[FONT=&]Witam wszystkie mamusie i te oczekujące oraz starające się. Forum znalazłam jakiś rok temu, gdy po ponad roku nieudanych starań zaczęliśmy z mężem naszą dalszą walkę o dzidziusia. Po konsultacji ze swoją Pani dr trafiłam do dr Magonia, do Parens. Zaczęłam wtedy szukać jakiś opinii na temat kliniki i samego leczenia. Każdej z Was z osobna bardzo mocno kibicowałam. Wasze komentarze, podejmowane kroki okazały się dla mnie bardzo pomocne. Oczywiście, tak jak pisałyście lekarz bardzo miły i przystojny, ale wg mnie to tylko tyle. [/FONT][FONT=&][FONT=&]Nasze wizyty nie trwały dłużej niż 4 min. z wypisaniem recept. Lekarz sam od siebie nic nie mówił, jedynie klikał na klawiaturze i wymieniał informacje na gg z Paniami z recepcji... W ostatnim czasie doprowadzało mnie to do furii. [/FONT]Oczywiście zrobiliśmy zalecane badania. Ja choruję na niedoczynność tarczycy i Hashimoto. Pozostałe badania ok. U męża 1% prawidłowej morfologii plemników (dla lekarza to nie był problem), pozostałe parametry bdb. Odkąd pamiętam nigdy nie miałam problemów z owulacją, co najmniej dwa, trzy pęcherzyki, które pękają, okres prawie jak w zegarku no ale jakoś nie udawało się. No i zaczęło się… Stałe monitoringi, na wszelki wypadek lekarz zalecił ovitrelle. Później laparoskopia, która też nic nie wykazała. Następnie CLO, ovitrelle, Aromek, ovitrelle itp. przez parę miesięcy. Modlitwa, żal, płacz i bezradność… Ponieważ dalej nie było efektów zdecydowaliśmy się 2 razy na IUI, które okazały się bezskuteczne. Po Waszych komentarzach i naszych doświadczeniach wspólnie z mężem podjęliśmy decyzję o konsultacji u dr Mrugacza w klinice Bocian. Wg niego mogliśmy jeszcze próbować naturalnie ale gwarancji nie dawał, bo i tak już jakieś działania w tym kierunku były podjęte, a starania trwały 2,5 roku. Zdecydowaliśmy się na in vitro. Stymulacja o dziwo poszła fatalnie. Dawki leków na bieżąco były regulowane. Wtedy koleżanka opowiedziała mi, że kiedy sama miała podobny problem znajomy ksiądz poradził jej, by modliła się do Św. Rity od spraw trudnych i beznadziejnych i wtedy udało się jej… Kazała mi się modlić i wierzyć, że będzie dobrze… Po stymulacji pobrano tylko 3 komórki, z czego 2 były dojrzałe. Zostały zapłodnione. W 3 dniu po punkcji podano mi zarodek 8B, a drugi pozostał do obserwacji. Po 14 dniach po transferze zrobiłam betę i okazała się pozytywna [/FONT]
[FONT=&] Nie dowierzałam, bo żadnych objawów nie miałam. Po ostatniej wizycie u lekarki prowadzącej ciąże, gdy wszystko okazało się w porządku postanowiłam włączyć się na forum i opisać naszą historię. Może będzie ona dla kogoś pomocna. Chodzi o to, że warto zastanowić się komu powierzamy swój problem a stan psychiczny, wiara i modlitwa w tym momencie jest najważniejsza. Życzę wszystkim, którym do tej pory się nie udało, by nie przestały wierzyć w powodzenie i w niedługim czasie mogły się cieszyć upragnionym szczęściem. Oczekującym mamusiom życzę cudownych 9 miesięcy i pozytywnego zakończenia.[/FONT]