@Matkaroku nigdy nie rozumiałam dlaczego się tak wszyscy zachwycają nad szpitalnym jedzeniem w naszym szpitalu. [emoji23] Dopóki sama tam nie poszłam. Dostajesz menu. Dzwonisz i zamawiasz sobie co i ile chcesz. Młody pędem leciał z mężem bo mu ciagle lody zamawiałam [emoji23] i ciagle narzekali, że mało jem i za mało zamawiam [emoji23] dodatkowo mąż i ja dostaliśmy obiad na drugi dzień jak z restauracji. Taki prezent od szpitala. Szok normalnie! Była opcja kolacja dla dwojga plus dzieci. Lub opcja dla dużej grupy (jeśli akurat masz odwiedziny rodzinne i jest sporo ludzi). Druga sprawa to pojedyncze sale. Jak mnie przyjdzie odwiedzić synek z mężem czy moja mama albo nawet główna położna skrzydła (moja koleżanka), to fajnie jest tak sobie kameralnie posiedzieć w prywatności. Pod tym względem mi się tu podoba. I ten... żadna położna/pielęgniarka/lekarz mi fochem nie strzeli. Ale są tez inne strony medalu (jak wszędzie). My np pracujemy do końca ciąży. A macierzyńskiego brak. Ja mam akurat miesiąc płatnego. Plus Dwa niepłatne. I na tym koniec. Są kobiety, które wracają po tygodniu do pracy. Tego sobie akurat nie wyobrażam. I absolutnie bym wtedy do pracy nie wróciła. Generalnie nie ma problemu jeśli nie wrócę do pracy. Finansowo sobie poradzimy. Ale lubię to co robię. I lubię wakacje [emoji12] o wydawaniu kasy nawet nie mówiąc już
Moja mama mieszka w Nowym Jorku. Przylatuje co jakiś czas. Czasami sama. Czasami z mężem. Moi rodzice są po rozwodzie. Mój tato mieszka w Polsce. Mama tu. Każdy ułożył sobie życie na nowo.
Wiesz, dlatego nic jej nie mówiłam. Tylko liczyłam do dziesięciu. Mój mąż też to dzielnie zniósł.
@Czoperka dlatego ci mówię, żem dzikus i lubię wszystko sama [emoji12] a tak serio to pielęgniarki u nas są od pomocy. I nigdzie nie musisz wychodzić, bo lekarze i pielęgniarki sami do ciebie wpadają co chwila, albo po nich dzwonisz i zaraz jest tzw pomocnica pielęgniarki. Jak biorę prysznic to biorą wtedy dziecko na chwilkę do nursery. Albo mogę sobie do łazienki drzwi otworzyć i widzę.
@Kordosia w Polsce chyba w większości nie może być mąż/partner na sali operacyjnej. Dla mnie dużym plusem jest możliwość jego obecności. On chce być. Ja psychicznie go wręcz potrzebuję. Kompletnie nie robi na nim wrażenia widok krwi, rozciętego brzucha. Za każdym razem wszyscy żartują (chyba widza moje zdenerwowanie, panicznie boję się igieł [emoji23] i dodatkowo bardzo mi ciśnienie skacze z nerwicy). Wspominam super. A dla niego ważne jest być przy narodzinach. A odwiedziny szczerze wolę w szpitalu na chwilkę, niż za dzień czy dwa w domu. O nieeeee. Żadnej biby nie robię jak wrócę ze szpitala. Nie ma mowy. Wszyscy wiedza że mogą się upomnieć o odwiedziny jak się lepiej poczuję. Tak coś koło tygodnia, dwóch po powrocie do domu. Zazwyczaj z jedzeniem wtedy wpadają. Taki zwyczaj.