani z noworodków i zaczęła wypisywać tą opaskę na rączkę. ja prę a ta mi tą opaską macha przed oczami czy dobrze wszystko napisała, no chol.era mało jej nie zabiłam. nagle słyszę, że jest już główka i wtedy dopiero poczułam ból, położne chyba wsadziły mi tam ręce i rozciągnęły na dwie strony, boże jak bolało. ale za sekundę ból ustał bo Nataniel wyskoczył ja szybko hop do przodu go zobaczyć i serce mi zamarło, bo cały siny był!!! na szczęście po momencie się rozwrzeszczał a ja się popłakałam. położne wyskoczyły do tatusia z pępowiną ale ten "nie, nie" więc same przecięły i hop dostałam go na brzuszek , pamiętam że był strasznie ciepły i ciężki chwilkę tak poleżeliśmy i wsadzili go pod grzałkę. jeszcze zostało urodzić łożysko i z tym miałam gorszy problem (chyba całkiem skurcze mi zniknęły), ale jakoś się udało. już położna mówiła żeby szyć ale na szczęście lekarz dopatrzył się, że coś zostało, jakieś włókna czegoś tam... no więc oczyszczanie... nie bolało, ale przyjemne też nie było. i szycie, też nie bolało, a ja patrzyłam cały czas na małego więc obojętne mi było co ze mną robią. w międzyczasie przyszedł mąż z torbą Nataniela, cyknął mu fotkę ja już zszyta dostałam małego do karmienia. i tak we trójkę z godzinkę sobie poleżeliśmy. potem na badanie słuchu itp go wzięli i dostałam go dopiero na sali. Nataniel urodził się w 39tc - 4 pażdziernika o godzinie 16.20. mierzył 54cm i waga 3860g.
diablica3010
mama na cały etat
vinga no to ci powiem ze twoj poród mnie najbardziej przestraszył....i matko kochana ja juz chyba zaczne rozciągać to kroccze....nie chce być cięta i już...
akuku -a twoje porody czytałam z uśmiechem na ustach..takie jakieś pozytywne mi sie wydały
akuku -a twoje porody czytałam z uśmiechem na ustach..takie jakieś pozytywne mi sie wydały
reklama
Akuku
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 19 Luty 2009
- Postów
- 11 053
Diablica bo ja je tak milo wspominam...nie skupialamnsie na bolu tylko cieszylam sie ze juz za momencik zobacze malucha.
A z Vikim tonjuz doczekac siennie moglam, bo 5 dni przed porodem zaczeky sienskurcze regularne ale nie na tyle silne by urodzic i mogkam albonzostac w szpitalu albo czekac w domu, wiec porod szybki ale dlugi bo te skurcze trawaly 5 dni i byly po kilka godzin dziennid...mijaly i znowu i tak sienmeczylam, ze pewnie dlabtego ta pozno donszpitala pojechalam bonmyslqlam zento znowu falszywy alarm hehe.
Moj Viki tez sie siny urodzil bo zbyt szybkanakcjanporodowq, ale polozne moiwlynze chcialyby tylko takie rodzace...
Wiecie ze ja anibrazu nienkrzyknelam, jakos nie czulam zeb5 mi to mialo pomoc a wrecz ze zabierze mi sily i nie bede miala sily przec.ale kazdy inaczej, ja ogolnie jestem bardzo odporna na bol.
A i nie pisalam ze Viki mial byc dziewczynka i jak sienurodzil i powiedziala ze chlopak i polozyli mi go na brzuch i przykryli kocykiem to ja mowie do m naprawde chlopak ?? A on ze tak...a ja odkrywaam kocyk odchylam jogi i mowie ...chlopak...hrhehe
A z Vikim tonjuz doczekac siennie moglam, bo 5 dni przed porodem zaczeky sienskurcze regularne ale nie na tyle silne by urodzic i mogkam albonzostac w szpitalu albo czekac w domu, wiec porod szybki ale dlugi bo te skurcze trawaly 5 dni i byly po kilka godzin dziennid...mijaly i znowu i tak sienmeczylam, ze pewnie dlabtego ta pozno donszpitala pojechalam bonmyslqlam zento znowu falszywy alarm hehe.
Moj Viki tez sie siny urodzil bo zbyt szybkanakcjanporodowq, ale polozne moiwlynze chcialyby tylko takie rodzace...
Wiecie ze ja anibrazu nienkrzyknelam, jakos nie czulam zeb5 mi to mialo pomoc a wrecz ze zabierze mi sily i nie bede miala sily przec.ale kazdy inaczej, ja ogolnie jestem bardzo odporna na bol.
A i nie pisalam ze Viki mial byc dziewczynka i jak sienurodzil i powiedziala ze chlopak i polozyli mi go na brzuch i przykryli kocykiem to ja mowie do m naprawde chlopak ?? A on ze tak...a ja odkrywaam kocyk odchylam jogi i mowie ...chlopak...hrhehe
Podziel się: