reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Pierwsze podejście do in vitro

reklama
Ja mam nadzieję, że pierwsze podejście będziemy mieć z grudniu. U nas problem z nasieniem. Mamy już prawie wszystkie badania czekam tylko na cytologię. Jeśli wyjdzie dobrze to zaczynamy.
 
Ja mam nadzieję, że pierwsze podejście będziemy mieć z grudniu. U nas problem z nasieniem. Mamy już prawie wszystkie badania czekam tylko na cytologię. Jeśli wyjdzie dobrze to zaczynamy.
Super...ja robię na razie badania, a później jak wszystko będzie Ok to może już w grudniu się uda podejść do pierwszej próby 😉
 
Cześć, również jestem po transferze (pierwszym i udanym). Wszystko rozwijało się dobrze, aż nagle w 5 tyg zaczęłam plamić. Pojechałam na SOR, gdzie na obserwacji zatrzymano mnie przez 3 dni i wypisano, bo wszystko rozwija się pięknie.
W niedzielę wróciłam do domu, a w środę z silnym krwotokiem ze skrzepami wylądowałam z powrotem u ginekologa (nie chciałam już do szpitala, wolałam zapłacić i dowiedzieć się czegoś konkretnego. W szpitalu mają podejśćie, że to wczesna ciąża i co ma się stać, to się stanie ;/).

Ginekolog zdziwił się, że pomimo tak silnego krwotoku ciąża się utrzymała, jednak za chwilę zmartwił i siebie i mnie, bo nie mógł znaleźć tętna dzidziusia, które przy takiej wielkości zarodka powinno być już widoczne. Stwierdził, że na 99% krwawienie jest wstępem do poronienia, bo zarodek obumarł, nie rozwija się już. Dał mi do wyboru: aborcję z łyżeczkowaniem, aborcję farmalokogiczną lub samoistne poronienie. Wybrałam ostatnie, bo łudziłam się, że nie ma racji :(

Dzisiaj (poniedziałek) po bardzo silnych wczorajszych bólach podbrzusza, wypadają ze mnie już nie tylko czerwone skrzepy, ale także białe tkanki. Wiem, że powinnam zbierać je do badań genetycznych, ale psychicznie jestem chyba na to za słaba :(

Zostały mi dwa zarodki (crio) i brak środków na kolejne próby. Stresuję się przez to równie mocno jak cierpię po utracie malucha, któremu nadałam już nawet imię.

Dodam, że wszystkie zarodki (udało się zapłodnić 5) zostały przebadane genetycznie. Dwa mają nieprawidłowe chromosomy, trzy były dobre. Straciłam ten, który uznany został za idealny, najlepszy :( i lekarz nie mógł się nachwalić przy tym, jaki to piękny zarodek podczas wizyt omawiających badnaia zarodków i podczas samego transferu.

Skoro ten był taki idealny, jak mogę wierzyć , że uda mi się być mamą przy tych słabszych zarodkach :( Mam już ponad 36 lat, mój partner ma problemy z ruchliwością i ilością plemników, a także cierpi na translokację chromosomów. Nie da rady inaczej niż przez in vitro.

Znacie historie, żeby udało się przy słabszych zarodkach ? Nie mogą pzrestać myśleć o tym, co się wydarzyło. Odmówiłam sobie wszystkiego, co mogłoby zaszkodzić dziecku. Prowadzę zdrowy tryb życia i zdrową dietę od roku, długo przed stymulacją i punkcją. Jestem załamana. :(
 
Cześć, również jestem po transferze (pierwszym i udanym). Wszystko rozwijało się dobrze, aż nagle w 5 tyg zaczęłam plamić. Pojechałam na SOR, gdzie na obserwacji zatrzymano mnie przez 3 dni i wypisano, bo wszystko rozwija się pięknie.
W niedzielę wróciłam do domu, a w środę z silnym krwotokiem ze skrzepami wylądowałam z powrotem u ginekologa (nie chciałam już do szpitala, wolałam zapłacić i dowiedzieć się czegoś konkretnego. W szpitalu mają podejśćie, że to wczesna ciąża i co ma się stać, to się stanie ;/).

