Ja dzis wpadam aby sie Wam wyzalic... przeczytalam was ale zupelnie nie mam weny odpisac...
Glowa mi peka, mam dosyc tesciowej, szlak mnie trafai juz, psychicznie mnie wykancza...
Od miesiaca juz tak jest, ale sie wstrzymywalam, wszystkie nerwy zachowuje dla siebie i potem rycze po nocach, ona wogole nic nie robi, siedzi calymi dniami na kanapie i narzeka, gada jakies glupoty, nie moge jej juz sluchac. malym sie wogole nie zajmuje, nawet nie chce sie z nim pobawic, nie oczekuje tego od niej, ale jezeli ja jej robie sniadanie/obiad/kolacje i ona nawet palca do tego nie przyklada to w tym czasie mogla by wziasc malego, ale nie bo po co... sama sobie jesc nie zrobi nawet... :/ dobrze ze zostalo jeszcze tylko 6 dni do jej wyjazdu bo dluzej bym chyba nie dala rady, i tak czuje ze ten tydzien bedzie ciezki... dzisaj jej troche wygarneam, bo juz nie wytrzymalam, moze nie powinnam ale nerwy poscily jak rano zaczela sie drzec bo kota sie bala... no ludzie, co biedne stworzenie jej zrobi? przyjechala tutaj aby siedziec z malym, ja milam isc do pracy, ale oczywiscie stweirdzila ze z nim nie zostanie bo sobie nie da rady, (wychowla troje swoich dzieci i 30 lat pracowala w przedszkolu) no to, to juz mnie przeroslo calkiem.. ale dalej nic nie mowilm. dzisiaj przeprowadzilam rozmowe z B. powiedzialam mu co mysle, zgodzil sie ze mna ze wszystkim,az nie dowierzalam, sam powiedzial ze juz ma czasami dosc.... zadnej prywatnosci, zawsze cos, wszystko musi byc jak w zgarku...
Wygadalam sie, wybaczcie...
musialam