reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Porod w szpitalu Ujastek

reklama
Anet To pewnie zależy kto na jaką zmianę trafił i jak go potraktowali... ale zaciekawiło mnie to co mówisz, bo ja mam termin na 16 lipca :-p i planuje tam drugi poród:-p[/QUOTE]

A jak poszło ci poprzednim razem?Jesteś zadowolona?
 
witam!!!!!

Urodziłam 23 maja synka na Ujastku, to był mój drugi poród, poniżej wklejam opis porodu, jakby ktoś miał pytania to piszcie śmiało, jak wejdę na forum to odpowiem...
Generalnie miałam jakiegoś "pecha " tym razem bo w tym dniu był mega kocioł ze względu na nagłe nie planowane cesarki i nie było lekarza który by mnie przyjał-efekt? prawie urodziłam na korytarzu :-D

niestety sprawdził się mój czarny scenariusz jak brak znieczulenia oraz nacięcie krocza (chociaż w chwili nacięcia byłam wdzięczna położnej że to zrobiła, od rozpoczęcia szycia zaczęłam żałować ;-) )
moja relacja:

Od dwóch tygodni odchodził mi czop, tzn raz wypadł a potem już pasma śluzu.
W pn 20maja , kiedy skończyłam 36 tydzień ciąży była zaplanowana była wizyta, 1 cm rozwarcia, zalecenie lekarki-leżeć tydzień żeby donosić do 37 tyg, ale ja zamiast leżeć jadę na SR do żeromskiego i tam mam skurcze bezboleśnie 2h co 5min,
we wtorek wieczorem wycieczka na Ujastkową IP bo po prysznicu stwierdzam że chyba trochę mi wód odeszło zielonych... Wracam z info ze są 2 cm, 3100g chłopa ale jeszcze nie rodzę.

We środę dużo leżę, mam pare skurczy, we czwartek 23 maja nie mam juz jak i kiedy poleżeć więc od 15 mam skurcze, nieregularnie choć coraz częstsze i zaczynaja boleć... Zanim opieka do córki dotarła to skurcze już miałam regularne, bolące tak w skali do 10 na 4, dopiero o 18.20 wsiadłam do auta. (w aucie mówię mężowi że w zasadzie to boli jak cholera ale ponieważ pamiętam i wiem jak bardzo będzie bolało to uczciwie oceniam skurcze na 4 :sorry:)
W szpitalu byliśmy przed 19 i tu się zaczęło a raczej nie zaczęło :)

Skurcze juz co 4,3 minuty coraz silniejsze, na oddziale sajgon, lekarze wszyscy na nagłych cesarkach, czekam a boli coraz mocniej... Oddycham bo nic innego mi nie zostało :baffled::eek:

19:20 przebiegający lekarz każe mnie podpiąć do KTG, oczywiście na KTG się leży :no: skurcze juz na fula, zgniatam tomkowi rękę i jak już jest szczyt skurczu i bólu każę mu odliczać od 10 w dół żebym miała świadomość ze to przeżyję... 0 20 mogę wstać, trochę łatwiej znieść pare skurczy na stojąco, chodząco podpierając betonową zimna ścianę, czekam pod gabinetem na korytarzu (przy akwarium) z zapisem KTG wczepiona mentalnie w sufit pazurami i zębami , dalej mnie nie przyjęli...
Wreszcie przylazł lekarz ... przede mną wchodzi pani we wczesnej ciąży więc się wkurwiłam (tzn zaczęłam płakać po każdym skurczu-bo na skurczu się nie da płakać- ze juz jest za późno i ZZO nie dostanę i nie chce juz rodzic i nie dam rady dluzej) i juz nie zatrzymywalam chęci krzyku na korytarzu. 20.20 idę do gabinetu, lekarz się widocznie spieszy, każe wejść na fotel, na co ja na skurczu syczę ZA MINUTĘ WEJDĘ :confused2: (bo tyle trwały skurcze) na fotelu słyszę "za chwilę będzie pani mamusią" pytam ILE, 8 cm... Biadolę ze chce znieczulenie chociaz wiem ze jest bardzo bardzo bardzo za późno...
Położna bierze moje dokumenty, miedzy skurczami "radośnie konwersujemy" o przebiegu ciąży, badaniach jakie mam zrobione, o chorobach przewlekłych, przebytych w ciąży infekcjach-a tak na serio ona strzela pytaniami jak z karabinu a ja łapałam te naboje i jeszcze szybciej waliłam odpowiedzi...