Ginekolog zdziwił się, że pomimo tak silnego krwotoku ciąża się utrzymała, jednak za chwilę zmartwił i siebie i mnie, bo nie mógł znaleźć tętna dzidziusia, które przy takiej wielkości zarodka powinno być już widoczne. Stwierdził, że na 99% krwawienie jest wstępem do poronienia, bo zarodek obumarł, nie rozwija się już. Dał mi do wyboru: aborcję z łyżeczkowaniem, aborcję farmalokogiczną lub samoistne poronienie. Wybrałam ostatnie, bo łudziłam się, że nie ma racji :(

Dzisiaj (poniedziałek) po bardzo silnych wczorajszych bólach podbrzusza, wypadają ze mnie już nie tylko czerwone skrzepy, ale także białe tkanki. Wiem, że powinnam zbierać je do badań genetycznych, ale psychicznie jestem chyba na to za słaba :(

Zostały mi dwa zarodki (crio) i brak środków na kolejne próby. Stresuję się przez to równie mocno jak cierpię po utracie malucha, któremu nadałam już nawet imię.

Dodam, że wszystkie zarodki (udało się zapłodnić 5) zostały przebadane genetycznie. Dwa mają nieprawidłowe chromosomy, trzy były dobre. Straciłam ten, który uznany został za idealny, najlepszy :( i lekarz nie mógł się nachwalić przy tym, jaki to piękny zarodek podczas wizyt omawiających badnaia zarodków i podczas samego transferu.

Skoro ten był taki idealny, jak mogę wierzyć , że uda mi się być mamą przy tych słabszych zarodkach :( Mam już ponad 36 lat, mój partner ma problemy z ruchliwością i ilością plemników, a także cierpi na translokację chromosomów. Nie da rady inaczej niż przez in vitro.

Znacie historie, żeby udało się przy słabszych zarodkach ? Nie mogą pzrestać myśleć o tym, co się wydarzyło. Odmówiłam sobie wszystkiego, co mogłoby zaszkodzić dziecku. Prowadzę zdrowy tryb życia i zdrową dietę od roku, długo przed stymulacją i punkcją. Jestem załamana. :(
U nas z 6 zapłodnionych przetrwały 3. 4ba,3bb i 3bb.
4ba był podany jako pierwszy i nawet nie doszło do zagnieżdżenia.
W następnym miesiącu 3bb i jestem w ciąży.

Poronień nigdy nie miałam.. U mnie nie dochodziło do zagnieżdżenia nie wiadomo dlaczego...
Do pierwszego transferu podeszłam bardzo ostrożnie, od razu na l4, leżałam całymi dniami a i tak się nie udało.
Przed drugim piłam alkohol, nie trzymałam zdrowego stylu życia, po transferze normalnie chodzilam do pracy, nie myślałam o tym... W sumie to podeszliśmy do tego że i tak się nie uda i już się szykowałam na histeroskopie za kilka miesięcy (bo kasę trzeba ustykac) a tu nagle niespodziewanie II i już 16+4
 
reklama
U nas z 6 zapłodnionych przetrwały 3. 4ba,3bb i 3bb.
4ba był podany jako pierwszy i nawet nie doszło do zagnieżdżenia.
W następnym miesiącu 3bb i jestem w ciąży.

Poronień nigdy nie miałam.. U mnie nie dochodziło do zagnieżdżenia nie wiadomo dlaczego...
Do pierwszego transferu podeszłam bardzo ostrożnie, od razu na l4, leżałam całymi dniami a i tak się nie udało.
Przed drugim piłam alkohol, nie trzymałam zdrowego stylu życia, po transferze normalnie chodzilam do pracy, nie myślałam o tym... W sumie to podeszliśmy do tego że i tak się nie uda i już się szykowałam na histeroskopie za kilka miesięcy (bo kasę trzeba ustykac) a tu nagle niespodziewanie II i już 16+4
Gratuluję!

I dziękuję. Dodałaś mi nadziei. Strasznie się boję kolejnego podejścia. Mam okropne wahania nastroju po tej stracie.

Ale całą ciążę (choć trwała krótko) przejmowałam się bardzo. Co prawda, pracowałam (ale zdalnie), wychodziłam z psem na psacery, spotykałam się ze znajomymi. Zachowywałam normalnie, choć odżywiałam się mega zdrowo i właściwie, odstawiłąm wszystko, co wyczytałam w necie, że jest złe itd. Przed każdym skorzystnaiemz toalety drżałam.

Może sobie wykrakałam, a może cały ten stres spowodował , że się nie udało. No ale jak się nie stresować... Sama nie wiem. Może powinnam codziennie pić melisę. Czy to coś da?
 
Do góry