reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Odwiedziny po porodzie

Wycieczki na porodowke to jakas porazka.
Kazdy zdrowy rozumem czlowiek jest w stanie wytrzymac 3 dni i w domu to dziecko nawet zalizac jak matka pozwoli. Ja nie chce nigdy wiecej patrzenia obcych ludzi na moje cycki i zakrwawione lozko. Siedzieli u kobiety obok caly dzien na zmiane. Tesc gral pierwsze skrzypce. zero zrozumienia. Nawet ona juz nie chciala na nich patrzec, miala totalna depresje poporodowa. Powinien byc zakaz. A z dziecmi to juz wgl, skoro ktos sie nie martwi o swojego noworodka niech chociaz pod uwage wezmie inne.
Swoje potrzeby mozna realizowac w salach jednoosobowych albo wynajetych 'apartamentach'. Szpital to szpital.
 
Ostatnia edycja:
reklama
Co myślicie o odwiedzinach bliskich po porodzie jeszcze w szpitalu. Ja osobiście nie byłam zadowolona gdy teściowie z siostrzeńcem mojego męża przyszli na następny dzień w odwiedziny bez pytania mnie wcześniej o taką możliwość. Samych teściów może bym zrozumiala ale małe dziecko z problemami zdrowotnymi. Co prawda wizyta była szybka teściowa wzięła moje dziecko na ręce, mały pogłaskał moja córkę, chwilę popatrzyli, pogadali i poszli. W końcu starsze dzieci kobiet rodzących odwiedzają swoje rodzenstwo w szpitalach, więc może moje niezadowolenie z tego względu jest nieuzasadnione. Dodam że byli już po 15 godzinach od mojej cesarki.
Jestem na nie.
Dla mnie to był czas na rekonwalescencję i zapoznanie sie z maluszkiem.
Nie życzyłam sobie żadnych odwiedzin oprócz męża.Na szczęście w moim szpitalu odwiedziny były tylko w specjalnej salce i nikt obcy po salach poporodowych nie łaził.
Ogólnie jestem zdania, że sie kogoś nie zaprasza, to sam sie nie powinien narzucać.
Mój pierwszy poród wspominam zle, długo dochodziłam do siebie i wizyta tesciow (już w domu) gdy nie byłam w stanie sie podnieść z pościeli i komentarze że nie ma nawet kawy i ciastek uważałam za wybitnie nietaktowne.
Kolejne porody były szybkie i szybko dochodziłam do siebie, ale jakoś nie miałam ochoty na wizyty wcześniej niz po 2-3 tygodniach od porodu.
 
Do mnie przychodził tylko mąż, mama i teściowa ale ja tego potrzebowałam. Bardzo mi pomogły na początku, zwłaszcza oswoić się ze stresem bo było sporo komplikacji po porodzie ( mała urodziła się w zamartwicy). Miałam ten komfort, że leżałam w pojedynczej sali na intensywnej opiece noworodka. Jeśli leżałbym na sali z inną kobietą musiałabym uszanować też jej obecność i z całą pewnością ograniczyłabym odwiedziny bliskich. Widziałam jak do jednej kobietki na oddziale ogólnym non stop ktoś przychodził ( i to jeszcze sami faceci), a nie była sama na sali. Były momenty, że we trzech chłopa u niej przesiadywali. W końcu pielęgniarki ich pognały. Serdecznie współczułam tej drugiej kobiecie. "Wietrzenie" krocza przy takiej obstawie to jakiś hardcore... Co do przyprowadzania dzieci w odwiedziny to jestem na nie, od razu powiedziałam, że sobie nie życzę. Pamiętam też jak leżałam w szpitalu w ciąży i moją współlokatorkę odwiedzał zasmarkany i kaszlący tatuś... Potem się bujałam do końca ciąży z przeziębieniem...
 
