Annette,
a my to chyba nawet w tym samym szpitalu rodziłysmy, co? ;-)
Ale nie kojarzę takich materiałów, a przydałyby mi się... może położne stwierdziły, że tak dobrze mi idzie, że absolutnie nie potrzebuję pomocy.
zresztą.... czy by pomogły... powiedziałam o tym położnej środowiskowej, myślałam że coś mi pomoże, ale ona się tylko roześmiała i powiedziała "no to trzeba teraz o synku pomyśleć"
super rada.
a ja sobie mogę zajść w trzecią, piątą i dziesiątą ciążę, ale jestem niemal pewna,że każde rozwiązanie będę tak boleśnie przeżywać.
Mi groził poród przedwczesny i gdzieś tam walcząc o donoszenie ciąży do końca przyszło mi na myśl, że czułabym się oszukana rodząc przed terminem
Urodziłam w 39t+4dc i te 3 dni do terminu też już były oszustwem ;-)
Jak przeczytałam, że urodziłaś w 38tc to zrobiło mi się przykro w Twoim imieniu
A jak teraz jest? Myślisz jeszcze o tej ciąży czy już Ci przeszło?
Powiedz, że to kiedyś minie.... niby już raz byłam na tym etapie co teraz, ale... ale teraz gorzej. Wtedy wiedziałam, że jeszcze będę w ciąży, bo dwójka dzieci to była dla mnie oczywistość. Teraz... no teraz już mam dwójkę dzieci ;-)
Kasia-matiy,
ja tak miałam po pierwszym porodzie. Teraz jak próbuję sobie przypomnieć te początki to stwierdzam, że mam jedną wielką dziurę w pamięci. Właśnie tak - mechanicznie wszystko przy dziecku robiłam. W sumie pierwsze 6tyg mogę opisać jednym zdaniem "chciałam spać!" ;-)
W drugiej ciąży i z drugim dzieckiem już zupełnie inaczej. Bardzo świadomie!
Myślę, że to wynikało właśnie z tego, że wiedziałam jak mi będzie brakowało ciąży. Cieszylam się każdym dniem. Nie myślałam o tym co już za mną ani o tym co będzie tylko żyłam daną chwilą. Jasne, że pojawiały się refleksje, że to już 8-12-20-30-35-39tc , ale nie poświęcałam im za dużo czasu. Cieszyłam się wymiotami, informawaniem znajomych o ciąży, oczekiwaniem na ruchy, pierwszymi ruchami, rosnącym i ciążącym brzuchem, ach... no wszystkim, wszystkim, wszystkim.
Poród też dużo lepiej! Po pierwszym miałam traumę, a ten był lekarstwem na tę traumę. Po pierwsze i najważniejsze, dla mnie. Zaznaczyłam głośno i wyraźnie, nawet na piśmie byłam gotowa to dać, że NIE ZGADZAM się na żadne leki uspakajając, usypiające czy w inny sposób wpływające na moją świadomość. Tu wielkie podziękowania do anestezjologa, złoty człowiek, bo cierpliwie i szczegółowo wszystko mi opisał, w trakcie operacji [bardzo niechciana cc :/] mówił mi co się dzieje i czego mogę się spodziewać. Jak już poczułam dotyk na klatce piersiowej to wiedziałam, że zaraz będzie płacz... i ta chwila. ten ułamek sekundy, gdy czekasz na płacz i gdy go słyszysz... coś pięknego! dla tej jednej chwili byłabym gotowa znieść całą resztę jeszcze raz. No i jak ujrzałam to moje maleństwo... wtedy nie myślałam o ciąży. Było mi wszystko jedno co się dzieje. Mogłam tak leżeć i leżeć na tym stole, z otwartym brzuchem i mieć to dziecko przy twarzy. Pragnęłam by czas się zatrzymał...
Myśli o ciąży wróciły dzień przed czy w dniu wyjścia ze szpitala. Jak ubierałam się w to, w czym przyszłam... wtedy pierwszy raz poczułam tę pustkę w brzuchu i jeszcze większą pustkę w sercu.
Równocześnie tak bardzo się cieszyłam, że mogę córkę wziąć w ramiona, pocałować, przytulić i... przewinąć ;-)
Teraz mała ma 4msc i zupełnie nie przypomina tamtego majowego Noworodka.
Ja się chyba minęłam z powołaniem... powinnam była zostać położną/ginekologiem/neonatologiem ;-) miałabym na co dzień porody i noworodki ;-)