Tak, co szpital to są inne warunki. Generalnie ja uważam, że w każdym szpitalu powinno być kilka sal jedynek (nawet płatnych) gdzie właśnie osoba towarzysząca może być przez cały czas i nocować. W moim szpitalu w ogóle nie ma takich sal. Najmniejsze są dwójki, potem są trójki i jedna piątka (na której leżałam dwa razy, za trzecim razem na trójce).
Tak wspominając przypomniałam mi się jedna sytuacja chyba po drugim porodzie. Było późno, coś koło 22. Jakoś na sali obok, albo dwie sale obok, była kobieta u której była chyba cała najbliższa rodzina, w tym dzieci (widziałyśmy przez otwarte drzwi naszej sali jak non stop kursowali korytarzem - kolejna sprawa - pielęgniarki nie pozwalały zamykać drzwi na korytarz, bo one muszą mieć możliwość zaglądnięcia czy wszystko jest w porządku idąc korytarzem - byłyśmy strasznie zdziwione, że oddział już zamknięty a tutaj tylu osobom pozwalają jeszcze być i to dzieciom, więc pewnie to ktoś, kogo regulamin nie obowiązuje....). Noworodek straszliwie długo płakał, cała ta rodzina próbowała go uspokajać, cały czas biegali w te i z powrotem po pielęgniarki aby pomogły uspokoić to dziecko (wśród odwiedzających była młoda dziewczyna (młoda, czyli tak chyba koło 18-20 lat), która miała na nogach straszne szpilki i ileś razy tym korytarzem zasuwała po pielęgniarkę. Robiła okropny hałas i w końcu jedna z pielęgniarek zrobiła jej raban o te szpilki, ale dalej nie wyrzucili rodzinki tylko ktoś inny z cichszymi butami ganiał do dyżurki. Nie wiem co było temu dziecku, przez ten wrzask nie dało się zrozumieć o czym rozmawiają ale jak w końcu nastała błoga cisza to dopiero cała rodzina się wyniosła.... to była istna masakra. Nie wiem co było temu dziecku, ale współczułam jego matce, bo ono bardzo często tak płakało i budziło pozostałe noworodki na oddziale...