Do mnie przychodził tylko mąż, mama i teściowa ale ja tego potrzebowałam. Bardzo mi pomogły na początku, zwłaszcza oswoić się ze stresem bo było sporo komplikacji po porodzie ( mała urodziła się w zamartwicy). Miałam ten komfort, że leżałam w pojedynczej sali na intensywnej opiece noworodka. Jeśli leżałbym na sali z inną kobietą musiałabym uszanować też jej obecność i z całą pewnością ograniczyłabym odwiedziny bliskich. Widziałam jak do jednej kobietki na oddziale ogólnym non stop ktoś przychodził ( i to jeszcze sami faceci), a nie była sama na sali. Były momenty, że we trzech chłopa u niej przesiadywali. W końcu pielęgniarki ich pognały. Serdecznie współczułam tej drugiej kobiecie. "Wietrzenie" krocza przy takiej obstawie to jakiś hardcore... Co do przyprowadzania dzieci w odwiedziny to jestem na nie, od razu powiedziałam, że sobie nie życzę. Pamiętam też jak leżałam w szpitalu w ciąży i moją współlokatorkę odwiedzał zasmarkany i kaszlący tatuś... Potem się bujałam do końca ciąży z przeziębieniem...
Ja musialam caly czas siedziec tylem do wycieczki i przez pare godzin z dzieckiem na rekach z cyckiem w oknie. Maz mi odciagal mleko, oczywiscie tez tylem do nich. Czułam sie okropnie. mialam porod 18h na koncu i tak cc. Nie mialam sily na nic. A jeszcze musialam ich słuchać na okraglo. Nawet polozyc sie i obrocic tak jak chciałam nie moglam.
 
U mnie był mąż, moi rodzice i moja siostra. Ja akurat tego potrzebowałam bo poród sn był długi i trudny, mąż był cały czas przy mnie ale też musiał odpocząć i wtedy z pomocą przyjechali rodzice bo ja ledwo pod prysznic weszłam, ciężko było mi się ruszać przez szycie krocza :/ co do tesciow to ja mam akurat niezbyt dobre stosunki szczególnie z teściowa a też bym nie chciała żeby teść patrzył jak karmię albo chodzę pół naga bo trzeba wietrzyć ranę. Dla mnie byłoby to krępujące tym bardziej że ich po prostu nie lubię i mimo że są to dziadkowie mojej córki to jeśli tak będą traktować ją jak mojego męża i jego brata to kontakt będzie sporadyczny. Tak więc każda ma prawo do własnej decyzji na temat odwiedzin i nikomu nic do tego, pamiętaj to Ty i dziecko jesteście najważniejsi a nie babcie, ciocie itd różnie można się czuć i kiedy jedne mamy są w euforii inne mogą być przytłoczone tym wszystkim :)
 
Ja bym wolała żeby był tylko mąż, ale nie mam co liczyć na uszanowanie mojej prośby przez teściową.
Moim zdaniem te dni w szpitalu są po to, żeby jak najwięcej czasu poświęcić na obserwacje dziecka w razie co zapytać lekarza. W domu człowiek zostaje sam z dzieckiem i nie ma wtedy jak zapytać lekarza czy pielęgniarki.
Pozatym widziałam nie raz nie dwa tłumy na sali przy jednej kobiecie a druga siedziała zatłumiona przez nich, sama bym drugiej osobie nie chciała sprawić dyskomfortu ludźmi, którzy mnie odwiedzają
 
A mnie wkurzało, jak na sali od rana siedział dumny tatuś dziecka współlokatorki, kręcił się non stop akurat przy łóżeczku mojego malucha i ciągle musiałam tańczyć z tym wózkiem bo go obijał. Po coś godziny odwiedzin są. Małe dzieci na oddziałach? Jestem na nie, chyba że wyjdziesz na korytarz. Miałam taką jedną na sali, pół rodziny przyjechało i tatuś z 2,5latka z przedszkola. Gdyby siedzieli i rozmawiali po cichu to luz, ni jestem aż tak problematyczna, ale ciągle krzyki jak masz skurcze są średnio ok.

