A ja jestem dwa dni na urlopie, przygotowuję się psychicznie. Jutro mam mieć zabieg, wieczorkiem niby wypuszczają już do domku. W czwartek były tylko tzw kwalifikacje, co ograniczyło się do zapisania mnie na konkretny termin i tyle. Żadnego badania nie było. Sprawa się może jednak trochę skomplikować, bo dziś zaczęłam plamić, tak jak w początkach okresu. Nie wiem wiec czy w ogóle będę mieć ten zabieg, chyba natura zaczęła jednak działać. Bardzo bym tego chciała, bo wtedy można zacząć starania już od następnego cyklu.
A co do Twoich obaw Czarna, to ja już pisałam, że się z tym pogodziłam. W moim wypadku plusem było to, że miało to miejsce wszcześnie, nigdy nie widziałam ani zarodka, ani tym bardziej bijącego serduszka. Ciążą cieszyłam się raptem dwa tygodnie. Nie miałam chyba czasu przestawić się na tryb planowania jak to będzie. A to chyba najbardziej boli, w przypadku poronienia, zawiedzione nadzieje i plany. Drugim moim zasobem, czyli czymś co mi pomaga znieść tą sytuację jest to, że jest Maciek. Wiem, że dzieci moge mieć, poza tym nie mam za bardzo czasu myśleć, bo młody jest zbyt absorbujący. Poza tym, gdzieś to już kiedyś pisałąm, nie myślę o tym w kategoriach straty dziecka. Może właśnie dlatego, że nigdy go nie widziałam. Wierzę, że kiedyś się narodzi, we właściwym ciele. Na razie coś poszło nie tak i nastapiła reklamacja. A moje dziecko czeka gdzieś tam na właściwe ubranko. Miejmy nadzieję, że nie poczeka długo ;-)