Mąż pobiegł po torby do auta bo jak przyjechaliśmy do końca nie wierzyłam że rodzę i nie chciałam robić "wiochy" z tobołami :-D:laugh2:

20.36 mam wydruk na pasku na ręce z przyjęciem do szpitala, szybko idę na przedporodową, po drodze dochodzi mąż, w przedporodowej ściągam wreszcie dżinsy buty sweterek i migiem zakładam koszulę. W czasie ubierania czuję że coś jest nie tak i każę mężowi biec po położną. Nie wiem co jej powiedział ale przyszła i pierwsze co mówi to że przecież chyba wiem że na znieczulenie jest za późno, na co ja mówię że przecież wiem ale już chyba rodzę:sorry: więc szybko jestem zbadana i tyle mojego pobytu na przedporodowej, idziemy rodzic na porodową. Tam na fotelu od razu skurcze parte, na pierwszym tylko kazała mi się powstrzymać, potem pięć albo sześć parć,
nie motywowało mnie hasło ze widać czarne włosy bo w tym czasie miałam główkę w pochwie i chciałam uciec a nie przeć dalej, słabo mnie motywowaly, zamiast kazać przeć to chwilami pchałam w ciszy i jak otwierałam oczy dziwilam się ze jeszcze stoją przedemną 3 kobiety , tzn cicho były one bo ja wrzeszczalam (troszkę
:zawstydzona/y: nie zdążyłam się lepiej rozwinąć ) niestety zostałam nacieta bo stara blizna nie chciala puścić, nacięcie konkretnie bolało ale natychmiast po nim urodziłam i ulga, małe ruchliwe ciepłe ciałko na brzuchu, największy cud na świecie, cudaczne małe Uszka na kudłatej główce. Za chwile szok, mówi lekarka że mały waży 3600g, ma 54 cm - trzy razy pytałam CO? ILE?
Po urodzeniu okazało się ze nie dość ze tata nie zemdlał to przeciął pępowinę i zobaczył łozysko (dla mnie fajne, dla niego strasznie wstrętne).
Znowu nie działało znieczulenie miejscowe krocza (ponoc dostałam podwojne bo uprzedzilam ze po poprzednim porodzie mam od tego traumę) więc pokrzyczałam przy szyciu (starałam się jak najmniej bo po poprzednim porodzie bolało mnie gardło więc bezsensu sobie cierpienia dodawać) chociaż pani dr byla super miła i ładna :-) mąż mi pokazywał synka jako znieczulenie... nawet zadziałało :tak:

Niestety nie zdążyłam napisać planu porodu, nie zdążyłam nikomu powiedzieć że chcę aby poczekali z przecięciem pępowiny aż przestanie tętnić i aby mi zapewnili kontakt 2h skóra do skóry i karmienie na sali porodowej, ale możliwe że ze względu na zielone wody płodowe i tak nie byłoby to możliwe.
Najważniejsze że Michałek mimo że formalnie jest wcześniakiem, to jest zdrowym (10 pktów) donoszonym chłopczykiem...

Co do pobytu potem w szpitalu to w ważnych kwestiach wszystko ok, bardzo duże wsparcie w karmieniu piersią, wprawdzie u mnie nic się nie działo ale panie parę razy na dobę zaglądały i można było popytać o wszystko.
Niestety w dalszym ciągu personel nie ma zwyczaju pukać do drzwi , (poza stażystami i praktykantami
:rofl2: ) a już szczytem jest ładowanie się do sali w środku nocy, zapalanie światła na max a potem wychodzenie bez zgaszenia światła a drzwi na oścież:angry: :crazy:. Może jakby na drzwiach nakleić kartkę "proszę pukać i zamykać za sobą drzwi" to by pomogło?
Aaaa no i nadal nikt się nie przedstawia-czyli w zasadzie do końca nie wiesz czy rozmawiasz z położną/lakarką/pielęgniarką/sprzątaczką/panią od kateringu bo ubranie nie zawsze do końca identyfikuje a widok kogoś z identyfikatorem(nie licząc stażystów itp) jest mega rarytasem :dry::confused::eek:
No i porcje jedzenia - głodowe jak dla mnie (śniadanie o 7, obiad po 12, kolacja o 17 a potem sobie radź
:tak: )
 