U mnie byli rodzice, strasznie tego potrzebowałam bo w szpitalu spędziłam sporo czasu i po awaryjnym cc było średnio, zresztą bez nich niczego o swoim czy malucha stanie lekarze by mi nie powiedzieli (chory szpital). Jak przyjeżdżali to to były jedyne chwile kiedy nie płakałam. Moim zdaniem trzeba umieć się zachować żeby odwiedzać kobietę po porodzie, ot tyle
 
Mnie odwiedzał ojciec dziecka i moi rodzice - ale ja nie miałam nic przeciwko temu. Bardzo mi to pomogło - narzeczony mógł być u mnie dopiero wieczorami (a ja leżałam w szpitalu dość długo i po ciężkim porodzie), a rodzice w ciągu dnia. Gdyby nie ich wizyty, nie wiem jak bym sobie poradziła. Mogłam się wykąpać, chwilę przespać albo zjeść. Do koleżanki z sali zresztą również wpadali goście - tak po prawdzie to miałyśmy wtedy chwilę spokoju i żadnej to nie przeszkadzało :D

Kuzyni i znajomi też chcieli wpadać, ale jeszcze przed porodem im przetłumaczyłam, że nie jest to najlepszy pomysł - bo będę leżała z krwawiącym, gołym tyłkiem. Takie postawienie sprawy poskutkowało :D Nie odmówiłabym wizyty teściowej (chociaż zachwycona bym nie była :p), ale na szczęście była przeziębiona i sama stwierdziła, że odwiedziny to nie będzie najmądrzejszy pomysł.

Ale kilka dni po wyjściu ze szpitala - no nie wyobrażam sobie, że mogłabym zabronić odwiedzin babci mojego dziecka - nawet jeśli za nią nie przepadam i tylko pogłębiła mojego baby bluesa XD Na szczęście narzeczony mnie wspierał, więc szybko minęło, a plus jest taki, że teściowa zafundowała nam sprzęt dla dziecka i obiady na kilka dni :D Natomiast znajomym powiedziałam, że dziecko dopiero pokażę po drugim szczepieniu - do tego czasu tylko dziadkowie mają dostęp do naszego syna :)
 
reklama
Mnie codziennie odwiedzał mąż (czasami był tylko na godzinę dowieźć mi coś lub zabrać jakieś rzeczy - po pierwszych dwóch porodach siedziałam w szpitalu prawie dwa tygodnie, dopiero za trzecim razem udało nam się wyjść w drugiej dobie - czasami siedział ciut dłużej ale to nigdy nie było dłużej niż powiedzmy 3 lub 4 godziny, bo w tygodniu normalnie pracował, wiec przyjeżdżał do mnie po pracy na wieczór i siedział do zamknięcia oddziału), raz po pierwszym porodzie przyjechały na dosłownie chyba godzinę moje dwie przyjaciółki i chyba raz na pół godziny wpadli teściowie. Ale to tyle. Nikt inny mnie nie odwiedzał. Miałam to szczęście, że kobiety z pokoju wielkich wycieczek u siebie nie miały ale to może też kwestia szpitala i panujących zasad - w pokoju każda matka mogła mieć maksymalnie dwie osoby odwiedzające równocześnie i jak się zdarzyło, ze kogoś odwiedziło więcej osób to pielęgniarki natychmiast kazały nadprogramowej liczbie wyjsć lub iść całej rodzinie poza oddział. Tak samo jeśli pojawiały się dzieci przedszkolne i szkolne - one miały absolutny zakaz wstępu na oddział. Tak więc wielkich tabunów u mnie nie było i nie miałam co narzekać.
Jedyne co mnie wkurzało to jak po trzecim porodzie akurat trafilo mi się łóżko dokładnie pod telewizorem, a jedna z kobiet na sali (leżałam na trójce) przez pół dnia musiała oglądać te wszystkie ogłupiające seriale typu "trudne sprawy" itp Na szczęście ta kobieta wyszła jakoś na następny dzień po moim zakwaterowaniu, więc uffff...
 
Do góry