opisze swój poród, bo zaczynam zapominać ![Wink ;) ;)](data:image/gif;base64,R0lGODlhAQABAIAAAAAAAP///yH5BAEAAAAALAAAAAABAAEAAAIBRAA7)
4 wrzesnia wybrałam sie do mojej ginki ( termin mialam na 1 wrzesnia ), a ona mowi, ze dzidzia juz ma 3800, wód malo, podejrzenie rozchodzenia sie spojenia i ze nie ma co czekac i dostalam skierowanie do szpitala, ze juz moze na drugi dzien bedzie porod,( M byl na wyjezdzie i mial wrocic w czwartek nad ranem, bylam zalamana!) wiec mam nic nie pic ani nie jesc. W srode o 8.45 zjawilam sie na IP, czekałam 2h, az mnie w koncu babeczka przyjmie! pic mi sie chcialo strasznie ! papierki, tysiac pytan, babka zmierzyla mi miednice i podlaczyla pod ktg. pierwszy raz, dzidzia strasznie skakala, w ogole jej sie nie podobalo, skurcze najwieksze 24. Po tym wszytkim babeczka zabrala mnie na oddzial i polozyli mnie na patologii, potem badanie i lekarka powiedziała, ze w piatek rano bedzie cesarka ( mialam skierowanie od ortopedy, moja ginka nie chciala ciac, ze najpierw spróbujemy naturalnie, no ale w szpitalu, ze bylo skierowanie w karcie ciazy to zdecydowali, ze bedzie cc ). Ucieszylam sie, ze w piatek to M juz bedzie. w srode i w czwartek co chwile chodzilysmy sprawdzac brzuszki, jak tam dzidzia, w czwartek moja ginka miala nocny dyzur i pyta sie mnie czy chce zeby ona zostala po dyżurze i zrobila cc, a ja że bardzo chce , a ze dwie bylysmy na cc na piatek, bo ze mna na sali lezala dziewczyna 2 tyg po terminie to ja mialam byc "krojona" pierwsza. przyszedl anestezjolog zrobil wywiad, potem polozna, ze od 12 w nocy zero picia i jedzenia. Rano poszlysmy jeszcze raz sprawdzic brzuszki, no a potem lewatywa, ktorej sie strasznie bałam hehe. Wzielam prysznic, okazalo sie, ze czop zaczal mi odchodzic, wystraszylam sie, ze moze jednak naturalny porod sie zacznie
M od 7 rano juz byl w szpitalu i czekal na korytarzu przed oddzialem, polozna pozwolila mi wyjsc do niego, a tu za chwile wychodzi moja ginka i pyta co ja tu jeszcze robie i dlaczego nie jestem na porodowce ! no to ucalowalam M i poszlam na oddzial, zabralam rzeczy i zaprowadzili mnie na sale poporodowa, tam zostawilam wszystko, nagle wszyscy zaczeli mnie pospieszac ! a ja mam kolczyk nad warga i w jezyku i na tym malym platku w uchu, nie moglam sobie odkrecic tych kolczykow, a babki mowia, ze anestezjolog nic nie zrobi jak beda te kolczyki hehe no ale dwa odkrecilam, zostal tylko ten w uchu, ale powiedzialy, ze ok. na porodowce kazali mi sie rozebrac i polozyc na lozku, zalozyli dwa wenflony i to czego tak strasznie sie balam : CEWNIK ! tutaj to juz puscily mi nerwy i juz byl ryk w glos
, w jedna reke puscili oxy i ktg, ale skurczy dalej brak, w druga reke dostalam chyba ze 4 kroplowki, bo za pozno zabrali mnie na porodowke, do poloznej dzwonili, ze szybciej mam byc gotowa, wiec te kroplowki na maksa odkrecone, w międzyczasie przyszedl anestezjolog, powiedzial, ze mam ładny tatuaz na stopie, po czym pomyslalam co on pierdzieli, ja tutaj placze, umieram ze strachu a on mi takie *******y gada hahah, no ale on przyszedl i pyta gdzie lekarki, ze juz powinny tutaj byc bo on z oiomu wyrwany, ze musi szybko wrocic i slysze jak biegna dwie lekarki, lapia za łozko, smieja sie i biegna ze mna na sale ciec, balam sie, ze nie wyrobia na zakretach i spadne ! na sali kazali mi sie przesiąść na drugie lozko, z calych sil staralam sie nie patrzec co w tej sali sie znajduje, zeby jeszcze bardziej sie nie stresowac, moment kiedy usiadla z tym cewnikiem na lozku masakra, kazali sie skulic, na szczescie anestezjolog wkłucie zrobil za pierwszym razem, szybko poczulam cieplo w nogach, polozylam sie i mialam zgiac nogi w kolanach i za chwile juz mialam nogi z waty. znieczulenia tez sie balam, ale w sumie nawet nie czulam igły. zalzyli zielony pokrowiec tak