Rodziłam tam rok temu i powiem ci tak, iż pojechałam do szpitala o 7 rano. Powiedziałam co i jak zrobili mi ktg i lekarz popatrzył na zapis i stwierdził, że to nie są jeszcze skucze, że mogę rodzić dziś albo i nie... taki gbur trochę mi się trafił. co do pielęgniarek porannych - były bardzo fajne i miłe. wróciłam do domu a o 15 jechałam na nowo do szpitala już z porządnymi skurczami. jak mi się wtedy wydawało :-p sala przedporodowa - przytulna. łóżko sofa i chyba worek był. w każdym razie ja korzystałam z prysznica bo łagodził mi bóle krzyżowe (masakra) pomęczyłam sie 4 godziny i zarzekałam się, że już nigdy więcej rodzić nie będę:-p opiekowała sie mną bardzo sympatyczna położna, sam poród trwał jakiś 15 minut i wspominam bardzo dobrze.
opieka poporodowa też bez zastrzeżeń. Pani od laktacji fajna, pokazywała co i jak. Nikt nie zmuszał mnie do karmienia piersią. Co do lekarzy byli bardziej i mniej sympatyczni, ale nie narzekam :) obiadki dobre choć trochę mogłyby być większe;p salowe miłe kobitki. Dbały o porządek. ciągle nas pytano czy nam czegoś nie trzeba. Czy to podpasek czy leków przeciwbólowych.
Ogólnie byłam zadowolona :) Dziecko można było zostawić na sali noworodków np na noc i się kimnąc jak ktoś nie miał siły (ja z tego zkorzystałam)
Mam nadzieję, że teraz też będę zadowolona:-p

No to w zasadzie jest ok.Dzięki za wiadomość.Pozdrawiam
 
witam!!!!!

Urodziłam 23 maja synka na Ujastku, to był mój drugi poród, poniżej wklejam opis porodu, jakby ktoś miał pytania to piszcie śmiało, jak wejdę na forum to odpowiem...
Generalnie miałam jakiegoś "pecha " tym razem bo w tym dniu był mega kocioł ze względu na nagłe nie planowane cesarki i nie było lekarza który by mnie przyjał-efekt? prawie urodziłam na korytarzu :-D

niestety sprawdził się mój czarny scenariusz jak brak znieczulenia oraz nacięcie krocza (chociaż w chwili nacięcia byłam wdzięczna położnej że to zrobiła, od rozpoczęcia szycia zaczęłam żałować ;-) )
moja relacja:

Od dwóch tygodni odchodził mi czop, tzn raz wypadł a potem już pasma śluzu.
W pn 20maja , kiedy skończyłam 36 tydzień ciąży była zaplanowana była wizyta, 1 cm rozwarcia, zalecenie lekarki-leżeć tydzień żeby donosić do 37 tyg, ale ja zamiast leżeć jadę na SR do żeromskiego i tam mam skurcze bezboleśnie 2h co 5min,
we wtorek wieczorem wycieczka na Ujastkową IP bo po prysznicu stwierdzam że chyba trochę mi wód odeszło zielonych... Wracam z info ze są 2 cm, 3100g chłopa ale jeszcze nie rodzę.

We środę dużo leżę, mam pare skurczy, we czwartek 23 maja nie mam juz jak i kiedy poleżeć więc od 15 mam skurcze, nieregularnie choć coraz częstsze i zaczynaja boleć... Zanim opieka do córki dotarła to skurcze już miałam regularne, bolące tak w skali do 10 na 4, dopiero o 18.20 wsiadłam do auta. (w aucie mówię mężowi że w zasadzie to boli jak cholera ale ponieważ pamiętam i wiem jak bardzo będzie bolało to uczciwie oceniam skurcze na 4 :sorry:)
W szpitalu byliśmy przed 19 i tu się zaczęło a raczej nie zaczęło :)

Skurcze juz co 4,3 minuty coraz silniejsze, na oddziale sajgon, lekarze wszyscy na nagłych cesarkach, czekam a boli coraz mocniej... Oddycham bo nic innego mi nie zostało :baffled::eek:

19:20 przebiegający lekarz każe mnie podpiąć do KTG, oczywiście na KTG się leży :no: skurcze juz na fula, zgniatam tomkowi rękę i jak już jest szczyt skurczu i bólu każę mu odliczać od 10 w dół żebym miała świadomość ze to przeżyję... 0 20 mogę wstać, trochę łatwiej znieść pare skurczy na stojąco, chodząco podpierając betonową zimna ścianę, czekam pod gabinetem na korytarzu (przy akwarium) z zapisem KTG wczepiona mentalnie w sufit pazurami i zębami , dalej mnie nie przyjęli...
Wreszcie przylazł lekarz ... przede mną wchodzi pani we wczesnej ciąży więc się wkurwiłam (tzn zaczęłam płakać po każdym skurczu-bo na skurczu się nie da płakać- ze juz jest za późno i ZZO nie dostanę i nie chce juz rodzic i nie dam rady dluzej) i juz nie zatrzymywalam chęci krzyku na korytarzu. 20.20 idę do gabinetu, lekarz się widocznie spieszy, każe wejść na fotel, na co ja na skurczu syczę ZA MINUTĘ WEJDĘ :confused2: (bo tyle trwały skurcze) na fotelu słyszę "za chwilę będzie pani mamusią" pytam ILE, 8 cm... Biadolę ze chce znieczulenie chociaz wiem ze jest bardzo bardzo bardzo za późno...
Położna bierze moje dokumenty, miedzy skurczami "radośnie konwersujemy" o przebiegu ciąży, badaniach jakie mam zrobione, o chorobach przewlekłych, przebytych w ciąży infekcjach-a tak na serio ona strzela pytaniami jak z karabinu a ja łapałam te naboje i jeszcze szybciej waliłam odpowiedzi...

Mąż pobiegł po torby do auta bo jak przyjechaliśmy do końca nie wierzyłam że rodzę i nie chciałam robić "wiochy" z tobołami :-D:laugh2:

20.36 mam wydruk na pasku na ręce z przyjęciem do szpitala, szybko idę na przedporodową, po drodze dochodzi mąż, w przedporodowej ściągam wreszcie dżinsy buty sweterek i migiem zakładam koszulę. W czasie ubierania czuję że coś jest nie tak i każę mężowi biec po położną. Nie wiem co jej powiedział ale przyszła i pierwsze co mówi to że przecież chyba wiem że na znieczulenie jest za późno, na co ja mówię że przecież wiem ale już chyba rodzę:sorry: więc szybko jestem zbadana i tyle mojego pobytu na przedporodowej, idziemy rodzic na porodową. Tam na fotelu od razu skurcze parte, na pierwszym tylko kazała mi się powstrzymać, potem pięć albo sześć parć,
nie motywowało mnie hasło ze widać czarne włosy bo w tym czasie miałam główkę w pochwie i chciałam uciec a nie przeć dalej, słabo mnie motywowaly, zamiast kazać przeć to chwilami pchałam w ciszy i jak otwierałam oczy dziwilam się ze jeszcze stoją przedemną 3 kobiety , tzn cicho były one bo ja wrzeszczalam (troszkę
:zawstydzona/y: nie zdążyłam się lepiej rozwinąć ) niestety zostałam nacieta bo stara blizna nie chciala puścić, nacięcie konkretnie bolało ale natychmiast po nim urodziłam i ulga, małe ruchliwe ciepłe ciałko na brzuchu, największy cud na świecie, cudaczne małe Uszka na kudłatej główce. Za chwile szok, mówi lekarka że mały waży 3600g, ma 54 cm - trzy razy pytałam CO? ILE?
Po urodzeniu okazało się ze nie dość ze tata nie zemdlał to przeciął pępowinę i zobaczył łozysko (dla mnie fajne, dla niego strasznie wstrętne).
Znowu nie działało znieczulenie miejscowe krocza (ponoc dostałam podwojne bo uprzedzilam ze po poprzednim porodzie mam od tego traumę) więc pokrzyczałam przy szyciu (starałam się jak najmniej bo po poprzednim porodzie bolało mnie gardło więc bezsensu sobie cierpienia dodawać) chociaż pani dr byla super miła i ładna :-) mąż mi pokazywał synka jako znieczulenie... nawet zadziałało :tak:

Niestety nie zdążyłam napisać planu porodu, nie zdążyłam nikomu powiedzieć że chcę aby poczekali z przecięciem pępowiny aż przestanie tętnić i aby mi zapewnili kontakt 2h skóra do skóry i karmienie na sali porodowej, ale możliwe że ze względu na zielone wody płodowe i tak nie byłoby to możliwe.
Najważniejsze że Michałek mimo że formalnie jest wcześniakiem, to jest zdrowym (10 pktów) donoszonym chłopczykiem...

Co do pobytu potem w szpitalu to w ważnych kwestiach wszystko ok, bardzo duże wsparcie w karmieniu piersią, wprawdzie u mnie nic się nie działo ale panie parę razy na dobę zaglądały i można było popytać o wszystko.
Niestety w dalszym ciągu personel nie ma zwyczaju pukać do drzwi , (poza stażystami i praktykantami
:rofl2: ) a już szczytem jest ładowanie się do sali w środku nocy, zapalanie światła na max a potem wychodzenie bez zgaszenia światła a drzwi na oścież:angry: :crazy:. Może jakby na drzwiach nakleić kartkę "proszę pukać i zamykać za sobą drzwi" to by pomogło?
Aaaa no i nadal nikt się nie przedstawia-czyli w zasadzie do końca nie wiesz czy rozmawiasz z położną/lakarką/pielęgniarką/sprzątaczką/panią od kateringu bo ubranie nie zawsze do końca identyfikuje a widok kogoś z identyfikatorem(nie licząc stażystów itp) jest mega rarytasem :dry::confused::eek:
No i porcje jedzenia - głodowe jak dla mnie (śniadanie o 7, obiad po 12, kolacja o 17 a potem sobie radź
:tak: )

GRATULACJE!!!!!
Uuuuuuu dziewczyno takiego opisu to się nie spodziewałam ;)
Wyczerpująco opisany przebieg narodzin.Nie mam więcej pytań.Jeszcze raz Gratulacje i niech pociecha zdrowo rośnie papa
 
Katerinka_2 ale Ci zazdroszczę, że już jesteś po i serdeczne gratuluję!
Jednak czekanie na IP na korytarzu to chyba świadczy o jakimś braku organizacji albo znieczulicy! Przecież kobiety które rodzą powinni przyjmować w pierwszej kolejności! To co mam stękać na korytarzu i czekać na łaskę przyjęcia? Nie podoba mi się taka procedura...
 
Katerinka_2 ale Ci zazdroszczę, że już jesteś po i serdeczne gratuluję!
Jednak czekanie na IP na korytarzu to chyba świadczy o jakimś braku organizacji albo znieczulicy! Przecież kobiety które rodzą powinni przyjmować w pierwszej kolejności! To co mam stękać na korytarzu i czekać na łaskę przyjęcia? Nie podoba mi się taka procedura...

Zgadzam się z Tobą jak najbardziej.Nie poważne zachowanie ze strony personelu.Trzeba w takich sytuacjach być bardziej wyrachowanym i nacisnąć na personel żeby staneli na równe nogi.Tu bardziej rola męża by się przydała.
 
reklama
Wiem że średnio się zachowali w szpitalu kiedy Katerinka rodziła, ale sama napisała ze był wysyp nagłych cesarek, więc rozumiem ze mogli być ciut bardziej zajęci i nie poświęcili należytej uwagi rodzącej kobiecie której nic złego z dzieckiem się nie działo.. trochę zrozumienia :tak: pewnie na miejscu Katerinki też bym się wkurzyła ale popatrzmy na to tez z drugiej strony.. jak dla mnie to nie przekreśla szpitala.. na pewno gdyby się coś działo z dzieckiem to zareagowali by natychmiast.. Katerinka gratulacje!!!!!! :-)
 
Do góry