zebym nie widziala i nic...i zaczelo sie. cisnienie od razu mi skoczylo, zwlaszcza, ze od 7 miesiaca mialam troche problemow z cisnieniem, zrobilo mi sie niedobrze i mowie, ze chyba bede zwracac. nie wiem ile zajelo im od otwarcia mnie wyjecie malej, ale w koncu uslyszalam jej placz i ja sie poryczalam strasznie i pytam czy dziewczynka czy nie ma siuska haha, pokazali mi ja na sekunde, nawet tak dobrze nie dalam jej buziaka w policzek, pomyslalam ze strasznie ciepla byla, taka buleczka i fioletowa, potem skojarzylam to z blizniakiem krump, z tej bajki gdzie jeden jest fioletowy haha. mnie zaczeli czyscic i zszywac, lekarki zaczely ze mna rozmawiac, ja nic nie czulam tzn chyba czulam jak mna ruszali ze brzuch mi latal, ale naczytalam sie wlasnie na sierpniowkach jak one czuly i sie balam. przyszedl inny lekarz, ze z dzidzia wszystko ok i czy ten pan co czeka to tata i w jakim jezyku do niego mowic hehe, , wszystko poszlo dosyc szybko tak mi sie wydawalo. Moja corcia urodzila sie 7 wrzesnia o 9.05 3600g i 54 cm 10 pkt, w szoku bylam jak dobrze okreslili jej wage na usg u ginki we wtorek bylo 3800 w srode w szpitalu 3700 a urodzila sie 3600
przewiezli mnie na salke, a tam juz moj M siedzial z coreczka na rekach zadowolony
przelozyli mnie na wyrko, okryli po sama brode i zakazali podnosic glowe, polozyli mi mala obok i sobie patrzylam na to cudo, ktore ledwo wyszlo z brzuszka a juz szukalo cyca do ssania, taki ssaczek moj malutki. M siedzial obok mnie , potem przywiezli druga dziewczyne po CC, nie wiem po jakim czasie, ale zaczelo schodzic znieczulenie i wtedy zaczal sie hardcore, sciskalam reke M z calej sily tak strasznie bolalo mnie kiedy obkurczala sie macica, gwiazdy widzialam przed oczami ! pamietam, ze juz wtedy podali mi mala do cycka, polozna pomogla mi zalozyc koszule, "posprzatala" mnie, bolalo tak bardzo, ze nie wahalam sie poprosic o cos na bol, ale nie bylo z tym problemu, same polozne mowily, zeby wolac jak bedzie bardzo bolalo. mojego M to wyrzucilam na sile ok 19 bo bylam strasznie zmeczona, a dzieciaczka na noc zabraly mi babki od noworodkow. Rano byl hardcore kiedy kazali nam wstac, dziewczyna obok szybko wstala zaczela chodzic, az jej zazdroscilam szybko jej zdjeli cewnik, ja natomiast pierwsze wstanie wspominam strasznie, w glowie strasznie mi sie krecilo, nie moglam oddychac w ogole tak mi bylo dziwnie w klatce piersiowej, stalam taka zgarbiona oparta o parapet i poprosilam zebym otworzyli okno, no ale nic musialam sie polozyc znowu, potem bylo podejscie numer dwa, bardzo chcialam dac rade, bo tak bardzo zalezalo mi zeby ten cewnik mi sciagneli ! przez chyba 3 dni mialam takie problemy z oddychaniem jak wstawalam i strasznie bolaly mnie plecy ! tragedia !!! dalej musialam brac kroplowki przeciwbolowe, bo nnie dawalam rady. Moje bejbe ciagle chcialo jesc, caly czas przy cycku, ja nie mialam kiedy jesc, pelne talerze zabieraly babki, bo ja nie mialam czasu na nic. W nocy babki z noworodkow dokarmialy mi corcie, a w jedna noc to nawet mi ja zabraly, bo nie moglam sobe poradzic, ale to bylo najlepsze co moglo sie stac, bo troche moglam pospac, a rano czulam sie o niebo lepiej ! od razu mialam wiecej sil zeby zajmowac sie mala. bardzo chcialam zeby pozwolili nam wyjsc na 5 dobe, ale lekarze, ze wiedzieli czy mala ma zoltaczke czy ma taki kolor skory hehe , bo jest mieszana, ale w koncu w srode rano powiedzili mi, ze z coreczka wszystko ok i ze z ich strony mozemy isc do domu, no ale jeszcze ja zostalam do sprawdzenia ! balam sie, ze nog nie podniose do gory na tym strasznym fotelu, badanie malo przyjeme, ale ginka mowi, ze ok, ze sciagamy szwy, a w glowie kurcze ja nie zejde z fotela, ona mi niteczki zabierze, a rana sie otworzy hehehe, ale dalam rade
i upragnione slowa : moze pani isc do domu !
po ponad 5 tygodniach mysle, ze moglabym przejsc przez to jeszcze raz i miec 2 dziecko, ale tak jak pisalam kiedys na forum, ja po poworcie do domu plakalam przez 2 dni, i nie chodzi tutaj o zly personel czy, ze ktos mi zrobil krzywde, nie, ale musialam sie wyplakac, emocje narastaly przez te wszystkie dni i juz na fotelu jak mi sciagali szwy plakalam, przeroslo mnie to wszystko. skreslalam sobie w glowie po koleji co juz za mna a czego sie obawiam : lewatywa, cewnik, znieczulenie, krojenie, wstanie z lozka, zdjecie cewnika, zdjecie szwow i wiedzialam, ze im wiecej bedzie za mna tym blizej wyjscia do domu i tego, ze bede mogla zajmowac sie corcia. ja jestem strasznym wrazliwcem i wszystko mega przezywam, dlatego to ile razy bylam przed kims naga, ze zagladali w kazdy kat, ze mnie myli, ze mi wyciagali cycki ze stanika i nagniatali czy mam pokarm i mimo, ze to ich praca i widza takie rzeczy codziennie to nie codziennie ja cos takiego przechodze i czulam sie strasznie, zwlaszcza, ze wiele z tych osob znalam, co chwile slyszalam, a ja pania znam, moje dzieci u pani tancza/tanczyly, dla mnie troche zawstydzajace sytuacje pomimo tego, ze to ich praca dla mnie ogromne przezycie.
4 wrzesnia wybrałam sie do mojej ginki ( termin mialam na 1 wrzesnia ), a ona mowi, ze dzidzia juz ma 3800, wód malo, podejrzenie rozchodzenia sie spojenia i ze nie ma co czekac i dostalam skierowanie do szpitala, ze juz moze na drugi dzien bedzie porod,( M byl na wyjezdzie i mial wrocic w czwartek nad ranem, bylam zalamana!) wiec mam nic nie pic ani nie jesc. W srode o 8.45 zjawilam sie na IP, czekałam 2h, az mnie w koncu babeczka przyjmie! pic mi sie chcialo strasznie ! papierki, tysiac pytan, babka zmierzyla mi miednice i podlaczyla pod ktg. pierwszy raz, dzidzia strasznie skakala, w ogole jej sie nie podobalo, skurcze najwieksze 24. Po tym wszytkim babeczka zabrala mnie na oddzial i polozyli mnie na patologii, potem badanie i lekarka powiedziała, ze w piatek rano bedzie cesarka ( mialam skierowanie od ortopedy, moja ginka nie chciala ciac, ze najpierw spróbujemy naturalnie, no ale w szpitalu, ze bylo skierowanie w karcie ciazy to zdecydowali, ze bedzie cc ). Ucieszylam sie, ze w piatek to M juz bedzie. w srode i w czwartek co chwile chodzilysmy sprawdzac brzuszki, jak tam dzidzia, w czwartek moja ginka miala nocny dyzur i pyta sie mnie czy chce zeby ona zostala po dyżurze i zrobila cc, a ja że bardzo chce , a ze dwie bylysmy na cc na piatek, bo ze mna na sali lezala dziewczyna 2 tyg po terminie to ja mialam byc "krojona" pierwsza. przyszedl anestezjolog zrobil wywiad, potem polozna, ze od 12 w nocy zero picia i jedzenia. Rano poszlysmy jeszcze raz sprawdzic brzuszki, no a potem lewatywa, ktorej sie strasznie bałam hehe. Wzielam prysznic, okazalo sie, ze czop zaczal mi odchodzic, wystraszylam sie, ze moze jednak naturalny porod sie zacznie
po ponad 5 tygodniach mysle, ze moglabym przejsc przez to jeszcze raz i miec 2 dziecko, ale tak jak pisalam kiedys na forum, ja po poworcie do domu plakalam przez 2 dni, i nie chodzi tutaj o zly personel czy, ze ktos mi zrobil krzywde, nie, ale musialam sie wyplakac, emocje narastaly przez te wszystkie dni i juz na fotelu jak mi sciagali szwy plakalam, przeroslo mnie to wszystko. skreslalam sobie w glowie po koleji co juz za mna a czego sie obawiam : lewatywa, cewnik, znieczulenie, krojenie, wstanie z lozka, zdjecie cewnika, zdjecie szwow i wiedzialam, ze im wiecej bedzie za mna tym blizej wyjscia do domu i tego, ze bede mogla zajmowac sie corcia. ja jestem strasznym wrazliwcem i wszystko mega przezywam, dlatego to ile razy bylam przed kims naga, ze zagladali w kazdy kat, ze mnie myli, ze mi wyciagali cycki ze stanika i nagniatali czy mam pokarm i mimo, ze to ich praca i widza takie rzeczy codziennie to nie codziennie ja cos takiego przechodze i czulam sie strasznie, zwlaszcza, ze wiele z tych osob znalam, co chwile slyszalam, a ja pania znam, moje dzieci u pani tancza/tanczyly, dla mnie troche zawstydzajace sytuacje pomimo tego, ze to ich praca dla mnie ogromne przezycie.